Rozdział 3

1.7K 88 12
                                    

Kalina pov. 

Ruszyłam pustym korytarzem do sali od angielskiego. Byłam spóźniona, a to tylko i wyłącznie przez Cartera, który wariuje z powodu kolacji zaręczynowej z Sofią. Weszłam do sali, rzucając szybkie przeprosiny za spóźnienie. Niestety wszystkie miejsca były zajęte, wszystkie oprócz jednego. Niechętnie usiadłam w przedostatniej ławce od ściany, w której siedział Marcus. Widziałam, że chłopak bacznie mi się przyglądał. Znudzona lekcją przeniosłam wzrok na bruneta. Jeździłam wzrokiem po jego ciele, zatrzymałam się na ramieniu gdzie zauważyłam puste miejsce, idealne na jeden tatuaż żeby uzupełnić rękaw. Wyjęłam z torby szkicownik i zaczęłam robić zarys wzoru. Niewielki wilk wychodzący z półokrągłego księżyca. Kiedy już skończyła się lekcja usłyszałam głos Marcusa.

- Nieźle ci to wyszło. 

- Wiem- odpowiedziałam pakując wszystko.

Wyszłam z sali i pokierowałam się do automatu z kawą. Na trzeźwo lub bez kofeiny nie byłabym w stanie wytrzymać tego dnia. Poszłam do sali w której mieliśmy mieć lekcje i usiadłam na swoim miejscu. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, że moja siostrzyczka coś ode mnie chciała.

Od Audrey

Są wyścigi na peryferiach. Dziś o dwudziestej pierwszej. Wyślę ci później lokalizację.

Do Audrey   

Wiesz u kogo są zapisy?

Od Audrey

Tak, już cię wpisałam.

Włożyłam telefon do tylnej kieszeni jeansów. Obok mnie usiadł Marcus i zaczęła się lekcja. Chłopak cały czas pstrykał długopisem co doprowadzało mnie do szału. 

- Możesz przestać do cholery?- warknęłam tracąc cierpliwość.

- Zwykle dziewczyny proszą mnie o coś zupełnie innego- odpowiedział z uśmiechem.

W tamtym momencie przez moją głowę przemknęła myśl o tym, że mogłabym wbić mu ten głupi długopis w krtań. Odwróciłam się w stronę tablicy, chłopak mimo swojego głupiego komentarza przestał pstrykać długopisem. 

****

Wsiadłam do swojego auta i ruszyłam na miasto do kawiarni, którą znalazłam ostatniego weekendu. Przed wyjściem z samochodu jak zwykle założyłam okulary przeciwsłoneczne. Weszłam do kawiarni zamówiłam kawę na wynos. Czekając na swoje zamówienie rozejrzałam się po lokalu. Mój wzrok zatrzymał się na stoliku, przy którym siedziała para nastolatków młodszych ode mnie. Na stoliku mieli rozwalone książki i zeszyty. Dziewczyna siedziała tyłem do mnie, ale rozpoznałam ją po kurtce, mojej kurtce. Byłam na sto procent pewna, że była to Audrey. Natomiast chłopak siedzący z nią był łudząco podobny do Marcusa. Po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że musiał to być jego młodszy brat Marcello. Z mojej obserwacji wyrwał mnie głos sprzedawczyni, która podała mi moją kawę. Opuściłam lokal nie zaprzątając sobie więcej głowy parą siedzącą w kawiarni. Jeśli ojciec się dowie, że spotkała się po szkole z kimś z rodziny Tieri będzie miała przesrane. Nasz ojciec i Bernardo Tieri podpisali umowę, która pozwalała nam przebywać na jego terenie. Ale nasz ojciec nie za bardzo lubi rodzinę Tieri, żartował sobie z niej i drwił. W krótkim czasie dojechałam do domu, ku mojemu zdziwieniu zastałam tam ciszę. Było to podejrzane i to cholernie. Przeszłam w głąb domu, z gabinetu dało się słyszeć trzy męskie głosy. Mojego ojca, Cartera i Giorgio Reina. To oznaczało, że do ślubu zostało mało czasu. Jeśli Giorgio przyleciał do nas osobiście, musieli podpisywać umowy. To było pierwsze co przyszło mi na myśl, ale nie wykluczałam opcji, która podobała mi się mniej. Wizyta Reina mogła oznaczać kłopoty i to duże. Masywne, drewniane drzwi się otworzyły, a przede mną stanął pięćdziesięciolatek.

DziedziczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz