Rozdział 25

628 31 0
                                        

Kalina pov.

Obudziłam się jako pierwsza. Tieri nadal sobie smacznie spał. Najdelikatniej jak mogłam podniosłam się z chłopaka. Przeciągnęłam się ziewając i spojrzałam na bruneta. Miał roztrzepane włosy i lekko rozchylone usta. Wyglądał uroczo. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam do kuchni. Jako, że nie zrobiliśmy zakupów musiałam zrobić płatki czekoladowe z  mlekiem. Usiadłam sobie na wyspie kuchennej i zaczęłam jeść śniadanie. Drewniana podłoga zaskrzypiała pod stopami Tieriego. Chłopak zaspanymi oczami spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. 

- Wiesz, że wynaleźli coś takiego jak krzesło, kochanie?- spytał, całując mnie. 

- Wiem, ale nie praktykuje- odpowiedziałam. 

Chłopak wziął miskę z płatkami i mlekiem i oparł się o blat naprzeciwko mnie. Przyglądał mi się z zaciekawieniem. W końcu uśmiechnął się i zniknął w salonie. Zaciekawiona odłożyła pustą miskę i poszłam za nim. Chłopak sprawdzał coś na telefonie. Kiedy przeniósł na mnie wzrok na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. 

- Coś ty wymyślił?- spytałam.

- Pojedziemy do muzeum- odpowiedział.- Ubierz się jakoś ładnie. 

****

Tieri otworzył mi drzwi do samochodu. Wsiadłam do środka. Chłopak okrążył auto i wsiadł za kierownicę. Nie powiem odstawił się. Miał czarną koszulę i jeansy, niby skromnie, ale wyglądał nieziemsko. Ja miałam na sobie granatową sukienkę do połowy uda. Chwilę później byliśmy już pod muzeum sztuki współczesnej. Weszliśmy do środka i zaczęliśmy się przechadzać po  muzeum i podziwialiśmy wystawy. Trzy godziny później pojechaliśmy na obiad do jakiejś eleganckiej restauracji. Zamówiliśmy sobie spaghetti. Popołudnie minęło nam w dobrej atmosferze. Wróciliśmy na chwilę do hotelu, żeby się przebrać w jakieś wygodne ciuchy. Później pojechaliśmy pod Golden Gate Bridge na plaże. Spacerowaliśmy sobie, aż do zachodu słońca. Po powrocie do hotelu od razu poszliśmy spać. Następnego ranka trzeba było wracać do Los Angeles. Podróż ciągnęła mi się niemiłosiernie. Po podróży błam tak zmęczona, że dopiero do żywych wróciłam pod wieczór. Zdążyłam idealnie na rozmowę z Audrey. Otworzyłam komputer i czekałam na połączenie. Moja siostrzyczka od razu pojawiła się na ekranie. 

- Cześć młoda- powiedziałam siadając na wygodnym łóżku Tieriego.  

- Hej siostra. Jak tam było w San Francisco?

- A bardzo dobrze, dziękuje. Ty to lepiej powiedz jak się odnajdujesz w Nowym Orleanie. 

- Tu jest świetnie. Mam pokój z jedną dziewczyną- Caroline. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy. Marcello mieszka za ścianą ze starszym bratem Caroline. Oboje są cudownymi ludźmi. Idziemy dzisiaj na ognisko. 

- Dobrze, że ci się tam podoba. Pamiętaj, że gdyby coś się działo to Gavin i Nicolas są w mieście i możesz dzwonić do mnie- powiedziałam troskliwie. 

- Jasne. Spokojnie, nic mi się nie stanie. Mężczyźni Tieri mają to do siebie, że są nadopiekuńczy.

- Hej słyszałem to!- z głębi pokoju krzyknął Marcello.

Moja siostra się zaśmiała. Razem z Marcello tworzyli uroczą parę. Cieszyłam się jej szczęściem. 

****

- Tato!- krzyknęłam w progu starego domu.- Musimy porozmawiać!

- Czemu krzyczysz? Nie jestem jeszcze głuchy- warknął wyłaniając się z kuchni z kubkiem kawy w dłoni. 

- Widziałeś może umowę z Tierim?- spytałam.

- Już sobie nie radzisz?- spytał zanosząc się śmiechem. 

Ignorując jego uszczypliwy komentarz ruszyłam do gabinetu. Nikt nie może znaleźć mojej umowy z Tierim, nikt. W pośpiechu zaczęłam przeszukiwać dokumenty. W końcu wpadłam na to, żeby zajrzeć do sejfu. Na stosie pieniędzy leżała zaginiona umowa. Opadłam na krzesło z ulgą. Podziękowałam sobie w duchu za to, że zmieniłam kod do sejfu i nikt nie mógł go teraz otworzyć. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Mam wyrzuty sumienia. Nie byłam zadowolona z tego co robiłam. Jednak nie mogłam się wycofać, nie teraz kiedy na szali było tak wiele. Zamknęłam sejf i wyszłam z gabinetu. Mój telefon zaczął dzwonić. Widząc połącznie od M.J. od razu odebrałam. 

- Co jest?

- Musimy to zrobić dziesiątego. Transakcje zostaną zrealizowane za dwa dni. 

Tylko tyle powiedział. Potem się rozłączył. Dopiero teraz zaczęła do mnie dochodzić rzeczywistość. To się działo naprawdę. Warknęłam rozdrażniona i przeszłam do salonu, w którym siedział ojciec.

- Bądź lepszym ojcem. Zacznij się nią interesować. Ona naprawdę nic ci nie zrobił, a tylko cierpi przez to wszystko- powiedziałam, siadając obok niego. 

Nie odpowiedział. Tylko spojrzał się na mnie pogardliwie. To było okropne. Moi rodzice wszczepili we mnie lęk do posiadania dzieci. Zawsze chciałam mieć dzieci, ale przez nich bałam się, że będę okropną matką. Nie chciałam być taka jak Claudia. Nigdy jej nie było, nigdy się nami nie interesowała. Gdzieś głęboko w głowie miałam obawę, że jeśli zostanę matką będę powielać błędy mojej. Wstałam z miejsca i ruszyłam do wyjścia. 

- Kalina to, że nigdy się wami nie interesowałem nie oznacza, że mi na was nie zależy- powiedział z kamienną miną.

Nic nie odpowiadając, opuściłam posiadłość. Wróciłam do apartamentu. Marcus już leżał w łóżku. Na kolanach miał komputer. Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Brunet pogłaskał mnie po włosach i pocałował mnie w czoło. 

- Wiesz, że cię kocham?- spytałam szeptem.

- Coś się stało?- spytał zmartwiony.

- Nie. Po prostu chcę żebyś to wiedział. 

Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi i zasnęłam. Kochałam go właśnie za jego nadopiekuńczość i delikatność z jaką mnie traktował. Nie chciałam go stracić. Nie mogłam. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wybaczcie, że rozdział taki krótki. Niedługo na pewno pojawi się kolejny. Zbliżamy się ku końcowi. Mam nadzieję, że książka się wam podoba. Pamiętajcie o gwiazdkach. Miłego i do następnego.       


DziedziczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz