Rozdział 10

21.8K 751 42
                                    

Niosę tacę z warzywną zupą i modlę się w myślach, by jej nie opuścić. Odstawiam tacę na podłogę i pukam dwa razy w drewniane drzwi. Kilka sekund później naciskam na klamkę i wchodzę do środka.

- Jak się Pani czuje? – pytam, kładąc tacę na niewielkim stoliku obok łóżka.

- Lepiej wyjdź stąd moje dziecko. – odzywa się cicho Tabbita. – To może być jakiś wirus.

Jest słaba, blada i wygląda na kompletnie wykończoną. Jej bujne włosy tworzą chaos na głowie a oczy pozostają zamknięte. Uśmiecham się do niej pokrzepiająco, ale ona i tak tego nie widzi. W końcu odwracam się i opuszczam szybko jej sypialnię.

Kieruję się w stronę ogrodu i podchodzę do łóżeczka ustawionego w zacienionym miejscu. Obserwuję jak najsłodsze dziecko na świecie drzemie odpoczywając po długiej zabawie w basenie.

- Nie obudź go, bo tego nie lubi.

Podskakuję, słysząc głęboki głos Seana.

- Wybaczyłby mi – odpowiadam, patrząc nadal na śpiącego Nolana.

- Każdy chłopiec podkochuje się w swojej opiekunce – żartuje cicho.

Odwracam się w jego stronę i prowadzę nas do ławki ustawionej niedaleko łóżeczka. Muszę mieć go na oku, bo nie do końca ufam elektronicznej niani. Podgrzewając zupę w kuchni, co chwilę wychodziłam na zewnątrz by sprawdzić, że wszystko jest w porządku.

Jeszcze nie jestem matką a już wariuję.

- Będę za nim tęskniła – przyznaję, nie patrząc na mojego rozmówce. – A to głupie, bo znam go zaledwie cztery dni.

- Spodoba Ci się Kanada.

Coraz mniej jestem tego pewna.

Nie śpię w nocy, bo obmyślam plan tego jak będę tam żyła. Poznam kogoś fajnego czy będę sama próbować odbudować swoje życie? A co jeśli stanie mi się tam coś gorszego niż dotychczas? Nie będę miała do kogo zadzwonić z poradą lub pocieszeniem. Nikt nie wesprze mnie w podejmowaniu decyzji.

Christian chce mnie wysłać do niewielkiego miasta Steinbach. Podobno jest idealne na ukrycie swojej tożsamości a jednocześnie rozpoczęcia nowego życia.

- Nie będę umiała się z nim pożegnać – szepczę, powstrzymując pojawiające się łzy. – Jak mam niby to zrobić?

- Lepiej w ogóle się nie żegnać – odpowiada poważnym tonem. – To mniej boli.

- Mam po prostu zniknąć?

Sean nie odpowiada. Zamyślony siedzi obok mnie i patrzy w ten sam punkt co ja. To trwa może kwadrans albo dłużej i po chwili mam już dość myślenia o swoich problemach. Podnoszę się nagle z ławki, ale jego głos mnie zatrzymuje.

- Znam Kanadę – oznajmia, wpatrując się nada w łóżeczko. – Mogę Ci pomóc.

Przenoszę na niego wzrok, czekając aż powie coś więcej, ale on nadal milczy. Czasami wkurzają mnie te jego krótkie i zdawkowe zdania.

- Co? – pytam głośniej.

- Pomogę Ci zadomowić się – wyjaśnia, zerkając na mnie nieznacznie. – No chyba, że nadal boisz się mnie.

Dostałam szansę.

A to bardzo rzadko zdarza się w moim przypadku.

- Naprawdę? – dopytuję podekscytowana.

- Mam trochę znajomości i ogarnę Ci jakąś pracę – mówi z lekkim uśmiechem. – Ale nie wiem ile szef da mi urlopu.

Wątpię by ochroniarze Christiana mieli w ogóle urlop. Sean jest innym przypadkiem, bo jako jedyny nie chodzi w garniturze. Zauważyłam, że jakoś niespecjalnie zajmuje się bezpieczeństwem Państwa Saint. Nie wyjeżdża razem z Christianem mimo tego, że eskortuje go co najmniej dziesięciu ludzi. Zamiast tego on spędza całe dnie, szwendając się po posiadłości.

Nathaniel Saint. Devils' hearts #2 [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz