Epilog

26.1K 746 63
                                    




NATHANIEL SAINT

Chyba ochujali, jeśli myślą, że tak po prostu będę tu czekał. Nie ma takiej cholernej opcji, bo inaczej rozniosę cały ten szpital.

- Nate, usiądź proszę i...

Przenoszę wkurzone spojrzenie na Grace. Próbuje mnie uspokoić, ale słabo jej to wychodzi. Nikt, oprócz Alany, nie jest w stanie sprawić, że przestanę chodzić po korytarzu jak pojebany.

- To może potrwać jeszcze...

- Grace, proszę Cię! – wtrącam się podniesionym głosem. – Wyjebali mnie z sali, bo jej oddech zaczął zanikać! Rozumiesz, kurwa?! Ona na moment przestała oddychać a ja nie wiem kurwa czy...

Milknę, czując jak gula w moim gardle zaczyna rosnąć. Nigdy w życiu nie płakałem i teraz też nie zamierzam. Nie mogę pokazać im jak bardzo jestem słaby, jeśli chodzi o moją rodzinę. Powinienem być silny, bo za drzwiami na które patrzę od trzech godzin, rodzi się moja córka.

Będę ojcem a oni muszą widzieć, że poradzę sobie w tej roli.

- Lekarze wiedzą co mają robić – szepcze Grace, zbliżając się do mnie. – Alana zaraz stamtąd wyjdzie z Waszą córeczką na rękach i musisz jej pokazać spokój.

Ja pierdole.

Patrzę na Grace zamglonym spojrzeniem i w końcu się poddaję. Opieram się o zimną ścianę szpitalnego korytarza i odchylam głowę do tyłu, zamykając oczy. Po moich policzkach, pierwszy raz w życiu, płyną łzy.

Trzęsę się cały z obawy, że tam w środku, dzieje się coś złego. Może właśnie ją ratują a ja nie mogę pomóc? A co jeśli ratują naszą córkę?

Kurwa. Nie wytrzymam tu.

Jeśli ją stracę, to...

Nie. Nie da się stracić swojego nieba.

- Panie Saint.

Odpycham się szybko od ściany, słysząc niepewny głos lekarza. Staje w progu przejścia na salę porodową i patrzy na mnie wyczekująco. Podbiegam do niego prawie wpychając się do środka sali.

- Spokojnie – zatrzymuje mnie, torując drogę. – Tam pan nie wejdzie.

No nie kurwa.

Rozpierdolę ich.

- Jak to nie wejdę?! – drę się, unosząc dłoń do jego szyi. – Co z moją żoną?!

Ktoś powstrzymuje mnie przed rzuceniem się do jego gardła. Czuję silne ręce oplatające moje ramiona i wkurwiony oddech Christiana.

- Żona jest aktualnie w trakcie badań, ponieważ wystąpiły komplikacje z...

Nie słucham go dalej.

Wyrywam się z chwytu brata i wpadam jak szalony do sali. Mijam zszokowanych lekarzy, którzy nawet nie próbują mnie powstrzymać.

Już z daleka je zauważam.

Staję przed szklanymi drzwiami i przecieram twarz dłonią, widząc moją największą miłość.

- Jak już się pan tu wepchał to niech pan wejdzie dalej.

Kurwa, boję się.

Wycieram oczy, nie chcąc pokazać jej, że byłem na tyle słaby, by zapłakać. Biorę się w garść i otwieram drzwi.

Jej wzrok od razu ląduje na mnie. Jest zmęczona i cała czerwona na twarzy, ale mimo to widzę tej wspaniały uśmiech. Trzyma w ramionach malutkie dziecko i płacze próbując coś powiedzieć. Zbliżam się niepewnym krokiem i obserwuję cudowną buzię córki. Nadal ma zamknięte oczy a jej usta są nieznacznie rozchylone.

- Ja...

Brakuje mi słów, by opisać to co teraz czuję.

- Jest cała i zdrowa – szepcze Alana.

Pochylam się nad nią i całuję czule mokre czoło. Unoszę dłoń do jej twarzy i wycieram mokre policzki. Łzy płyną strumieniem, ale wiem, że to nie jest rozpacz.

- Panie Saint – zwraca się do mnie lekarz stojący obok łóżka. – Niech pan zabierze córkę na ręce, bo pańska żona jest wykończona.

Mam ją dotknąć? A co jeśli coś jej zrobię?

Chwytam stołek stojący niedaleko moich nóg i siadam na nim. Wyciągam ramiona w stronę Alany i delikatnie przejmuję naszą córkę. Przysuwam ją do swojego torsu i patrzę jak zahipnotyzowany na cud, który mnie spotkał.

Przenoszę spojrzenie na powoli zamykające się oczy Alany.

- Kocham Was – szepczę zachrypniętym głosem. – Kurewsko mocno kocham.

KONIEC

Nathaniel Saint. Devils' hearts #2 [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz