— Ej, Thomson, to prawda, że ty i Lupin do siebie wróciliście? — spytał Evan.
— Co? Nie — odparła.
— Czyżby? — uniósł brew i wskazał na stół Gryfonów.Chłopcy byli jak zawsze otoczeni przez krąg zainteresowanych nimi dziewczynami. Jedna z nich - niska brunetka z grzywką przysuwała się do Remusa, a nastolatka zacisnęła dłoń na widelcu.
— To nie wygląda za dobrze — rzucił Barty.
— Cóż, jego życie — wzruszyła ramionami i spojrzała na Lynx błagając o wybawienie.
— To puść w takim razie ten widelec, bo już ci krew leci — rzuciła kątem oka na rękę, która faktycznie pokrywała się coraz to szybciej posoką.
— Puściłabym, ale nie puszczę — syknęła.
— Lores, podaj mi tę rękę — poprosił Crouch.
— Nie mogę, Bartemiuszu, bo wtedy faktycznie będę musiała odłożyć widelec — uśmiechnęła się.
— Dlaczego nie chcesz puścić tego pieprzonego sztućca? — uniósł się Rosier.
— Bo nie chcę przypadkiem przebić tej siksie tętnicy szyjnej — warknęła.
— Nie przebijesz — blondyn zatarł ręce, a Chase podniosła twarz z nad miski.
— Nie podpuszczaj jej, Evan — ciemnoskóra pokręciła z niedowierzaniem głową.
— Przecież tu nawet nie ma szans na to, że... — już po chwili Wielką Salę wypełnił wrzask, a Thomson z triumfalnym wyrazem twarzy upiła łyk herbaty.
— No to mamy przekichane, spieprzać. Już! — poleciła Lynx i pociągnęła za sobą Lorraine, a ich przyjaciele niewiele myśląc pobiegli za nimi.Lory zahamowała w Sali Wejściowej i owinęła skaleczoną dłoń kawałkiem koszuli. Zawróciła i chciała wejść do pomieszczenia, w którym przed chwilą jedli śniadanie, ale Barty złapał ją za nadgarstek.
— Zostaw mnie Crouch — rzuciła.
— Nie. Zrobisz znowu coś głupiego — odparł, a ona zaczęła się szarpać.
— Powiedziałam zostaw! — wyrwała się z objęć Bartemiusza i otworzyła drzwi Wielkiej Sali.Przeszła przez nią i zatrzymała się obok Dumbledore'a. Ukłoniła się z chytrym uśmiechem, a nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią jednym machnięciem różdżki związał jej dłonie za plecami. Wiedziała, że to będzie koniec jej przygody w Hogwarcie. W końcu przebiła jakiejś piętnastolatce rękę na wylot. Pchnął ją w stronę wyjścia, a ona pomachała swoim przyjaciołom z domu lwa i przybiła żółwika z Jamesem i Dorcas. Opuściła pomieszczenie.
— Lores! Do cholery po co ty tam lazłaś? Przyznałaś się, idiotko. Wywalą cię! — panikowała Chase.
— Uspokój się. Nic mi nie będzie. Tak powinno być — posłała im pożegnalny uśmiech i odeszła.Usiadła na fotelu w biurze dyrektora i grzecznie na niego czekała. Drzwi pilnowali nauczyciel Obrony i profesor Kettleburn - nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. W przeciwieństwie do pierwszego z mężczyzn, ten drugi był naprawdę w porządku. Zawsze powtarzał Lorraine, że życie bez ryzyka to nie życie i każdy ma w sobie odrobinę szaleństwa. Dzięki profesorowi faktycznie się zaakceptowała. Siebie i jej wszystkie dziwactwa, które przez całe życie tak usilnie ukrywała. Wąsaty mężczyzna puścił w jej stronę oczko, a ona się zaśmiała. Mimo, że profesor był kilkanaście lat wcześniej Puchonem, jego ulubioną uczennicą była właśnie Thomson. Dziewczyna potrafiła się wspaniale zajmować stworzeniami. Na jej trzecim roku podarował jej nieśmiałka, który niestety nie przeżył u niej w domu, bo zdeptał go jej najmłodszy z braci. Strasznie przypominała mu właśnie tego małego zielonego stworka. Głównie z tego powodu, że również nie była zbyt ufna, a gdy ktoś zagrażał jej lub jej bliskim stawała się bardzo agresywna.
W końcu przybyli Slughorn oraz Dumbledore i dyrektor zasiadł naprzeciw osiemnastolatki. Splótł dłonie i uśmiechnął się promiennie.
— Lory, jesteś mądrą nastolatką, prawda? — spytał.
— A jak pan uważa — rzuciła ironicznie.
— Jesteś inteligenta, a przede wszystkim sprytna po matce. Ale niestety wybuchowa po ojcu. No może nawet bardziej. Jesteś jego lepszą wersją. Nie uwierzę, że twoje działanie nie było przemyślane — jego uśmiech wydawał się przeszywający. Coraz bardziej ją to irytowało.
— Owszem, było przemyślane. Czekałam na odpowiedni zapalnik.
— Tym zapalnikiem była panna Chase i pan Rosier — stwierdził.
— Nawet pan nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo pan się myli. Evan i Lynx nie są niczemu winni. Barty też nie, żeby nie było — wywróciła oczami. Mimo wszystko była dumna z siebie, że przechytrzyła największego czarodzieja w ich czasach.
— To by było zbyt proste. To może pan Potter? Albo twój brat? — dociekał, a ona parsknęła.
— Niech pan się nie pogrąża. Moim celem była ta laska i zapalnikiem też była ona. Wystarczał mi jeden moment. Wysunęła rękę w stronę Remusa, dłoń była w idealnym położeniu. To był jeden ruch, a dzięki temu więcej nikt się nie zbliży — uśmiechnęła się i oparła plecy.
— Że też na to nie wpadłem — odpowiedział zaskoczony.
— Najwidoczniej jest już pan za stary — uniosła jeden kącik ust.
— Trzeba ją wydalić ze szkoły. Stwarza zagrożenie dla uczniów — rzucił nowy nauczyciel.
— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, próchniaku, z tego jak wielką przyjemność mi tym zrobisz — warknęła w jego stronę.
— Panie Riggins, panno Thomson, proszę się uspokoić. Lory, twoi rodzice zaraz tu... — do pomieszczenia weszła Khalia wraz z Aidanem. Matka przybiła z córką żółwika, a ojciec spojrzał na nie karcąco.
— Dzień dobry, Albusie — Thomson uścisnął dłoń dyrektora i usiadł obok córki. — Lorraine, ustąpiłabyś miejsca matce — skarcił ją.
— Jak mnie ten idiota rozwiąże to może ustąpię — wzruszyła ramionami, a jej mama spojrzała na Rigginsa.
— Jakim prawem związał pan moją córkę? — oburzyła się.
— Stwarza zagrożenie dla uczniów, a także nauczycieli — oznajmił z kamienną miną, a Khalia wycelowała w niego różdżką.
— Rozwiąż ją, bo inaczej zobaczysz kto naprawdę w tej rodzinie stwarza zagrożenie dla otoczenia — zagroziła, a on pospiesznie pozbył się linki.
— Wracając do tematu Lorraine. Przebiła widelcem na wylot dłoń jednej z uczennic — wyjaśnił Dumbledore.
— Jakiej uczennicy?
— Konkretnie córce pana Rigginsa, Clary.
— Tak, wiem, zasłużyłam na wydalenie ze szkoły. No to wypełniaj pan jakiś kwitek, ja idę po rzeczy i już mnie nie ma.
— Lorraine, skoro tak bardzo tego chcesz...
— Tylko chcę ostrzec pana Rigginsa. Niech pana córeczka trzyma lepiej łapska z daleka od mojego chłopaka, bo przebita ręka to będzie jej najmniejszy problem, jeśli się dowiem, że się do niego kleiła — uśmiechnęła się szaleńczo i wstała z krzesła. — A, profesorze Dumbledore, czy mogłabym jeszcze pożegnać się z przyjaciółmi przed wyjazdem?
— Oczywiście, Lorraine. Nie pozwolimy ci wyjechać bez słowa. Twoja klasa ma teraz zaklęcia.
CZYTASZ
(Nie)Zuchwały Gryfon//R.L.
FanfictionStrach. Tak bardzo duszący, nie dający chwili wytchnienia. Wyciskający z oczu strumienie łez. Strach, na który trzeba znaleźć sposób. Od którego nie ma odwrotu. Właśnie z nim musi się mierzyć Lorraine. Z nim, a także z wieloma emocjami zwyczajnej, n...