Rozdział 5

26.7K 735 81
                                    

Podobno trzeba zachować spokój, gdy niezrównoważona i nieobliczalna osoba oddycha tym samym tlenem co Ty. Obserwuję bacznie jak płatny zabójca przygotowuje dla mnie obiad. Zachowuje się jak prawdziwy szef kuchni i już po chwili w całym mieszkaniu zaczyna pachnieć wspaniałym posiłkiem.

Jednak nie to mnie teraz interesuje.

Główne drzwi są zamknięte i to na szyfr. Czuję się trochę jak w wielkim sejfie, bo za cholerę nie jestem w stanie wyjść stąd bez odgadnięcia ośmiocyfrowego kodu. Moją uwagę przykuwa balkon, ale czternaste piętro trochę uniemożliwia skok. Czy to już koniec?

- Kiedy będę mogła wrócić do swojego mieszkania? – pytam, wiercąc się niespokojnie na stołku przy wyspie kuchennej.

Postanowiłam uspokoić chociaż trochę szalejący puls i spróbować rozmowy jak normalni ludzi.

Jednak nie wychodzi mi to najlepiej, bo ten dupek przykuł moją dłoń do krzesła na którym siedzę.

- Nigdy – odpowiada, podrzucając warzywa na patelni.

- Przestań w końcu żartować – mówię znudzonym głosem. – Chcę wrócić i...

- Zginiesz – przerywa mi, odwracając się w moją stronę. – Tego chcesz?

- Nie wydam Was. Ja naprawdę nic nie widziałam.

Teraz moje problemy finansowe to pikuś przy obecnej sytuacji. Aż chciałabym powrócić do tego jak w nocy szoruję brudne podłogi biurowców a w dzień roznoszę drinki w barze piwnym na Brooklynie.

- Seth to totalny pojeb – oznajmia rozbawionym głosem.

Nawet nie mam pewności, że ten cały Seth faktycznie istnieje. Co jeśli Nathaniel Saint jest psychopatą, który więzi mnie tu dla swojego jakiegoś szalonego planu?

- To po co tam z nim byłeś?

- Nie lubię babrać się w sprzątaniu a on to chętnie robi – wyjaśnia, napinając okazałe mięśnie. – Wolę ostatni raz uśmiechnąć się do ofiary i...

- Przestań! – krzyczę, zamykając oczy. – Nie chcę tego słuchać.

Cieszyłam się, że spotkałam wspaniałego faceta, który zaspokoi wszystkie moje potrzeby i pozwoli zapomnieć o beznadziejnej sytuacji uczuciowej. Oddałam mu ciało na jedną noc a on okazuje się psycholem, którego bawi śmierć. Uśmiecha się do swoich ofiar? Przecież to chore. Jaki człowiek tak się zachowuje?

Czuję jak zbliża się do mnie a sekundę później obraca stołek tak bym siedziała twarzą do niego. Chwyta lekko za mój podbródek i unosi go nieznacznie. Otwieram powoli powieki, zderzając się z magnetyzującym spojrzeniem.

- Boisz się? – pyta poważnym głosem.

Cholernie, ale nie przyznam tego.

- Gardzę Tobą – syczę cicho.

Strzepuję wolną ręką jego dłoń i odwracam się w stronę blatu.

Żałuję, że całowałam te usta.

- Nie wypuszczę Cię.

- Dlaczego? – pytam zrezygnowana.

- On Cię znajdzie i zapierdoli, bo musiałaś wejść do tego jebanego mieszkania! – krzyczy, odchodząc ode mnie w głąb salonu. – Czego Ty kurwa nie rozumiesz?!

Wkurzyłam go.

Jest wściekły i nie muszę na niego patrzeć by wiedzieć, że zaciska dłonie w pięści. Jego oczy pewnie pociemniały do głębokiej czerni a twarz zrobiła się czerwona.

Nathaniel Saint. Devils' hearts #2 [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz