Rozdział 13

27.1K 856 92
                                    




Staję przed główną bramą prowadzącą do ogromnego budynku w którym mieszka teraz mój tata. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa i tak po prostu, zatrzymują się tuż przed wejściem. Przymykam na chwilę powieki i wypuszczam z ust wstrzymywane powietrze.

Dasz radę Victorio. To tylko Twój tato.

- Myślałem, że...

- Nie odzywaj się – przerywam mu głośno, po czym ruszam w stronę bramy. – Nie psuj mi tego.

Nie mogę na niego patrzeć.

Chcę, by dał mi spokój i wrócił do hotelu w którym spędzimy dzisiejszą noc. Przez tego człowieka tracę siłę do walki a tylko ona mi już została. Muszę być silna i dzielna, by przeżyć w tej okrutnej rzeczywistości.

Chwytam za klamkę i wchodzę na ogromny podjazd zapełniony samochodami. Mijam kilka par rozmawiających ze sobą przy autach i idę prosto do starszej kobiety ubranej w biały fartuszek.

- Przepraszam – odzywam się słodkim głosem podchodząc do niej blisko. – Jestem Vicktoria Milss i chciałabym zobaczyć się z moim ojcem, Johnem Milss.

Czuję jak za moimi plecami pojawia się wysoka postać a wzrok kobiety rusza w tamtym kierunku ignorując mnie kompletnie. Wzdycham cicho czekając na jakąkolwiek reakcję i już mam sama wejść do środka budynku, gdy Jonathan odzywa się za mnie.

- Dzwoniłem wczoraj i uprzedzałem o wizycie – oznajmia głębokim głosem, po czym wysuwa dłoń w stronę kobiety. – Jonathan Sinclair.

Jej oczy świecą się jakby spotkała prezydenta i słyszę jak głośno przełyka ślinę. Na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech, ale nie jest on skierowany do mnie.

- Oczywiście Panie Sinclair – odpowiada ściskając jego dłoń. – Proszę za mną.

Ruszamy omijając główne wejście do budynku i wchodząc do zatłoczonego ogrodu. Cała posiadłość jest ogromna i jestem pod wrażeniem jej wyglądu. Ogród sprawia wrażenie magicznego parku w którym rozstawiono wygodne ławki. Gdzieniegdzie zauważam stoliki z kilkoma krzesłami a w najdalszej części, drewnianą altanę.

- Pański ojciec jest właśnie w trakcie porannej rozmowy z jedną z naszych opiekunek – wyjaśnia rzeczowym tonem kobieta.

Mijamy imponującą fontannę i dopiero wtedy mój wzrok odnajduje jedynego członka rodziny jaka mi została. Siedzi na ławce obok młodej kobiety, która zapisuje coś w notesie. Patrzę jak rozmawiają śmiejąc się co chwilę i moje nogi natychmiast zatrzymują się w miejscu.

- Poradzimy sobie z resztą.

Gdzieś tam słyszę zdecydowany głos Jonathana, ale nie zwracam na to uwagi.

Patrzę jedynie na człowieka za którym tęsknię najbardziej na świecie, ale boję się podejść. Chciałabym zapytać go jak się czuje i czy podoba mu się to miejsce, ale zamiast tego rozklejam się na środku drogi.

Policzki stają się mokre od łez, których nawet nie czuję. Zamglonym spojrzeniem oglądam scenę niedaleko mnie i karcę sama siebie za to, że chciałam tu przyjechać.

- Nie mogę tam pójść – szepczę zachrypniętym głosem.

Stanę przed nim witając się z niemrawym uśmiechem a jedyne co usłyszę z jego ust to:

- Kim jesteś?

Zakrywam twarz dłońmi nie powstrzymując już kolejnych łez. Pozwalam sobie na tą chwilę słabości, bo tak cholernie mocno boli mnie serce na ten widok. Nie pamiętam kiedy ostatnio mój własny ojciec śmiał się w rozmowie ze mną.

Jonathan Sinclair. Devils' hearts #3 [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz