Rozdział 27

589 31 0
                                    

Marcus pov.

Przeciągnąłem się na łóżku. Jedną ręką chciałem dosięgnąć mojej narzeczonej. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie było jej. Niechętnie otworzyłem oczy. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś wskazówki gdzie zniknęła Moretti. Powoli podniosłem się z łóżka i ruszyłem do kuchni. Na lodówce była przyczepiona karteczka.

Jestem w pracy. Nie chciałam cię budzić, bo słodko sobie spałeś. Będę w domu jakoś po piętnastej. Zrobiłam ci naleśniki, odgrzej sobie. 

Uśmiechnąłem się lekko. Miło, że zrobiła mi śniadanie. Odwróciłem się w stronę wyspy kuchennej, na której stał talerz przykryty drugim. Zdjąłem nakrycie i wziąłem czysty talerz. Przełożyłem sobie na niego dwa naleśniki i posypałem je cukrem pudrem. Usiadłem przed telewizorem i zacząłem szukać czegoś do oglądania.

****

Od kilku godzin siedziałem w swoim klubie i załatwiałem papierkową robotę. Mój telefon naglę zaczął dzwonić. Kalina. Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Od razu odebrałem.

- Hej skarbie, wybacz, że tak wcześnie wyszłam. Już wracam do domu- powiedziała na jednym wdechu.

- Spokojnie, bo mi jeszcze na zawał padniesz. Przyjedź do klubu. Pojedziemy razem coś zjeść- odpowiedziałem.

- Dobrze. Będę za dziesięć minut.

Dziewczyna się rozłączyła, a ja wróciłem do wypełniania ostatniego dokumentu. Chwilę później w pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi. 

- Proszę!- krzyknąłem, zbierając rzeczy.

- Gotowy?-za moimi plecami usłyszałem ten piękny głos.

Odwróciłem się w kierunku drzwi. Moretti opierała się o framugę. Miała na sobie jeansy, skurzaną kurtkę, którą dałem jej na święta i czarną koszulkę. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Wziąłem z biurka teczkę i opuściłem swój gabinet. Położyłem rękę na talii Kaliny i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Zeszliśmy na dół. Wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w stronę jednej z lepszych restauracji w mieście. Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy już w lokalu. Zajęliśmy miejsce przy oknie i zamówiliśmy sobie krewetki. 

- Więc jak tam minął dzień mojej, pięknej narzeczonej?- spytałem, łapiąc ją delikatnie za dłoń.

- Nudno i pracowicie. Wiesz wypełnianie papierów, ochrzanianie ludzi i tym podobne. A ty mój przystojny narzeczony, co robiłeś?- spytała, uśmiechając się.

- Po pysznym śniadaniu pojechałem do klubu i w sumie robiłem to samo co ty. Mamy jakieś plany na dziś?- spytałem.

W tym momencie do naszego stolika przyszedł kelner z daniami, które zamówiliśmy. Nalał nam wina i odszedł. 

- Raczej nie- odpowiedziała dziewczyna.

- Czyli leniuchujemy. 

****

Kalina zawinęła się w koc i położyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Pocałowałem ją w czubek głowy. Nawet nie wiem kiedy Moretti stała się moim całym światem. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Była moim skarbem, cenniejszym niż cokolwiek na ziemi. Mimo, że nie znaliśmy się jakoś bardzo długo przywiązaliśmy się do siebie. 

Kalina pov. 

W mojej głowie narodził się pewien pomysł. Nie chciało mi się za bardzo siedzieć w domu. 

- Pojedziemy na plażę?- spytałam, odwracając się twarzą do chłopaka.

- Oczywiście kochanie- odpowiedział, uśmiechając się. 

Kilkanaście minut później byliśmy już w Santa Monica. pociągnęłam chłopaka na diabelski młyn. Brunet bez żadnych oporów poszedł za mną. Stanęliśmy w długiej kolejce. Po cholernych dwudziestu minutach w końcu nadeszła nasza kolej. Weszliśmy do kabiny i usiedliśmy na siedzeniach. Powoli zaczęliśmy unosić się w górę. Widok był przepiękny. Plaża i oświetlone już miasto, a z drugiej strony ocean. Z wielkim uśmiechem na ustach spojrzałam na Tieriego. Brunet przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.

- Co?- spytałam, siadając mu na kolanach.

- Nic. Cieszę się, że zwyzywałem naszą nauczycielkę od matmy i musiałem za karę oprowadzić was po szkole- powiedział, łapiąc mnie w talii. 

- A ja cieszę się, że Orłow wpadł wtedy do tego magazynu i miałeś okazję, żeby zachować się jak rycerz na białym koniu.

Po moich słowach oboje wybuchliśmy śmiechem. Mogliśmy się z tego śmiać, ale od tego wszystko się zaczęło. Gdyby Dimitriev wtedy nie przerwał nam przekazania broni, nie pojechałabym do Tieriego i nie zaczęłabym z nim rozmawiać. O ironio, ojciec, który chciał mnie zabić przyczynił się do mojego związku z Marcusem. Przeniosłam wzrok na horyzont. Położyłam głowę na ramieniu Tieriego i chłonęłam jego bliskość. Po zejściu z diabelskiego młyna poszliśmy przejść się po plaży. Po powrocie do domu zjedliśmy kolację i położyliśmy się spać. Tieri szybko zasnął, a ja jak na złość nie potrafiłam. Usiadłam na łóżku i podwinęłam nogi no piersi. Wpatrywałam się w widok za oknem rozmyślając nad tym wszystkim. W marcu miałam skończyć dziewiętnaście lat. Byłam cholernym capo dei capi i kilka dni temu się zaręczyłam. To było życie marzeń, ale niestety spotkało się z rzeczywistością. Realizacja umowy była tuż za rogiem, a ja zaczęłam się wahać. Zdawałam sobie sprawę z tego, że na wycofanie się było już za późno. Znajdowałam się na pieprzonym tonącym statku bez szalup. Tak mogłam określić sytuację, w której się znajdowałam. Na mojej talii pojawiła się ręka Tieriego. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i przykrył kołdrą. 

- Idź spać kochanie-mruknął zaspanym głosem. 

Pocałował mnie w czoło i zatopił twarz w zagłębieniu mojej szyi. Jego spokojny oddech w końcu mnie uspokoił, a ja w końcu zasnęłam. Chociaż w mojej głowie było tysiące myśli. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kochani wybaczcie, że rozdział jest taki krótki, ale nie czuję się  najlepiej. Mam nadzieję, że mimo wszystko się wam podoba. Końcówka powinna wzbudzić ciekawość. Jutro zamiast jednego rozdziału, jak była umowa wstawię dwa ostatnie i epilog. Tak zgadza się, jutro oficjalnie książka się kończy. Pamiętajcie o gwiazdkach. Miłego i do jutra.     




DziedziczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz