Rozdział 26

26.3K 780 124
                                    




Budzę się jako pierwsza.

Wysuwam się pomału z jego objęć i staję na niestabilnych nogach. Moja głowa nie boli a żołądek nie skręca się na sam zapach jedzenia. Nie wiem dlaczego, ale czuję się dobrze. Aż za bardzo.

Podchodzę do miejsca w którym leży moja sukienka i już mam się schylić po nią, gdy zauważam białą kopertę. Zostawiam ubranie na podłodze i chwytam ją. Ciekawość mnie zżera i nie potrafię się powstrzymać. Przedzieram sklejone miejsce i czuję jak coś wypada pod moje nogi.

Bilet lotniczy.

- Jutro mija termin naszej umowy.

Podskakuję słysząc jego zachrypnięty głos. Unoszę wzrok na zaspanego Jonathana, który podchodzi do mnie powolnym krokiem.

Mija termin?

- Myślałam, że...

- To jest tylko Twoja decyzja – wtrąca się zbliżając coraz bardziej. – Dotrzymałem słowa i możesz wrócić do Nowego Jorku.

Bolą mnie te słowa.

Sądziłam, że coś między nami się wydarzyło i głupia umowa została zerwana. Ja już praktycznie o niej zapomniałam i oczami wyobraźni widziałam wspólną przyszłość jaka może nas czekać, a przynajmniej skrawki tej przyszłości. Jednak teraz to wszystko to ruina.

Łzy wypływają z moich oczu kapiąc na podłogę. Rozpadam się na kawałki. Nawet nie staram się ratować swojego serca.

Ono jest w jego garści, którą teraz zaciska na mój widok.

- Nie wierzę, że dałam się nabrać – szepczę odsuwając się pod ścianę. – Jestem idiotką i...

- Vicktorio – przerywa mi podniesionym głosem.

Wpatruję się w niego ze złością w oczach.

- No co?! – piszczę zakrywając twarz dłońmi. – Udało Ci się zaciągnąć mnie do łóżka a teraz...

- Milcz! – warczy popychając mnie lekko na ścianę, po czym opiera obie dłonie za moją głową zamykając w klatce. – Źle mnie zrozumiałaś.

Wycieram wierzchem dłoni mokre policzki. Odpycham go od siebie, ale silne jak stal ciało, ani drgnie. Walę pięścią w twardy tors wkurzając się na to, że jest tak blisko.

- Możesz wrócić do Nowego Jorku – powtarza głębokim głosem. – Żeby...

- Dobrze mówiłam, że jesteś...

- Żeby zabrać swoje pierdolone rzeczy!

Drgam niebezpiecznie przestraszona jego groźnym głosem.

- Masz spakować jebane walizki i wrócić tu, bo Twoje miejsce jest przy mnie! – warczy prosto w moje usta. – Chciałem puścić Cię tam samą, bo wściekasz się, gdy wszystko kontroluję – wzdycha przeciągle zamykając na sekundę oczy. – Nie chcę Cię do niczego zmuszać. Mogę polecieć z Tobą, ale jeśli nie chcesz to chuj w to – mówi przez zaciśnięte zęby. – Polecisz sama a jak nie wrócisz, to...

- Jonathanie, ja...

- To Cię znajdę – wtrąca się groźnie. – Wszędzie Cię kurwa znajdę, bo nie zamierzam rezygnować z tego co poczułem pierwszy raz w życiu.

Dopiero teraz jestem prawdziwą idiotką.

**

Kładę się tuż przy Maddie i przymykam zmęczone powieki.

- A co jeśli to naprawdę się wydarzy?

- Ale co? – pytam sennym głosem.

- Wojna – odpowiada cicho. – Co jeśli rozpęta się wojna, bo Diovacci nie odpuści tak łatwo?

Jonathan Sinclair. Devils' hearts #3 [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz