Rozdział 27

22.9K 803 82
                                    




JONATHAN SINCLAIR

Pozabijam ich kurwa wszystkich.

Patrzę w zaćpane oczy Mischy i mam ochotę rozerwać go na strzępy.

- Po chuj przyszedłeś gnido? – warczę zaciskając dłoń na jego gardle. – Mówiłem, że pierdolę wasze umowy.

- Jesteś nam coś winny.

Przenoszę wzrok na Jolie i sam nie wierzę, że z takiej kurwy wyszła kobieta, którą kocham. Jakim cudem one są spokrewnione? To jest praktycznie niemożliwe i dopiero teraz widzę jak dużo ich dzieli.

- Nie jestem wam niczego winien – odpowiadam unosząc Mischę do góry. – Wypierdalajcie stąd, bo nie ręczę za siebie.

Żałosna banda debili z ledwo działającymi karabinkami, sprawia, że mam ochotę parsknąć śmiechem. Za moimi plecami jest ponad czterdziestu moich ludzi uzbrojony w najlepszy sprzęt w tym kraju a oni chcą mnie zastraszyć tym ścierwem.

Widzę jak wzrok Jolie przechodzi na coś za mną. Uśmiecha się szeroko, po czym idzie w kierunku głównego wejścia do domu. Odwracam się nadal trzymając w garści Mischę.

Ja pierdole. Mam przejebane.

- Kim jesteś?

Słodki i przestraszony głos Vicktorii sprawia, że mam ochotę zostawić tego skurwiela i lecieć do niej. Chcę ją ochronić a zamiast tego czekam na jej kolejne słowa. Boję się, że zaraz stanie się coś czego będę długo żałował.

- Nie poznajesz mamusi, kochanie? – pyta kpiąco Jolie.

Nigdy nie nazwałbym jej matką. To szmata, która sprzedaje się po to by ćpać. W jej świecie nie ma nic normalnego i oddałaby wszystko za kokę.

Żałuję kurwa, że zgodziłem się na ten pojebany pomysł.

Patrzę jak Vicktoria upada, ale w porę łapie ją Rayan. Podtrzymuje lekkie ciało kiwając w moją stronę, że jest w porządku.

Nic nie jest kurwa w porządku.

- Wakacje się skończyły – oznajmia szyderczym głosem Jolie. – Czas wracać do rodziny kochaniutka.

Rozkurwię ich.

- Ja...

- Rayan! – krzyczę w stronę swojego ochroniarza. – Zabierz ją stąd!

Głośny śmiech Jolie rozlega się po całej posiadłości. Puszczam nieruchome ciało Mischy i rzucam nim o beton. Ruszam w stronę swojej ukochanej, ale zatrzymuję się nagle słysząc słowa tej idiotki.

- To miłe ze strony Pana Sinclair, że tak ładnie Cię przygotował.

Będę się tłumaczył wieczność.

- Jolie, zamknij się kurwa – warczę przez zaciśnięte zęby.

Odwraca się w moją stronę, ale ja już jej nie widzę. Mój wzrok pada na załzawioną twarz Vicktorii.

- O czym ona mówi? – pyta cicho.

- Jesteś tak bardzo naiwna – kpi Jolie wspinając się po schodach do Vicktorii. – Minął miesiąc i nie będziemy dłużej zwlekać. Twoje ciało jest zbyt cenne.

Nie biję kobiet, ale teraz chyba zrobię wyjątek. Ruszam w jej kierunku, ale głośne łkanie mnie powstrzymuje.

- O czym ona mówi Jonathanie?

Przecieram twarz dłonią i wzdycham głośno. Nie ma już sensu ukrywać tego co narobiłem, bo lepiej, żeby usłyszała to ode mnie.

- Zawarłem pierdoloną umowę z Twoją matką – zaczynam błagalnym tonem. – Miałem zgarnąć Cię z klubu w Nowym Jorku i przywieźć do Dallas, żeby... - milknę nagle widząc jak ona się wyrywa z objęć Rayana i cofa w stronę domu. – Nie zrobiłem tego! – krzyczę popychając Jolie na mur i podchodząc bliżej. – Miałem dostać za to ważny kontrakt, ale zrezygnowałem, gdy Cię zobaczyłem.

Jonathan Sinclair. Devils' hearts #3 [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz