Avril przez dwie kolejne godziny oddzwaniała na telefony, których nie odebrała podczas spotkania z Robertem, podejmowała dziesiątki szybkich i ważnych decyzji i nie pozwoliła nawet na moment odpocząć swoim asystentom Teresie i Clarkowi.
Dopiero, gdy w firmie zrobiło się jakoś pusto, zdała sobie sprawę, że zbliża się już dziewiętnasta. Przestraszyła się. Samolot Marka miał wylądować na lotnisku w Nowym Jorku przed dwudziestą, a ona chciała mu przecież zrobić niespodziankę. Kolacja, gorący wieczór i... Może dostanie od niego prezent. Zawsze coś dostawała, ale tym razem spodziewała się czegoś więcej. W lot chwyciła torebkę i pojechała do domu. Miała nadzieję, że zdąży się przygotować przed jego powrotem.
Wpadła do mieszkania jak burza.
– Mark! – zawołała.
– Nie ma go jeszcze! – usłyszała głos Carmen dobiegający z kuchni.
Pobiegła w tamta stronę.
Jej apartament miał jakieś sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych. Dla niej był nawet za duży, ale cóż, dostała go dawno temu w prezencie od rodziców. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie pogardzi apartamentem w doskonałej lokalizacji z widokiem na Central Park.
Weszła do kuchni i przy piekarniku zobaczyła Carmen swoją gosposię. Przynajmniej ona miała głowę na karku. W tak kluczowych momentach, jak dzisiejszy wieczór, była wsparciem dla Avril.
– Umm... pachnie cudownie – powiedziała upajając się mieszaniną zapachów, która królowała w kuchni. Położyła torebkę na blacie i uścisnęła uśmiechniętą Carmen. Wiedziała, że kobieta czeka na to, aby ją pochwalić.
– No tak moja droga – odezwała się gosposia. – Chciałaś masz. Wszystko, co twój kochany lubi. Cała kolacja gotowa.
– Carmen, jesteś cudowna! – Ekscytowała się Avril i już zapuszczała wzrok do garnków. – Mogę spróbować?
– Nie, dopiero jak wróci Mark.
– Ooo... – westchnęła zawiedziona. – Mam nadzieję, że szybko wróci, bo jestem głodna jak wilk.
– To na razie leć się przebrać skarbie, a ja udekoruję stół. Wyprasuję obrus, a resztę mam przygotowaną. Jak wrócisz, wszystko będzie gotowe.
Avril jeszcze raz ucałowała Carmen i szczęśliwa pobiegła w głąb apartamentu. Z komody wyciągnęła bieliznę, którą kupiła specjalnie na tę okazję i poszła do łazienki. Chciała wziąć szybki prysznic i już czekać na Marka. Jednak, gdy tylko pierwsze krople wody spadły na jej skórę, przyjemny dreszcz odprężenia rozszedł się po jej ciele, myśli z zawrotną prędkością poszybowały w kierunku dzisiejszych wydarzeń. Pomyślała o Robercie. Widziała, jak patrzył na nią tymi niebieskimi oczami, jak ślizgał się wzrokiem po jej sukience. Przystojny i elegancki w tym ciemnym garniturze. Wszystko się jej w nim podobało. Zakryła twarz dłońmi. Westchnęła smutno, a oczy wypełniły się łzami. Jeszcze nigdy nie była tak świadoma tego, że on należy do innej kobiety i nigdy nie będzie jej. Ach, gdzie tam, jak mogła o tym myśleć. To było nierealne. Przetarła oczy, a potem nacisnęła pompkę buteleczki z żelem do mycia. Roztarła go na ciele i szybko spłukała. Tylko swych myśli o nim nie była w stanie wypłukać z głowy. Zakręciła wodę, wyszła z kabiny i owinęła się ręcznikiem. Spojrzała w lustro, a potem zaraz na zegarek w swoim telefonie.
– Niech to! – miała niewiele czasu. Mark mógł pojawić się w każdej chwili. Szybko ubrała bieliznę, poprawiła makijaż i pociągnęła usta ciemno–burgundową szminką. Lubiła ostry wieczorny look. Teraz tylko sukienka. Przeszła do garderoby. Już doskonale wiedziała, którą sukienkę ubierze. Wybrała czarną, do kolan, dokładnie przylegającą do ciała, z długimi rękawami z ręcznie wykonanej gotyckiej koronki. Dekolt był owalny, a plecy do połowy odsłonięte. Była gotowa i postanowiła pójść do kuchni, aby sprawdzić, czy nie pomóc Carmen.
CZYTASZ
Czy będziesz kiedyś mój?! Lennox Corp. cz. 2 (całość)
RomanceAvril Mazerton jest jedną z najlepszych projektantek ubrań w stylu steampunk w Nowym Jorku. Robert jest prawnikiem w rodzinnej korporacji Lennoxów i mężem Very, za którą szaleje. Gdy pewnego dnia Vera nie wraca z delegacji, Robert dzwoni do Avril...