40. Avril

1.5K 122 24
                                    

Avril

Całą noc płakała i mimo że Mark prosił i błagał, aby go wpuściła i z nim porozmawiała, nie otwarła drzwi. Nie odważyła się. Czuła się winna. Zawiodła siebie i Marka. Dopuściła się czegoś, co nigdy nie powinno się zdarzyć, a teraz spadła na nią kara i płaciła za swoje grzechy.

Rano wstała, ubrała się i wyszła z sypialni ze spakowaną do podróży walizką. Zauważyła, że Mark śpi w salonie na kanapie. Podeszła do niego.

– Mark – powiedziała, aby go obudzić. – Mark! – zawołała trochę głośniej.

Powoli otworzył oczy, ale gdy tylko ją zauważył, zerwał się na równe nogi.

– Avril, dzięki Bogu!

– Wyjeżdżam na dwa, trzy dni do rodziców – oznajmiła szybko, gdy chciał coś powiedzieć. – Muszę wszystko przemyśleć, ale gdy wrócę... – zawiesiła na moment głos.

– Avril... – poprosił błagalnie. Podszedł do niej i objął ją. Przytulił mocno do siebie. Wtuliła się na moment w niego. Może była na niego zła, ale to przecież nie do końca jego wina. To ona namieszała. Powoli odsunęła się od niego.

– Wybaczysz mi? – zapytał.

– Wybaczę – wyszeptała i podniosła na niego wzrok. Widziała, że wyraźnie mu ulżyło. Ucieszył się. – Ale w tym wszystkim ja też nie jestem bez winy, więc... Proszę wróć do swojego mieszkania, bo i tak moim największym marzeniem nadal będzie dziecko. Noszę je już pod sercem i jeżeli nie jest twoje...

– Co?

– Jestem w ciąży – spojrzała na niego oczami pełnymi łez. – Nie wyrzeknę się tego dziecka.

– Rozumiem, że to nie moje dziecko.

– Po tym co mi powiedziałeś wczoraj, raczej nie.

– To czyje?

– Nie wiem i tego właśnie muszę się dowiedzieć.

Widziała, jak twarz Marka przybiera nienaturalnie ponury wygląd. Czuła się brudna, a on tym spojrzeniem powodował, że wszystkie czarne myśli, które ją gnębiły, stawały się jeszcze bardziej przytłaczające.

– Ufałem ci – powiedział, gdy zrozumiał, że przyznała się do zdrady.

– Ja tobie też – odparła. Zacisnęła palce na rączce walizki, gdy do ich apartamentu weszła Carmen i chłopak z obsługi. Bez słowa podała mu walizkę, aby zaniósł ją do samochodu.

– Wrócę za parę dni – powiedziała do Carmen. – Muszę porozmawiać z rodzicami – dodała i ucałowawszy ją na pożegnanie, wyszła z apartamentu.

Musiała wszystko przemyśleć.

*

Faktycznie poleciała do rodziców. Chciała się im wyżalić, poszukać u nich wsparcia, ale gdy ich zobaczyła, szczęśliwych i takich z niej dumnych, nie potrafiła im powiedzieć o wszystkim, co się właśnie wydarzyło w jej życiu.

Tak, miała wspaniałą i dobrze prosperującą firmę i wspólnika, z którym zdradziła swojego partnera. Już teraz byłego partnera. Na dodatek była w ciąży. Gdyby ojciec dowiedział się o jej kłopotach, wysłałby pewnie armię zabójców, aby zabili Marka, a już na pewno Roberta, bo obaj skrzywdzili jego córeczkę.

Gdy Robert pojawił się tamtego dnia u Blanki i Adama, wstąpiła w nią nadzieja, że przyszedł do niej, po nią, że ją porwie i będą żyli długo i szczęśliwie. Ale to była ułuda. Wyraźnie powiedział, że nie i chyba dlatego powiedziała mu o dziecku, aby nie myślał, że będzie go o coś prosiła. Odtrąciła Roberta. Jak miałaby teraz do niego pójść i zapytać się, czy to dziecko przypadkiem nie jest jego. Zapewne pomyślałby, że chce go do czegoś zmusić, a ona nie potrzebowała łaski i dziwnych spojrzeń. A może by się dowiedziała, że on też jest bezpłodny i nie może mieć dzieci? Wolała oszczędzić sobie takich uwag. Była w stanie sama sobie poradzić i wychować dziecko.

Czy będziesz kiedyś mój?! Lennox Corp. cz. 2 (całość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz