Chapter Five

41 2 0
                                    

Gdy wyszła, on już czekał. Dołączyła do niego i razem ruszyli do Hogsmeade. Całą drogę szli w ciszy jakby wstydzili się rozmowy.
— Dokąd chcesz iść? — przerwał milczenie.
— Ty zdecyduj. Dostosuję się — odparła.
— Pod Trzema Miotłami? — zaproponował, a ona przytaknęła.

Otworzył przed nią drzwi żeby mogła wejść do środka. Poszła zająć stolik, a on podszedł by zamówić.
— Cześć Remusie — rzuciła barmanka.
— Dzień dobry Rosmerto — odrzekł.
— Gdzie zgubiłeś chłopaków?
— Przyszedłem z koleżanką. Tam siedzi — kobieta wychyliła się i spojrzała na nastolatkę.
— Od kiedy zadajesz się z Lorraine?
— Znacie się?
— Nawet za dobrze. Od roku razem z Lynx i Miriam są tu co dwa tygodnie by Lory się wyżyła.
— W jakim sensie?
— Gdy Syriusz za bardzo ją zdenerwuje to przychodzą tutaj, Lynx prowokuje ludzi, a gdy chcą jej przyłożyć do akcji wkracza Lory.
— Dobra, ale skąd umie się bić?
— Mój tata ma szkołę ze sztukami walk. Cześć Rosmerto — wtrąciła.
— Cześć Lory.
— Dużo słyszałaś?
— Cóż nie siedziałam daleko, więc słyszałam wszystko.
— To co zawsze? — spytała barmanka.
— Tak. Remusowi też to — puściła mu oczko, a kobieta się zaśmiała.
— Wątpię że będzie mu to przeszkadzało. Zaraz wam przyniosę — odparła i dwójka nastolatków poszła do stolika.

Zajęli miejsca, a gdy Rosmerta podała im napoje i odeszła wrócili do rozmowy.
— Co nam zamówiłaś? — zapytał.
— To nic takiego. Piwo kremowe z dużą ilością syropu czekoladowego i bitą śmietaną — wyjaśniła i upiła łyk.
— Długo już twój tata ma szkołę?
— Jeremy ma dwadzieścia jeden lat, więc od około dwudziestu trzech.
— A twoja mama pracuje jako...
— Łamacz klątw w Banku Gringotta. Przyjaźnisz się z Felixem a nie wiesz czym zajmują się jego rodzice?
— Nigdy nie pytałem. Znamy jedynie rodziców Jamesa. No i Syriusza z opowieści.
— To opowiedz mi o twoich — oparła twarz na grzbietach dłoni.
— Mój tata pracuje w Ministerstwie Magii w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, a mama jest bibliotekarką — powiedział.
— Twoja mama jest mugolem? — spytała.
— Tak — podrapał się po karku. — Oboje twoich rodziców to czarodzieje?
— Owszem — rzuciła. Chłopak wystawił dłoń w stronę jej twarzy, a ona, pomimo że nie wiedziała o co mu chodzi, nie przeszkadzała mu. Otarł jej łuk kupidyna z bitej śmietany i wytarł palec w serwetkę.
— Ubrudziłaś się — wyjaśnił, a ona się zaśmiała.
— Trzeba było tak od razu.
— Masz ładny uśmiech — stwierdził.
— Długo nad tym rozmyślałeś?
— Cóż chciałem ci to powiedzieć od roku, więc tak.
— Ja nie gryzę, mogłeś mówić wcześniej.
— Co planujesz robić po skończeniu szkoły?
— Nie myślę nad tym. Jeśli dożyję to będzie super.
— Dlaczego w stosunku do Syriusza jesteś taka oschła, a ze mną potrafisz normalnie porozmawiać, a nawet się śmiejesz?
— Black jest jak przerośnięty robal, który jedyne na co zasługuje to na dostanie kapciem w łeb i zostanie czarną plamą na ścianie, a gdy rozmawiam z tobą mam wrażenie, że nikt inny nie zrozumie nas tak dobrze jak my siebie nawzajem. Przeznaczenie czy coś.
— W jakim sensie nikt nas tak dobrze nie zrozumie?
— Ukrywasz coś przed innymi jeśli wykluczymy chłopaków. Ja również.
— Mi możesz powiedzieć.
— Ty również, a jednak tego nie robisz.
— Za dużo się nasłuchałem od Felixa.
— I w tym jest pies pogrzebany — klasnęła i wzięła kolejny łyk piwa. — Za bardzo słuchasz innych. Niech zgadnę, jestem najbardziej fałszywą osobą jaką zna Felix?
— Jeśli nie liczymy Lynx to tak — odparł.
— Mówi tak tylko dlatego, że wisi Chase dziesięć galeonów za to, że pomogła mu z problemami sercowymi. Czy fałszywa osoba troszczyła by się o swoją przyjaciółkę bardziej niż o siebie? Czy fałszywa osoba przyszłaby na umówione z tobą spotkanie? — dopytywała.
— Jedno muszę ci przyznać — zaczął, a gdy zobaczył jej zdezorientowaną minę dodał: — Jesteś cholernie sprytna.

(Nie)Zuchwały Gryfon//R.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz