Chapter Twenty-Six

20 2 0
                                    

Wzięła torebkę z rzeczami i założyła pospiesznie buty. Podbiegła do Fabiana i złapała go za rękę.
— Lorraine, Fabianie, gdzie się wybieracie? — spytał Aidan, który wyjrzał zza gazety.
— Lory prosiła mnie żebym podrzucił ją do Remusa — wzruszył ramionami.
— Czemu nie spytałaś nikogo o zdanie? Jak możesz znowu z nim być po tym co ci zrobił? — zdziwił się.
— Pytałam mamy i się zgodziła, a co do drugiej sprawy to pozwól, że sama będę o sobie decydować — stwierdziła.
— Nie kłam, Lorraine.
— Nie kłamię! Wczoraj jak wróciłam i pomagałam mamie przy kolacji to jej spytałam i powiedziała, że nie ma problemu — wyjaśniła.
— Nie tym tonem — upomniał ją.
— Dasz mi szlaban? Wsadzisz do klatki z krukami tak samo jak kiedy miałam dziewięć lat? Wiem, że nienawidzisz ludzi, ale wiesz kogo nienawidzisz bardziej niż ich? Siebie. Twoje sumienie dalej cię gryzie, że przez ciebie twoje oczko w głowie ma problemy z psychiką i agresją. Że to przez ciebie twoja „ukochana córeczka" została prawie zadziobana. Jeśli chcesz to proszę bardzo, ale nie jestem pewna czy potrzebna jest ci ta wojna — wysyczała.
— Co tu się znowu dzieje? — do pomieszczenia weszła Khalia z jednym ze swoich szczurów w ręce. — Lory, ty jeszcze tutaj? — uniosła brew.
— Ojczulek postanowił zrobić dochodzenie i podejrzewa mnie, że go okłamuję w sprawie mojego wyjścia. Konkretniej, że nie spytałam o pozwolenie na pójście do Remusa — spojrzała na ojca z politowaniem.
— Aidanie, nawet gdyby mnie nie spytała o zdanie to nic nam do tego. Jest dorosła. Pogódź się z tym, że Lorraine już nie jest tą naszą malutką Lory — pogłaskała po grzbiecie panią Whistletou i uśmiechnęła się promiennie.
— Jaką wojnę miałaś na myśli? — uniósł brew.
— Zapewne jak znowu poddasz mnie torturom i nie będę miała jak się chronić to dostanę zawału i mogę umrzeć, a wtedy Jeremy cię zabije, reszta rodziny znienawidzi, a mama złoży papiery rozwodowe — zamrugała radośnie i pospiesznie deportowała się razem ze starszym bratem.

Zostawił ją na chodniku i zniknął, a nastolatka ruszyła w stronę budynku. Wyprostowała się i zapukała do drzwi. Otworzył jej z nagim torsem, a ona delikatnie się uśmiechnęła. Weszła do środka, a on zamknął dom. Odłożyła torbę na szafkę i zarzuciła ręce na jego szyję, a chłopak położył dłonie na jej talii.
— Cześć — powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
— Cześć — odparł z uśmiechem.
— Tęskniłam — speszyła się, ale nie pozwolił jej odwrócić wzroku.
— Widzieliśmy się wczoraj — zaśmiał się.
— Kilka dni u Jamesa nie zwróci nam straconej połowy roku — oznajmiła.
— To prawda. Nadal jestem w szoku, że zgodziłaś się na to żebyśmy to wszystko przepracowali — ucałował jej czoło.
— Bez ciebie nie byłabym tym kim jestem teraz.
— Niezrównoważoną nastolatką, która prawie zabiła moją byłą i swojego brata?
— Z tobą jestem po prostu sobą — odparła ze śmiechem.
— Napijesz się czegoś? — spytał, a dziewczyna zaprzeczyła. — No to na górę.

Wziął jej rzeczy i zaprowadził do swojego pokoju. Pomieszczenie było przytulne. Łóżko było umieszczone na podeście, a pod nim znajdowały się półki z książkami. Naprzeciwko stała duża szafa, a przy oknie stało biurko. Wszystkie meble wykonane były z ciemnego drewna. Położył jej torebkę na krześle, po czym położył się na łóżku, a ona oparła się o blat.
— Będziesz tam tak stać? — uniósł brew, a ona westchnęła.
— Najpierw chyba powinniśmy porozmawiać — założyła ręce na piersi.
— No więc rozmawiajmy — podniósł się do siadu.
— Co robimy z nami? — spytała.
— Czyli chcesz coś z tym robić. Myślałem, że odpowiada ci tak jak jest.
— Bo odpowiada! — zapierała się. — Mam ciebie przy sobie i w teorii nas nie rozdzielą, ale myślisz, że nikt nie będzie próbował jeśli nadal będziemy się z tym kryć? Remusie zrozum. Teraz nasza relacja wygląda tak jak chciałam tego od początku, ale to co teraz tworzymy nie wygra z naszą zazdrością jeśli do ciebie zacznie się kleić jakaś ameba, a do mnie jakiś imbecyl z mojego domu — wyjaśniła.
— Lory, jesteś jedyną osobą, z którą kiedykolwiek naprawdę chciałem, chcę i będę chciał być. Jeśli nie chcesz się z tym kryć, nie będziemy, ale zastanów się czy na tym nie ucierpimy. Wysłuchiwanie na każdym kroku może nie być zbyt ciekawe — oznajmił, a ona weszła na podest i usiadła na kolanach chłopaka twarzą do niego.
— Nie liczy się dla mnie to jakie bzdury plotą ludzie ze szkoły. Jedyne co, a raczej kto jest dla mnie ważny to ty — objęła jego szyję rękoma i przejechała paznokciami po jego karku.
— Nie obchodzi cię że gadają, ale będzie cię obchodzić jak będą się do mnie czepiać? — zaśmiał się.
— Bo mój Luniek jest moim Luńkiem, a nie jakiejś wywłoki — rzuciła i lekko pchnęła go tak, by się położył, po czym się nad nim nachyliła.
— Przejmujesz inicjatywę? — zdziwił się.
— Ty to wiesz jak spieprzyć nastrój — stwierdziła i wstała.
— Przecież żartowałem! Wracaj mi tu — wciągnął ją z powrotem na materac. Tym razem to ona wylądowała pod nim.
— Czyżby wilczek też się stęsknił? — spytała z chytrym uśmieszkiem, a on wpił się w jej usta.
— Jak miałbym nie tęsknić za moją psychopatką? — odpowiedział między pocałunkami pytaniem na pytanie.
— Przesadzasz — odparła i pomogła mu zdjąć koszulkę.

Obróciła ich i pospiesznie ściągnęła swój sweter zostając przy tym w samym biustonoszu. Delikatnie pocałowała jego podbródek i z sekundy na sekundę schodziła coraz niżej i niżej, a on badał dłońmi jej półnagi tors.

(Nie)Zuchwały Gryfon//R.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz