11. Robert

1.6K 134 11
                                    



Nie było jej w łóżku.

– Vera! – zawołał.

Wstał i zajrzał do łazienki. Nie było jej tam, więc ruszył szybko na dół.

Już dawno nie czuł się tak dobrze. Usatysfakcjonowany i zaspokojony. Może powinien przeprosić Verę za swoje podejrzenia, porozmawiać i wyjaśnić wszystko.

– O, kurwa! – przystanął w połowie schodów i spojrzał na telefon, który trzymał w dłoni. Szybko odszukał numer do Avril i ruszył do kuchni. Będzie musiał jakoś i ją przeprosić i odwołać dzisiejsze wyjście. Jednak gdy wszedł do kuchni, palec zawisł mu nad ekranem telefonu. Nie wybrał numeru, gdyż przy stole zauważył Verę. Ucieszył się, odłożył aparat na blat i podszedł do żony.

Siedziała ubrana w granatową bluzkę i jasne jeansy nad filiżanką kawy. Poczuł falę podniecenia, gdy przypomniał sobie to wszystko, co robili w nocy.

– Jak się czujesz? – zapytał podchodząc i całując ją w policzek, a potem zsuwając usta na jej szyję. Ona pewnie też odczuwała na swym ciele skutki tej namiętnej nocy.

– Poobijana – odparła i wysunęła się z jego ramion. – Jesteś głodny? – zapytała.

– Trochę – odparł, prostując się i rozglądając się po kuchni. Vera pewnie też jeszcze nie jadła, bo wszystko wokół było czyste i posprzątane, a w pomieszczeniu unosił się tylko zapach kawy.

– Zrobić ci coś? – zapytała.

Robert nie wyczuł czułości, czy zainteresowania w jej głosie, tylko coś jakby smutek.

– A ty, co jadłaś? – Przekrzywił głowę, uważnie przyglądając się żonie. Coś było nie tak.

– Nic, zjem na lotnisku – powiedziała i dopiero teraz spojrzała na niego.

Cisza trwała kilka sekund, ale jemu wydawało się, że to wieczność.

– Na lotnisku?! – zapytał zdenerwowany. W jego głosie doskonale słychać było rozdrażnienie.

– Dostałam propozycję poprowadzenia filii w Kalifornii i poważnie się nad tym zastanawiam – powiedziała.

– Zastanawiasz się, czy podjęłaś już decyzję?! – warknął przez zaciśnięte zęby. – Lecisz tam przecież.

– Na tydzień, aby rozeznać sytuację.

Pokręcił z niedowierzaniem głową i usiadł ciężko na krześle przy wyspie kuchennej.

– Wcale nie musisz pracować – stwierdził. – Jeżeli już chcesz pracować dla własnego kaprysu i dobrego samopoczucia, to możesz robić to tu, w Nowym Jorku! – Podniósł na nią wzrok i zacisnął pięści.

– Muszę pracować... – wyszeptała.

– Wcale nie musisz! – krzyknął, od razu wstając i podchodząc do niej.

Cofnęła się spanikowana.

Robert stonował. Nie chciał, aby się go bała. Chciał jej wytłumaczyć wreszcie, że nie musi tego robić. Delikatnie ujął jej dłoń.

– Bądź moją żoną, kochaj mnie i cieszmy się życiem! Możemy mieć wspaniałą rodzinę i wspaniałe życie – powiedział z nadzieją.

Od razu wyrwała dłoń z jego uścisku i odsunęła się, jakby ją uraził.

– Nie pozwolę się zniewolić!

– Jak zniewolić? – zdziwił się. – Nie o to mi chodzi... Vera, dogadajmy się. Przecież jesteśmy małżeństwem.

Czy będziesz kiedyś mój?! Lennox Corp. cz. 2 (całość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz