12 🏋🏻‍♀️

2.1K 112 17
                                    

*Alma*

To dziwne, zwłaszcza, że przecież go nie lubiłam, ale coś działo się we mnie w środku i na sam widok Nero, zaczynałam się uśmiechać. Nie umiałam tego wytłumaczyć. Tak po porostu było.

Widziałam się z nim w środę, a potem też w piątek. Dni w pracy mijały mi błyskawicznie i byłam bardzo z tego zadowolona, ponieważ codziennie, gdy rano wstawałam z łóżka, miałam przed oczami piękny bukiet róż od swojego trenera. Przeniosłam je z kuchni do sypialni, aby towarzyszyły mi przed snem i po przebudzeniu.

Zwariowałam? Być może. Chyba nawet na pewno. Ale powiedzcie mi, która kobieta by się nie ucieszyła na przeprosiny z pięknymi kwiatami w pakiecie? Nigdy wcześniej żaden facet nie dał mi nawet goździka.

Czy się tym martwiłam? Swoim zachowaniem? Oczywiście. To nie było do mnie podobne. Tym bardziej, że co kilka godzin wchodziłam na profil instagramowy Hilltona i śledziłam jego relacje. Przyjęłam prośbę na obserwacje z jego strony, po czym sama go zaobserwowałam. Po co? To dobre pytanie.

Trenowaliśmy trzy razy w tygodniu. Nie chcieliśmy przesadzić i mnie wystraszyć na nowo. Jasne, że mogłabym widywać się z nim częściej, ale łączyły nas jedynie treningi, a ich wciąż nienawidziłam. Wysiłek fizyczny nie był moim przyjacielem. Rebel narzekała żebym ćwiczyła cztery razy na tydzień, jednak ten pomysł wydał mi się bardzo głupi. Mojemu trenerowi również.

Co za dużo to nie zdrowo - moje motto.

Najważniejszym i najfajniejszym było to, że trenowałam na osobnej sali bez jakiejkolwiek widowni. Nikt mnie nie obserwował i nie śmiał się ze mnie. Miałam ciszę, spokój i prywatność. I jego na wyłączność.

Kurwa, co się ze mną działo!?

Na środowym treningu dowiedziałam się, że Nero miał starszego brata, który siedział w branży finansowej. W piątek zaś zrobiliśmy sobie dziesięć minut przerwy i spędziliśmy ten czas na grze w łapki.

Tak. Grałam z Nerem Hilltonem w łapki. Szaleństwo, prawda?

Ale on wydawał się naprawdę zabawnym gościem. Z każdym treningiem poznawałam go więcej i lepiej. Zaczynałam zmieniać o nim zdanie. Na plus. Bonusował u mnie swoją charyzmą, której na pierwszym naszym spotkaniu nie dostrzegłam pod żadną postacią.

Przy nim nie wstydziłam się tego jak wyglądam, bo nikt inny na mnie nie patrzał. A Ner był właśnie od tego, aby zadbać o moje kształty. Był trenerem personalnym i za to mu płacono. Aby ćwiczył z ludźmi, którzy potrzebowali pomocy w zmianie sylwetki.

Wracając do piątku...

W piątek jeszcze w trakcie przerwy obiadowej spotkałam się z Rebel. Umówiłyśmy się tam gdzie zawsze, czyli w naszej ulubionej restauracji z zajebistym żarciem.

- Zamówiłaś sałatkę? - zdziwiła się - Czy coś się stało?

Zawsze zamawiałam tutaj dużego burgera, ale dziś było inaczej. Po tym jak wstałam, podjęłam jedną z najcięższych życiowych decyzji.

- To źle? - zaśmiałam się, wytykając jej język.

Miałam dobry humor, ponieważ o siódmej czekał mnie kolejny trening z Nero.

- Po prostu nigdy nie jadłaś przy mnie sałatki.

Ostatnio poprosiłam ją o rady w sprawie zdrowego odżywiania. Reb nie za dużo znała się w tym temacie, ponieważ jej jadłospisy i cała dieta były opracowane przez dobrego dietetyka, ale pomogła mi w ten sposób, że umówiła mnie z nim na konsultacje. Niestety sama wizyta kosztowała dość sporo i nie było mnie na nią stać, dlatego zrezygnowałam i poszperałam trochę w internecie. Na szczęście znalazłam kilka przypadkowych rozpisek dietetycznych dla początkujących.

TreNerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz