42. Robert

1.8K 113 6
                                    

Robert


Odeszli na bok, wymijając tłum gości i wyszli bocznym wyjściem na taras. Noc otulała okolicę, a z ogrodu dolatywała muzyka. Za uchylonymi drzwiami tarasowymi tłoczyli się ludzie, a tutaj było cicho i spokojnie. Przez moment stali naprzeciw siebie i nic nie mówili. Avril nawet na niego nie patrzyła, a on dokładnie ją obserwował.

– Byliśmy szczęśliwi na Florydzie – powiedział w końcu.

Milczała.

– A potem w moim mieszkaniu. I zgodziłaś się zostać...

– Na nic się nie zgodziłam – oburzyła się i na moment spojrzała na niego.

– Więc co się stało z Markiem? Dlaczego Dominik mówi, że się rozstaliście? Jesteś w ciąży. Co z dzieckiem, przecież nie możesz wychowywać go sama?

– Mogę, nic ci do tego – odwróciła się do niego bokiem i położyła dłonie na kamiennej balustradzie tarasu.

– Tak uważasz?

– Tak – zapewniła go szybko.

Rozmawiał z nią o ciąży i dziecku, bo ten temat jakoś łatwiej było mu podjąć na początku. Robert opiekował się swego czasu swoim rodzeństwem i wiedział, jakie to trudne. Nie miał do czynienia z niemowlakiem, ale widział, ile cierpliwości i uwagi potrzebuje mały Chris.

– Avril, to wcale nie jest takie łatwe. Bez Marka nie dasz rady.

Odwróciła się energicznie w jego stronę. Jej oczy były przepełnione złością, a jej palec wskazujący boleśnie wbił się w jego pierś.

– Ani Markowi, ani tobie nic do tego dziecka. Ono jest tylko moje – podkreśliła.

Robert zaniemówił. Cholera, coś mu nie pasowało w jej wypowiedzi.

– Jak to twoje? A Mark?

Odwróciła się znowu do niego bokiem i patrzyła w ciemność.

– To dziecko nie ma ojca i na pewno nie jest nim Mark.

Robert zmarszczył brwi.

– A kto? – zapytał pełen dziwnych przeczuć. Chciał prostej odpowiedzi, bo coś mu mówiło, że za chwilę przewróci się do góry nogami całe jego życie.

Avril jednak powiedziała zupełnie coś innego:

– Myślisz, że jak przeleciałeś mnie dwa razy na Florydzie, to cię do wszystkiego upoważnia? Że możesz pytać o co chcesz i rządzić moim życiem?

To nie było tak! Nie o to mu chodziło!

Dwa razy? – zadźwięczało coś nagle w jego głowie.

– Dwa razy? – zdziwił się na głos.

– A co? – zapytała ze złością. – A niby ile?

– Trzy razy, Avril, trzy! O ile dobrze pamiętam, a wierz mi, pamiętam wszystko doskonale. I wiem, co czuję do ciebie teraz.

Spojrzała na niego.

– Mieliśmy dwie prezerwatywy – wyszeptała przerażona.

– Ale kochaliśmy się tej nocy trzy razy – podkreślił.

Przełknęła nerwowo ślinę.

A on już wiedział, co to znaczy...

– Nieważne ile! – zagrzmiał za nim głos Rudolfa Mazertona. – Dwa czy trzy, co to ma za znaczenie?! O czym wy rozmawiacie?! Do cholery, to o trzy razy za dużo!

Czy będziesz kiedyś mój?! Lennox Corp. cz. 2 (całość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz