Robert wrócił do domu późnym wieczorem. Wszedł do swojego gabinetu, rzucił dokumenty i klucze na blat biurka i powoli odłożył obok telefon. Vera wróciła wcześniej, bo nie interesowała jej wieczorna kąpiel noworodka, ale było mu obojętne, czy wróciła do domu, czy pojechała sobie w nieznanym kierunku. Nie był zadowolony z tego, co go dzisiaj spotkało i nie chciał wysłuchiwać jej uwag. Cieszył się szczęściem brata i swoim chrześniakiem, małym Christianem, a ona popsuła mu ten dzień swoimi wymówkami.
– Czasem szukasz daleko, a szczęście może być tak blisko – powiedział Adam, gdy wychodzili z pokoju dziecięcego i jakoś dziwnie spojrzał na niego.
Po przepychankach słownych z matką wszyscy zeszli na dół, gdzie czekał na nich jego ojciec. Staruszek był dumny z tego, że ma pierwszego wnuka, ale nie miał siły wchodzić po schodach po niedawnej operacji serca. Poza tym Blanka obiecała, że gdy nakarmi Christiana, przyjdą na dół razem z maleństwem i Avril. On wraz z Adamem i Markiem podeszli do barku, aby się napić. Nie bardzo chcieli wysłuchiwać narzekań Ewy, że nikt jej nie słucha i że w rodzinie panuje samowolka. Ojciec był wprawionym graczem i doskonale potrafił udawać, że jej słucha.
Pili, rozmawiali o dziecku i nieprzespanych nocach, troskach rodziców i nawet czasem o pracy.
Teraz wieczorem czuł już zmęczenie po tym intensywnym dniu. Obszedł swoje biurko, po czym ciężko usiadł w wygodnym fotelu na kółkach. Wiele obiecywał sobie po tym rodzinnym spotkaniu, a nade wszystko chciał porozmawiać z Avril. Niestety, w domu brata nie było takiej możliwości.
Po Avril spodziewał się absolutnie wszystkiego, ale nie tego, co mu zrobiła. Pokazała mu, że nadal potrafi dobrze bawić się i być szczęśliwym. Pokazała, że życie może być przyjemne, a odpowiednia partnerka może je uatrakcyjnić. Ze zdziwieniem odkrył, że codzienność nie polega na ciągłych kłótniach o wszystko i na obawach, że zostanie za chwilę sam, a może być zwyczajna i radosna. Zdał sobie sprawę, że wpadł w jakiś krąg wyobrażeń i nie potrafił z nago wyjść, a życie przecieka mu przez palce. On natomiast stał w miejscu i nic z tym nie robił.
Chciał jej podziękować, bo to dzięki niej otworzył oczy. Niestety, ona nawet nie chciała z nim rozmawiać i był wściekły, bo nie wiedział, co ją ugryzło, że tak się od niego odsunęła.
– Mały Pączek... – wyszeptał przez zęby. Zawsze była gdzieś blisko niego i była takim radosnym elementem jego życia. Niespodziewanie przypomniała mu się Avril, gdy leżała pod nim. Dokładnie pamiętał jej twarz, niesamowite usta i miękkość skóry. Często wspominał te chwile, ale żałował, cholernie żałował tego, co się między nimi wydarzyło. Wolał tą ciętą jak osa Avril – swoją przyjaciółkę, niż obrażoną na niego, nie wiadomo o co, piękną kobietę.
Sam nie wiedział jak długo tu siedział, ale za oknem panował nieprzenikniony mrok. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że powinien iść spać, bo jutro w pracy czekał go ciężki dzień. Adam załatwiał tylko najpilniejsze sprawy i wracał do domu, do rodziny. Cały zarząd korporacji leżał teraz w jego rękach.
Poszedł na górę, po drodze całkiem rozwiązując poluzowany wcześniej krawat i wszedł do sypialni. Rozejrzał się. Odkąd Vera wróciła, panował tu ciągły bałagan.
– Robert, to ty?! – zawołała z łazienki.
– Tak – odparł niechętnie i już miał wejść do garderoby, aby się przebrać, gdy Vera wyszła z łazienki. Piękna, ponętna i we wspaniałej prześwitującej bieliźnie.
– Pomyślałam, że moglibyśmy jednak pójść na przyjęcie do Waltonów. Zaproszenie leży od paru dni i trzeba na nie odpowiedzieć.
– Naprawdę chcesz tam iść? – zdziwił się. Do tej pory Vera nie przepadała za tym towarzystwem.
CZYTASZ
Czy będziesz kiedyś mój?! Lennox Corp. cz. 2 (całość)
RomanceAvril Mazerton jest jedną z najlepszych projektantek ubrań w stylu steampunk w Nowym Jorku. Robert jest prawnikiem w rodzinnej korporacji Lennoxów i mężem Very, za którą szaleje. Gdy pewnego dnia Vera nie wraca z delegacji, Robert dzwoni do Avril...