Kalina pov.
Błagam niech ten kto wymyślił Halloween dostanie Nobla. Trzydziesty pierwszy października, dzień w którym mogę straszyć ludzi i nikt nic mi nie zrobi. W drodze do kawiarni po dyniowe latte dostałam wiadomość od ojca. Wieczorem o dwudziestej mamy przerzut z Palermo. Podczas przeglądania wiadomości natknęłam się na nową od Cindy. Chciała zrobić imprezę Halloweenową. Dlaczego mnie to zawsze spotyka? Muszę być na tym głupim przeżucie, bo Reina kazał mojemu ojcu mnie wziąć.
****
Jako że w szafie mam parę spódnic postanowiłam założyć małą czarną. Pod nią założyłam coś w stylu podwiązki i włożyłam tam nóż. Pod ramoneskę schowałam dwa pistolety, kiedy stwierdziłam, że jestem gotowa zeszłam na dół. Ojciec zmierzył mnie surowym wzrokiem.
- Patrz się, patrz. Jeśli dalej planujesz mnie zabić, musisz się bardziej postarać. Nie zamierzam oddać swojego zasłużonego stanowiska. Nie pozwolę żeby dalej rządził taki tyran jak ty- powiedziałam.
Byłam gotowa na uderzenie lub ugodzenie nożem, ale otrzymałam kiwnięcie głowy i jakby lekki uśmiech podziwu. Nie, jestem pewna, że mi się przewidziało. Augusto nigdy się nie uśmiechał, nigdy. Chłopaki pojawili się w salonie. Wyszliśmy przed dom i wsiedliśmy do dwóch czarnych audi. Siedziałam koło ojca cała spięta, już jako dziecko mu nie ufałam. Właściwie to nigdy nie ufałam nikomu. Jedyną osobą, która znała mnie, i której ufałam w stu procentach był Fabiano. Miałam dobry kontakt z rodzeństwem, ale były rzeczy, o których nie mogli wiedzieć. Samochód ostro zahamował, ojciec przeklną pod nosem i zatrąbił. Jadący przed nami Raphael i Carlos pokazali przez okno żebyśmy poczekali. Grupa jakiś nastolatków przebrana w przeróżne stroje przechodziła przez ulicę tańcząc i śpiewając. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Właśnie za to kocham Halloween. Kiedy chłopaki ruszyli mój ojciec pojechał za nimi. Po piętnastu minutach byliśmy już w porcie. Czwórka naszych ochroniarzy była już na miejscu i sprawdzała teren. Pod port podjechał Reina wraz z Carterem i Sofią. Giorgia przywitał się z Augusto po czym przeniósł na mnie swój wzrok.
- Młoda Kalina jak zwykle olśniewająca- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Trzeba się jakoś prezentować, prawda?- powiedziałam zachowując kamienną twarz.
Starsi mężczyźni ruszyli w kierunku łodzi, która właśnie wpłynęła do portu. Ruszyłam za nimi, kiedy pracownicy wyciągnęli pół tony kokainy, wiedziałam, że będę utrzymywać te interesy, kiedy zostanę capo. Podczas gdy mężczyźni rozmawiali o interesach, wyciągnęłam telefon i weszłam na Instagrama. Chciałam zobaczyć co mnie omija. Przejrzałam story Cindy, Jacka, Octavii i Marcusa. Nuda, nuda, nuda i gra w siedem minut w niebie. Nagranie Marcusa i jakieś platynowej blondi. Wychodzili, z jak się domyślam łazienki. Dziewczyna miała roztrzepane włosy i pogniecioną sukienkę, a Tieri miał rozpiętą koszulę. Ohyda! Mimo, że na tej imprezie nic się nie działo to i tak wolałabym być tam niż tu. Przeniosłam znudzony wzrok na brata i jego narzeczoną. Totalnie nie interesowały ich interesy czy cokolwiek co działo się w porcie. Byli zajęci sobą. Boże, czym ja sobie na to zasłużyłam? Warknęłam i podeszłam do krawędzi betonowego murku i weszłam na niego. Zaczęłam chodzić znudzona w to i w tamto. Wiem, że zachowywałam się dziecinnie, ale ja po prostu nie mogłam stać i nic nie robić. Już jako dziesięciolatka byłam nadpobudliwym dzieckiem. Rodzice podejrzewali ADHD, ale okazało się, że jestem uzależniona od adrenaliny. W końcu znudzona, przechadzaniem się po murku usiadłam na nim, spuszczając nogi w stronę wody. Mój telefon zaczął wibrować, wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam połączenie nawet nie patrząc od kogo jest.
- Czego?- spytałam.
- Grzeczniej Moretti, dzwonie z pokojową propozycją- Tieri, no a któż by inny.
- Mów.
- Impreza jest chujowa, a ja jestem pewien, że ty umierasz z nudów w tym cholernym porcie. Co powiesz na jakąś wycieczkę po mieście?
- Spasuje, chce jeszcze pożyć.
W tym momencie rozległ się dźwięk klaksonu, ten idiota już tu przyjechał. Naraża właśnie nie tylko mnie, ale i też siebie. Cholera no!
- Spadaj, nasi ochroniarze właśnie po ciebie idą. Powodzenia- powiedziałam i się rozłączyłam.
Poszłam do pomieszczenia, w którym znajdował się mój ojciec i Reina. Na szczęście kończyli swoje spotkanie. Carter i Sofia mieli wrócić razem z Giorgio na Sycylię, było mi trochę szkoda, że nie zostaną tu, ale przecież mój braciszek musiał się wdrożyć w tamtejsze procedury. Po wyczerpującej godzinie wróciliśmy do domu. Na moim biurku leżała złota karteczka z czarnym napisem. Non te la caverai la prossima volta, tesoro. Następnym razem się nie wywiniesz kochanie. Koło liściku leżały trzy czerwone maki. Wyciągnęłam telefon, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było zdjęcie kwiatów i liściku, drugą było napisanie wiadomości do Tieriego.
Do Marcus.
Jeszcze raz wejdziesz do mojego pokoju kiedy mnie nie ma to cię zastrzelę.
Od Marcus
Jasne kochanie.
Odłożyłam telefon na półkę lekko się uśmiechając. Tieri wkurwia mnie jak nikt inny, ale mimo to lubię go w pewien popieprzony sposób.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Koniec naszego mini maratonu, na pewno to kiedyś powtórzymy. Miłego i do następnego.

CZYTASZ
Dziedziczka
Roman d'amourPrzeprowadzka do Los Angeles na pierwszy rzut oka wcale nie zmieniła tak dużo, ale ta naprawdę zmieniła wszystko. ~1 część dylogii Innamorati~