Jest czwarta nad ranem a ja właśnie wychodzę z domu zerkając co chwilę na przestraszoną Maddie.
- Zatrzymam go, ale nie na długo – szepcze przepraszającym tonem.
Potrzebuję choćby kilku godzin oddechu.
Jestem jej za wszystko wdzięczna. Gdyby nie ona to teraz pewnie leżałabym skulona na podłodze i opłakiwała swoje popieprzone życie. Jednak to właśnie dzięki niej, wiem co powinnam zrobić.
- Dziękuję – odpowiadam ledwie słyszalnie.
Wybiegam z domu kierując się prosto do bramy. Metalowe drzwi otwierają się nieznacznie a za nimi wyłania się wysoka postać.
- Tylko cicho, bo zbudzisz psy – ostrzega poważnym głosem.
To Rayan.
Ma pomóc mi w powrocie do Nowego Jorku. Maddie zapewniała, że mogę mu ufać a Jonathan nie dowie się prawdy przynajmniej do jutra. Mam wystraczająco dużo czasu, by ogarnąć bałagan w swojej głowie.
Nie czuję już łez, bo nie mam na nie siły. Jestem na niego cholernie wkurzona za ukrywanie tak ważnej informacji. Nie zamierzam zaufać mu ponownie, bo wiem, że drugi raz nie posklejam swojego serca. Tak bardzo boli mnie prawda, którą ukrywał przez ostatnie tygodnie. Wiedziałam, że coś musi być nie tak. Gdzieś z tyłu głowy, pojawiały się pytania o cel mojego pobytu tutaj. Dziwiłam się, że zostałam porwana akurat ja i jakimś cudem, byłam traktowana zdecydowanie za dobrze jak na ofiarę. Miałam przeczucie, że oddaję się w ręce diabła i zamiast posłuchać swojego rozumu, ja...
Ja postawiłam na serce i znów się zawiodłam.
- Wsiadaj – dodaje otwierając przede mną drzwi czarnego auta.
- Dziękuję Ci i...
- Szef połamie mi nogi, gdy dowie się, że to ja Cię wywiozłem.
- To dlaczego się zgodziłeś? – pytam zdezorientowana.
- Bo Maddie poprosiła – wyjaśnia unikając mojego wzroku. – A ja nie potrafię jej odmówić.
Zajmuję miejsce obok kierowcy i zamykam za sobą drzwi. Opieram twarz o szybę i ostatni raz patrzę na posiadłość, którą teraz spowija mrok.
Nie chcę tu już nigdy więcej wracać.
**
Przygotowuję się do wyjścia z samolotu. Odpinam pas bezpieczeństwa i czekam cierpliwie aż wszyscy opuszczą swoje miejsca. Nie chcę się przepychać, wolę poczekać. Jednak zamieram na widok Rayana przechodzącego obok mnie.
- Ej! – krzyczę łapiąc go za materiał marynarki.
Czerwienieję na twarzy zauważając, że wzrok ludzi jest skupiony na mnie. Starszy mężczyzna stojący w kolejce za Rayanem, odsuwa się o krok do tyłu. Wpycham się szybko i idą powolnym krokiem za tłumem.
Wychodzimy na chłodne powietrze Nowego Jorku i dopiero teraz uśmiecham się lekko.
Tęskniłam za tym cholernym deszczem.
- Dlaczego poleciałeś ze mną?! – piszczę odsuwając nas na bok.
- Myślałaś, że możesz tak po prostu tu wrócić? – pyta kpiąco. – Razem z Coltonem, zapewnimy Ci ochronę.
- Z kim?
Kiwa głową w stronę wysokiego blondyna stojącego przy wejściu na lotnisko.
To nie tak miało to wyglądać.
- Nie chcę.
- Trudno – odpowiada odchodząc ode mnie. – Musisz się z tym pogodzić.
Mam ochotę krzyknąć z bezsilności. Chciałam wolności i powrotu do normalnego życia. Jak mam to zrealizować skoro każdy mój krok, będą kontrolowali oni? A co najgorsze, jeśli oni tu są, to on też mnie znajdzie.
CZYTASZ
Jonathan Sinclair. Devils' hearts #3 [18+]
RomanceProsiłam Boga o anioła a zesłał mi diabła. Przerażał i intrygował. Bawił się mną a później sprawił, że w głowie miałam tylko jego. Jestem Vicktoria Milss i to jest moja historia o tym jak bardzo żałowałam, że moje serce należy do diabła, który nie...