Rozdział 20

897 52 5
                                        

Kalina pov.

Obudziłam się w pustym łóżku. Nie było obok mnie Tieriego. Słyszałam hałasy na dole, więc wywnioskowałam, że robił śniadanie. Założyłam jego koszule i zeszłam na dół. Nie myliłam się, brunet stał w kuchni i robił naleśniki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podeszłam do chłopaka. Przytuliłam się do jego pleców, musiało to wyglądać śmiesznie bo Marcus był ode mnie wyższy o dwadzieścia centymetrów. Odwrócił się do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.

- Dobrze spałaś?- spytał.

- Tak- odpowiedziałam, wyjmując kubek z szafki.   

Dziś wyjątkowo do śniadania zrobiłam sobie kakao z piankami. Rozsiedliśmy się w małym salonie i zaczęliśmy jeść śniadanie. Chłopak nagle wstał i poszedł na górę. Wrócił z dużym pudełkiem owiniętym ozdobnym papierem. 

- Spóźniony prezent- chłopak podał mi pudełko. 

- Wiesz, że nie musiałeś? Ja nic dla ciebie nie mam- powiedziałam, całując go. 

- Ty jesteś moim prezentem i w zupełności mi wystarczasz- powiedział.- A teraz rozpakuj. 

Zdarłam ozdobny papier i zdjęłam pokrywkę z pudełka. Moim oczom ukazała się skórzana kurtka. Wyjęłam ją z pudełka i zobaczyłam, że miała wyszytą na plecach różę. Przytkało mnie, to był najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam.  

- Wiem, że Audrey zabrała ci twoją ulubioną kurtkę, więc pomyślałem, że kupię ci nową- powiedział chłopak lekko się uśmiechając. 

- Dziękuję- powiedziałam, rzucając się chłopakowi na szyję.  

****

Założyłam ciepłą kurtkę i spodnie narciarskie. Marcus zaplanował nam kilka atrakcji na ten dzień. Mieliśmy jechać najpierw na stok, potem do jakiejś restauracji na obiad i na koniec na lodowisko. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu Marcusa. Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Wypożyczyliśmy dwie deski snowboardowe i wjechaliśmy na górę stoku. Po założeniu sprzętu Marcus przypatrywał mi się z uśmieszkiem. W jego spojrzeniu można było zobaczyć coś w stylu. Mam nadzieję, że się wywalisz. Wiem, że nie życzył mi źle po prostu byliśmy tacy jacy byliśmy i nic tego nie zmieniło. W głębi serca ja również liczyłam na to, że to on się wywali. Zjechałam jako pierwsza, szczerze mówiąc myślałam, że będzie to trudniejsze. Dotarłam na sam dół bez żadnych przeszkód. Zaraz po mnie na dół dotarł Marcus. Oboje byliśmy trochę zawiedzeni, że poszło tak gładko. Ponownie wjechaliśmy na górę, tym razem ruszyliśmy jednocześnie. Chłopak z premedytacją we mnie wjechał, co spowodowało, że oboje wylądowaliśmy na śniegu. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały wybuchliśmy śmiechem. Po dwóch godzinach spędzonych na stoku, wróciliśmy na chwilę do domku żebyśmy mogli się przebrać. Założyłam swetrową sukienkę idealnie przylegającą do mojego ciała, do tego założyłam moje złote szpilki. Tieri stanął w progu łazienki. Zmierzył mnie od góry do dołu poważnym wzrokiem i się uśmiechną. Miał na sobie czarną koszulę, kilka pierwszych guzików zostawił rozpięte i czarne jeansy. Wyglądał dobrze zresztą jak zawsze. 

- Kochanie- powiedział wyciągając w moją stronę dłoń.- Wyglądasz zjawiskowo.

- I vice versa Tieri- złapałam go za rękę.

Zeszliśmy na dół i wyszliśmy z domku. Już po dziesięciu minutach byliśmy pod restauracją. Marcus jako pierwszy wysiadł z auta i otworzył mi drzwi. Podał mi ramię i zaprowadził do środka. Pomieszczenie było urządzone w czerni i czerwieni. W restauracji znajdowało się sporo ludzi, wśród ludzi dostrzegłam dwóch ochroniarzy Tieriego. Przed nami wyrósł kelner ubrany w czarny smoking. 

DziedziczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz