Avril zostawiła melexa na podjeździe i wbiegła do domu. Była roztrzęsiona, a jej serce i umysł rozdarte między miłością do Roberta, a tym co podpowiadał jej rozum. Jednak w tamtym momencie, gdy do niej podszedł i zaczął dotykać, wcale nie zachowała się racjonalnie. Ale jak mogłaby mu odmówić. Jak mogłaby odmówić sobie tego, o czym tak marzyła i czego tak pragnęła.
Zatrzasnęła za sobą drzwi apartamentu i stanęła na środku salonu. Zakryła dłońmi twarz i powoli przesunęła je w górę, wplatając palce we włosy. Była nieszczęśliwa i zagubiona. Nic nie było takie jak by mogło być. Może gdyby to wszystko zdarzyło się wcześniej, a nie teraz, gdy postanowiła stworzyć z Markiem rodzinę.
Przeżyła z Robertem cudowne i upojne chwile, a on dał jej rozkosz, o której marzyła. Po prostu ziemia się rozstąpiła, a ona drżała w jego ramionach i traciła świadomość, gdy zrobił z nią to coś... Jeszcze nigdy nie uprawiała seksu analnego, żadnej jego namiastki i niczego podobnego. Przestraszyła się na początku tego co z nią robi, chciała uciec zawstydzona tak śmiałą i zdecydowaną penetracją, ale chwilowy ból i zaskoczenie zastąpiła rozkosz i chęć poznania czegoś nowego i niesamowitego. Nigdy by siebie nie posądziła o to, że jej się to spodoba, ani jego o to, że potrafi tak zawładnąć kobietą.
Czuła się bezradna i niepewna tego, co się teraz stanie. Na pewno Robert będzie ją pytał dlaczego uciekła i go zostawiła. Był uparty i nie zostawiał nierozwiązanych spraw. Była pewna, że tu przyjdzie i będzie chciał z nią porozmawiać.
Nie czekała, szybko przekręciła gałkę pod klamką, zamykając drzwi na klucz. Nie chciała i nie miała siły na tę rozmowę. Przeszła przez salon, otwarła drzwi na taras i ciężko usiadła na miękkim, obszernym fotelu.
Przed oczami miała chwile, gdy leżeli na łóżku w pokoju numer osiem i patrzyli na siebie, i wiedziała, że kocha go całym sercem. Chwała Bogu, że nie mieli prezerwatywy, aby posunąć się dalej. To był dla niej moment otrzeźwienia. Postanowiła wyjść, wymknąć się i jakoś zapomnieć. Nie chciała słyszeć po wszystkim jego wymówek, przeprosin, że się pomylił i zadziałał impulsywnie, bo przecież ma żonę. Wiedziała, że była dla niego substytutem Very i nigdy z nim nie będzie. To było wręcz pewne, że zabawią się, przeżyją namiętne chwile, a on ją potem zostawi.
Gdyby spędziła z nim noc, jej życie pewnie by się rozsypało, a ona chciała tego uniknąć, goniąc dosłownie resztkami sił. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna wikłać się w romans z żonatym mężczyzną, a przecież już to zrobiła. Nie do końca wprawdzie, ale zrobiła. Siedziała i starała się myśleć racjonalnie. Wiedziała, że będzie lepiej jak nie podda się temu pragnieniu, które nią targało.
Najgorsze było jednak to, że gdy zostawała sama z Robertem i gdy stawali naprzeciw siebie, rozum czmychał, a pozostawało tylko pożądanie. Od zawsze był jej miłością, niespełnionym marzeniem, a teraz był tak blisko i trudno było mu się oprzeć.
Podkuliła nogi i sama nie wiedziała ile czasu spędziła na tarasie zakopana w swoich myślach, z żalem w sercu, że jej życie jest tak pogmatwane i mimo tylu różnych sukcesów, nie do końca spełnione.
– Nie sądziłem, że jesteś takim tchórzem, Pączku – Głos Roberta rozległ się w nocnej ciszy.
Avril aż poderwała się do siadu ze swego miejsca. Była pewna, że zamknęła drzwi, więc jakim cudem dostał się tutaj? Spanikowana rozejrzała się wokół.
Dostrzegła go. Stał na piętrze, na balkonie swojego apartamentu i patrzył na nią. W blasku ogrodowych świateł, jego sylwetka była niewyraźna, ale widziała, że stał tam zasępiony w białej koszuli, z rękami w kieszeniach spodni i wpatrywał się w nią.
CZYTASZ
Czy będziesz kiedyś mój?! Lennox Corp. cz. 2 (całość)
RomanceAvril Mazerton jest jedną z najlepszych projektantek ubrań w stylu steampunk w Nowym Jorku. Robert jest prawnikiem w rodzinnej korporacji Lennoxów i mężem Very, za którą szaleje. Gdy pewnego dnia Vera nie wraca z delegacji, Robert dzwoni do Avril...