Chapter Ten

30 2 0
                                    

Czekał na nią i bawił się śniegiem pomimo tego, że była dopiero połowa listopada już spadło go dość dużo. W końcu wyszła i pociągnęła go w stronę Hogsmeade. Przechadzali się uliczką, aż postanowili wejść do pubu Pod Trzema Miotłami.
— Cześć Rosmerto! — krzyknęli na wejściu i ruszyli do stolika.
— Cześć, to co zawsze? — spytała a oni przytaknęli.

Usiedli na swoich miejscach, a właścicielka podała im napoje. Lorraine uśmiechnęła się do Remusa, a on to odwzajemnił.
— Hej — rzuciła.
— Hej — zaśmiał się. — Czemu nie spałaś w nocy?
— Myślałam nad słowami Jamesa — odparła.
— Jakie to były słowa? — uniósł brew.
— Naprawdę ci na mnie zależy? Bardziej niż na przyjaciółce? — zapytała z nadzieją.
— Papla — stwierdził. — Jeśli tak... to co wtedy?
— Ucieszyłabym się.
— A jeśli nie?
— Zrozumiałabym.
— Tak.
— Co tak?
— Tak, to prawda — strasznie się stresował. — Lores, podobasz mi się od dobrych dwóch lat, a teraz, jak zaczęliśmy się poznawać coraz lepiej i lepiej, moje uczucia do ciebie rosły coraz to bardziej i bardziej.
— Remusie, nikt mnie tak dobrze nie rozumie. Jesteś jedną z nielicznych osób, z którymi mogę szczerze i bez obaw porozmawiać. Zauważyłam cię bardziej jakoś niecały rok temu, ale nie żałuję, że rozwinęłam tę znajomość. Stałeś się chyba najważniejszą osobą w moim życiu — odparła.
— Może... byśmy spróbowali iść tak życiu na przekór? — spytał, a ona przytaknęła.
— We dwójkę?
— We dwójkę — powtórzył po niej i objął jej dłoń swoimi.

Lorraine wyjaśniła chłopakowi powód wczorajszej paniki, a on zacisnął jedynie pięści. Czuli się przy sobie dość wyjątkowo. Jedno sprawiało, że to drugie było szczęśliwsze.
— Chyba musimy prosić Rosmertę żeby dawała ci słomkę — zaśmiał się.
— Och ty wcale nie wyglądasz lepiej — wzięła na palec resztki bitej śmietany i ubrudziła nastolatkowi nos.
— Ej! To było nieczyste zagranie! — przetarł miejsce serwetką.
— Jeśli mówiąc nieczyste masz na myśli, że zostałeś ubrudzony to tak, było, ale jeśli chodzi ci o złamanie zasad to nie było, bo nie było zasad — wystawiła w jego stronę język.
— Spędzam czas z bobasem — pstryknął ją w nos.
— Lubisz tego bobasa — roześmiała się.
— Owszem, lubię — uśmiechnął się.

Dopili napoje, Remus zapłacił i wyszli z Pubu. Chłopak oplutł dłoń dziewczyny palcami i razem szli w stronę zamku. W pewnym momencie nastolatka się schyliła i wzięła do ręki garstkę śniegu.
— Nawet nie... — pogroził jej palcem, ale nie dane było mu dokończyć, bo rzuciła mu śnieżką w twarz. — Mendo garbata — w ten sposób zaczęła się między nimi bitwa. Ich śmiechy wypełniały całą ulicę.

Wojna trwała do momentu, w którym Lupin nie zauważył, że Lorraine trzęsie się z zimna.
— Zimno ci — stwierdził.
— Nie, jest super — odparła szczękając zębami.
— Przecież słyszę — objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w jego bok.
— Od razu lepiej — roześmiała się.
— Wyglądasz jak splaszczony kartofel — zażartował.
— Kartofle są urocze — wyszczerzyła zęby.
— Zależy od kartofla.
— Jestem najbardziej uroczym kartoflem jakiego widziałeś w całym swoim życiu.
— Skromnością dorównujesz Syriuszowi.
— Ej, nie obrażaj mnie! On to zadufany w sobie bufon, a ja po prostu wiem kiedy żartować.
— Jesteś najweselszą Ślizgonką jaką znam.
— Mało Ślizgonów znasz.
— Tyle mi wystarczy. Mam w tym domu dziewczynę i przyjaciółkę, czego chcieć więcej?
— Fakt, tyle ci wystarczy — uszczypnęła go w bok i oboje się zaśmiali.

(Nie)Zuchwały Gryfon//R.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz