2. 27.03.2021

342 38 28
                                    

Louis wciąż dygotał, siedząc na plastykowym krześle i czekając, aż leki uspakajające zaczną działać. Łzy niemo płynęły po jego policzkach, a paznokcie silnie wbijały się w dłonie, zostawiając tam bolesne, czerwone rany w kształcie półksiężyca. Chciało mu się cholernie pić, jednak na samą myśl o tym, że miałby chociażby podnieść dłoń, robiło mu się słabo.

Dlatego siedział tam blady, zalany łzami i z przygryzioną do krwi wargą. Zadawał się w ogóle nie zauważać otaczającego go świata. Nie rozumiał już nic po tym, jak zamienił te dwa zdania z kobietą w korytarzu. Jedyne, co słyszał, to szum i delikatny chichot Harrego, który odbijał się w jego głowie, powodując bolesne uczucie pustki, braku jakiejś najważniejszej części jego życia.

Wiedział, że jest tu po to, żeby złożyć zeznania. Ale właściwie, to nie miał pojęcia, jak się tu znalazł i czemu nie jest teraz z Harrym. Czemu nagle siedzi na plastykowym krześle londyńskiej komendy, skoro kilka chwil temu klęczał na zakrwawionej podłodze swojego mieszkania? Gdzie podział się Harry?

Louis potrząsnął nerwowo głową, jakby próbując odpędzić od siebie zbyt głośne myśli w jego głowie. Wreszcie zdobył się na otwarcie oczu, lecz kiedy tylko wbił spojrzenie w swoje kolana, miał ochotę zwymiotować. Jego spodnie były całe w ciemnej, lepkiej krwi i łzach, które wciąż spływały z jego policzków. Nawet czubki jego jasnych vansów były bladoczerwone, chociaż był pewien, że zdjął je, zanim wszedł do mieszkania. Nie, tak właściwie, to Louis nie był pewny niczego. Marzył jedynie o tym, żeby ten dzień okazał się snem, nocną zmorą, z której wybudzi się, wtulając nos w kark swojego ukochanego chłopaka.

- Panie Tomlinson, czy już czuje się pan odrobinę lepiej? - zapytał jakiś facet ubrany w ciemny strój policjanta. Miał poszarzałą twarz i sińce pod oczami, jednak na jego ustach widniał niewielki uśmiech. Prawdopodobnie był piekielnie zmęczony, ale nie miał wyboru. Już wiedział, do jakiej sprawy go przydzielono, więc zacisnął zęby i zdobył się na neutralny nastrój. Bądź co bądź było mu szkoda Louisa, który wyglądał jak siedem nieszczęść.

- Nie - odparł szatyn, kręcąc agresywnie głową. - Chciałbym już stąd wyjść. Nie wiem, po co mnie tu trzymacie.

- Przykro mi, ale musi pan złożyć zeznania – westchnął ciężko, będąc już przekonanym, że praca z Louisem nie będzie łatwa. Kiedy tylko do pokoju socjalnego weszła komendantka, Meryl Williams, prywatnie jego dobra znajoma, wszyscy wiedzieli, że sprawa nie będzie przyjemna. Meryl miała czterdzieści osiem lat, a pracy w policji poświęciła prawie całe swoje życie, więc wszyscy jej pracownicy znali każdą jej zmarszczkę, które w zależności od sprawy, wyginały się w specyficzny sposób. Dlatego, kiedy jak burza weszła do pokoju pełnego policjantów, oni zamilkli, wpatrując się w jej pozbawioną uśmiechu twarz. Wargi miała delikatnie zaciśnięte, a brwi łączyły się na środku jej czoła, kiedy ta lewa delikatnie szła do góry, zaginając się w ostrym łuku. I Brandon już wiedział, że ta sprawa trafi do niego – Meryl powierzała mu te najcięższe.

- Załatwmy to szybko – szepnął Louis i wstał z krzesła, idąc za policjantem przez jakiś korytarz. Ich wędrówka nie była jakaś długa, jednak zdążyła przytłoczyć Tomlinsona jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Jasne i jakby śliskie przez swój połysk ściany łączyły się z wyłożoną na podłodze, ciemną wykładziną, która gdzieniegdzie była już przetarta lub wyblakła. Plastikowe krzesła stały w równych rzędach, a nad nimi wisiały tablicy informacyjne, których i tak nikt nie czytał. Niby nic szczególnego, ale idąc tym korytarzem ze świadomością, że za chwile będzie się zeznawać na temat śmierci swojego ukochanego, można być zdołowanym. Więc Louis taki był - przytłoczony, załamany i boleśnie zniszczony.

- Nazywam się Brandon Murphy i razem z moim kolegą, Connorem Davisem, zadamy panu kilka pytań. To w porządku? – powiedział policjant, kiedy już siedzieli we trójkę w bladym pokoju bez okien, zamiast których na ścianie było wielkie lustro weneckie. Louis uznałby to za żałosną przesadę, gdyby tylko nie był na skraju kolejnego wybuchu bolesnego płaczu.

Miss you || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz