Rozdział 11

27.2K 830 76
                                    




Wychodzę spod prysznica owijając swoje mokre ciało ręcznikiem. Staję przed lustrem i nakładam cienką warstwę kremu nawilżającego, bo moja skóra dostaje poważnego kopa od nadmiaru słońca tutaj. Sięgam dłonią po czarną koszulkę leżącą na szafce obok. Nakładam ją na siebie i udaję, że nie czuję tego zapachu.

Opuszczam łazienkę i siadam na pustym materacu na skraju łóżka. Rozglądam się dookoła po ciemnych ścianach i opadam na plecy z głośnym westchnieniem.

Dziś też tu zasnę. To cholernie głupie, ale nie potrafię spać w sypialni obok. Leżałam tam pierwszej nocy kotłując się do sama rana i w końcu stwierdziłam, że to bez sensu. Zabrałam tu czystą pościel i ostatnie dwie noce spędziłam w tym pokoju.

Nakrywam swoje ciało kuląc się na środku materaca i zamykam zmęczone powieki. Jestem wykończona całym dniem, który spędziłyśmy razem z Maddie w kuchni. Upiekłyśmy cztery ciasta zostawiając po sobie okropny bałagan. I to właśnie sprzątanie tego zmęczyło nas najbardziej.

Głośny pisk opon wybudza mnie natychmiast. Wstaję szybko z łóżka i podchodzę do okna wpatrując się w ciemny podjazd pod domem.

- Kurwa!

Wzdrygam się słysząc wściekły głos Jonathana. Wychodzi z auta zataczając się lekko. Dwóch ochroniarzy wybiega szybko z drugiego samochodu i rusza w jego stronę.

- Co to miało kurwa być?! – wrzeszczy w ich stronę. – Spierdalajcie mi z oczu zanim wyjmę glocka!

Odpycha się od auta i staje chwiejnie na środku podjazdu. Patrzę wystraszonym wzrokiem jak sięga dłonią pod swoją marynarkę sprawiając, że dwóch facetów ucieka w stronę magazynu. On naprawdę zamierza ich zabić?

Odsuwam się od okna i staję pod ścianą opierając się o nią niezdarnie. Zamykam oczy próbując opanować trochę swoje emocje, ale to jest praktycznie niemożliwe. Owijam się ciasno ramionami i wypuszczam z ust cichy jęk.

Uciekaj Vicktorio. Uciekaj jak najdalej.

Mój rozum pragnie bym w końcu się ruszyła i opuściła tą cholerną sypialnię do której on zaraz wejdzie. Jednak moje nogi stoją nieruchomo nawet nie myśląc o ucieczce.

Dopiero po chwili wybudzam się szoku, ale jest już za późno.

- Ja... - jąkam się widząc wysoką postać przede mną. – Ja...

- Zejdź mi z oczu Vicktorio. – oznajmia groźnym głosem.

Muszę go posłuchać. Patrzę jak idzie w kierunku łazienki i już mam biec do wyjścia, ale mój wzrok pada na ciemne plamy na podłodze. Krople pojawiają się po jego krokach a gdy opiera rękę o futrynę drzwi, zostawia na niej swoje odbicie.

- Co Ci...

- Vicktorio wyjdź. – przerywa mi zatrzymując się w progu łazienki. – Nie chcę zrobić Ci...

Chwieje się niebezpiecznie aż w końcu opada na ścianę. Podbiegam do niego i zapalam światło w łazience, ale szybko tego żałuję.

Krew. Mnóstwo krwi pokrywającej jego białą koszulę.

Łapię go mocno za ramię i ciągnę w stronę kabiny prysznicowej. Nie zdaję sobie sprawę z tego co robię dopóki mój wzrok nie napotyka jego nagiej klatki piersiowej. Rozpinam koszulę do końca i zrzucam ją z jego ramion. Udaję, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia, ale w środku cała szaleję.

On wpatruje się we mnie uważnie, ale pozwala rozbierać się dalej. Chociaż widzę jak bardzo jest wściekły. Zaciska dłonie jakby chciał uderzyć w coś twardego.

Jonathan Sinclair. Devils' hearts #3 [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz