Chapter Eleven

28 2 0
                                    

— Że w czym, z kim i co ty jesteś? — uniósł się Black.
— Że w związku, że z Lory i że szczęśliwy, Łapo jeśli nie słyszysz to umyj uszy, wytrzepanie się podczas pełni nie pozbawi cię woskowiny — powiedział spokojnie Potter.
— Pocałuj się w dupę, Rogaś. Remus no tak nie można! To nasz wróg! — oburzył się czarnowłosy.
— Można, można, nie słuchaj go — stwierdził okularnik.
— Trudne sprawyyy — zanucił Peter, a wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata. — No co? To taki paradokument.
— Mniejsza z piosenkami Petera! Syriusz, do cholery spróbuj zaakceptować Lorraine i to, że w końcu mi coś wychodzi w życiu. Wczoraj wcale nie przesadzała. Dostała ataku paniki, przez to, że kazałeś jej zniknąć z mojego życia. Czy ty nie rozumiesz, że jesteśmy dla siebie jedynymi osobami, które są w stanie się zrozumieć? — uniósł się Lupin i odruchowo wstał.
— Ach tak? Jakoś wcześniej my też byliśmy tymi osobami, pojawiła się ona i żeś kompletnie zwariował, nie widzisz, że to manipulantka? — podniósł się Black i wykrzyczał mu to prosto w twarz. Wilkołakowi puściły wszystkie nerwy i odruchowo przywalił animagowi z pięści w twarz. Trójka Huncwotów i Felix spojrzeli na likantropa zdziwieni.
— Nie waż się jej obrażać — zagroził i wyszedł z dormitorium.
— Co ja robię tu uu — zaśpiewał Pettigrew.
— Zamknij się, Glizdogonie, albo cię zakleję — warknął Potter. — Gratulacje, Łapo — rzucił i pobiegł za Lunatykiem.

Chłopak szedł wściekły w stronę wyjścia ze szkoły, aż wpadł na kogoś. Książki tej osoby się posypały i Remus przypadkiem oberwał w głowę.
— O matko, nic ci nie jest? — usłyszał głos Lorraine. — Co się stało? — spytała podczas zbierania książek.
— Syriusz się stał — James zbiegł po schodach i przybił żółwika z Thomson.
— Oho. Co znowu? — dopytywała.
— Obrażał cię to zebrał — warknął Lupin, a dziewczyna wtuliła się w jego klatkę piersiową.
— Obrońca ucieśnionych się znalazł — zaśmiała się.
— Dostał w szczenę tak, że chyba ma ją przestawioną — zarechotał Potter.
— Czemu wy się tak nienawidzicie, Lores? — spytał wilkołak gładząc nastolatkę po włosach.
— Cóż, znęcam się nad nim psychicznie, wolałabym fizycznie, ale tata mi zabronił bić ludzi, od momentu, w którym podrywał moją siostrę jak byliśmy na trzecim roku, a ona na drugim — wzruszyła ramionami.
— Stara, weź mi przywal — zaproponował Rogacz.
— Nie chcę ci czegoś złamać — stwierdziła.
— Chodźcie do Wrzeszczącej Chaty. Filch nas przynajmniej nie złapie — polecił Lunatyk, a okularnik i Ślizgonka przystali na propozycję.

Opuścili szkołę i udali się do Bijącej Wierzby. Remus zaczarował drzewo i weszli do korytarza. Już po chwili po wnętrzu ciemnej przestrzeni rozniósł się wrzask Lorraine.
— Lores, co jest? — spytał Lupin, który skierował jej wzrok w swoją stronę.
— Coś mi przebiegło po nodze — odparła przerażona. Chłopcy spojrzeli na ziemię i zobaczyli machającego im szczura.
— Peter! — krzyknęli, a trzeci Huncwot wrócił do swojej ludzkiej formy.
— Hej wam! — powiedział dumny z siebie, a Lory uderzyła go pięścią w nos. — A to za co?
— Ty psychopato! Trzeba było Pottera zaczepiać a nie mnie, ty... ty... ty padlino zakichana! — wrzeszczała.
— Już, spokojnie — Remus objął ją ramieniem. — Peter, co ty tu robisz? — zapytał.
— Łapa z Felixem coś knują i wygonili mnie z pokoju to poszedłem za wami — wzruszył ramionami.
— Złamała ci kichawę? — dopytywał podekscytowany James.
— Nie wiem, nie wsłuchałem się w to czy coś mi pęka — odparł.
— Szkoda — stwierdził zawiedziony.

(Nie)Zuchwały Gryfon//R.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz