*Ner*
Czwarta rano.
Mój budzik zaczął wyć jak szalony.- Czas wstaaaawać! - zawyłem.
Z uśmiechem na ustach zeskoczyłem z łóżka. Rozciągnąłem ramiona, wzdychając głośno. Nie było dla mnie różnicy, który mieliśmy dzień tygodnia, ponieważ wszystkie kochałem tak samo. Czy poniedziałek, czy sobota...pracowałem od rana do wieczora. Plus tego był taki, że kochałem swoją pracę i to co robię.
Nim udałem się pod prysznic, najpierw poczłapałem do głównych drzwi. Jak zawsze na korytarzu czekał na mnie całodniowy catering. Moja ulubiona firma dietetyczna WindHyly nigdy nie robiła problemów. Zawsze, ale to zawsze zamówienie było punktualnie przed czwartą na wycieraczce.
Wziąłem torbę z ich logo do mieszkania i odniosłem do kuchni. Potem zrobiłem pięćdziesiąt pompek na start i czując jak pulsują mi ramiona, byłem usatysfakcjonowany. Kochałem poranne treningi. Nie tyle na siłowni, co w domu zaraz po przebudzeniu.
Dopiero po tym wszystkim dałem ukoić swoje ciało strumieniom wody. Zimnej, rzecz jasna. Poranny prysznic zawsze powinien być rześki. Tego nauczył mnie mój ojciec i tego sam chciałem się trzymać już zawsze. Lepiej się wtedy myśli. Na trzeźwo, na rześko i obudzony maksymalnie.
Gdy jadłem śniadanie i prawie byłem gotów do wyjścia, mój telefon zaczął wibrować, wyrywając moje myśli z przyjemnego transu.
- Za ile będziesz? - zapytał Maksym - Ja już czekam jak coś.
Spojrzałem na zegar; wskazywał blisko piątej.
- Za dziesięć minut - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Jem śniadanie.
Maksym był moim dobrym przyjacielem. Znałem go pięć lat. Najpierw razem trenowaliśmy w siłowni naszego ziomka, a potem, gdy ja odszedłem, on po jakimś czasie do mnie dołączył. Kiedy otworzyłem swoją siłownie, czekałem na niego. Wiedziałem, że zechce do mnie dołączyć. Nie było innej opcji. Nasza przyjaźń była silna.
Teraz pracował u mnie i to z nim budowałem dalszą przyszłość ,,Nero". Miał dobre pomysły i świetnie radził sobie w roli personalnego trenera. Dużo klientów chciało z nim ćwiczyć.
- Otwórz recepcję i zacznij trening beze mnie. Kayle powinna zaraz być.
Kayle to nasza recepcjonistka. Młoda, piękna. Dwadzieścia lat. Siedziała za stołem i ogarniała całą biurokrację. Zatrudniłem ją na samym początku, jak tylko otworzyłem biznes. Powierzyłem jej opiekę nad pieniędzmi mojego sukcesu. Pilnowała dosłownie wszystkiego. Od klientów, po sprzęt, który trzeba było naprawić, dokupić czy wymienić. No i była taką trochę moją małą, piękną, zadziorną kocicą do towarzystwa. Spałem z nią kilka razy. Przed otwarciem bądź po zamknięciu siłowni. Nigdy jednak nie zaprosiłem jej do siebie, bo nie mialem w zwyczaju zapraszać do mieszkania jakichkolwiek kobiet.
Moje cztery ściany były wyłącznie moimi.
- Jasne - rzucił.
- Dołączę do ciebie za niedługo.
- Ma się rozumieć, Ner.
Odłożyłem komórkę i dokończyłem w spokoju posiłek. W głowie nuciłem ostatni numer Borisa Brejcha. Gościu zrobił kawał zajebistej roboty. Miałem naprawdę dobry humor tego poranka i chciałem, aby tak pozostało.
Puste eko pudełko po skończonym śniadaniu, wylądowało w koszu, a mój żołądek podziękował mu za witaminy.
Nim jednak wyszedłem z mieszkania i dołączyłem do Maksyma, zerknąłem na grafik mojej pracy, który wisiał w korytarzu. Na dzień dzisiejszy miałem zaplanowanych sześć treningów z podopiecznymi, w tym jeden z Rebel o szóstej trzydzieści. Czyli za niecałe dwie godziny.
CZYTASZ
TreNer
RomanceTrenerzy mają to w sobie, że lubią swoje podopieczne. A w świecie sportu i treningów, nie ma dzielenia się towarem. Jeśli już należysz do któregoś, nie możesz rozmawiać z innym. Zakazane jest nawet patrzeć na innego. Alma Bilter to dwudziestopięcio...