4. 30.03.2021

290 37 45
                                    

Trzy dni później, po tym, jak Louis spędził ten czas na kanapie w mieszkaniu Liama, szatyn w końcu postanowił wziąć się w garść i dać przyjacielowi przestrzeń. Wciąż przepłakiwał większość dni, a jego noce były bezsenne i wzbogacone o błyszczące w jego oczach kryształy. Jedyne, co robił, to wpatrywanie się w ekran swojego telefonu, na którym wyświetlało się zdjęcie Harrego. Podświadomie czekał też na jakąś wiadomość, znak od kogokolwiek. Chciał, aby to wszystko okazało się pomyłką, złym snem, wytworem jego chorej wyobraźni.

Jednak nim nie było.

Anne jeszcze tego samego dnia dostała wiadomość o śmierci syna. Sama całkiem się załamała, wypłakując oczy w ramię swojego męża, Desmonda, jednak nie zapomniała o Louisie. Mimo łez i ciążącego w jej gardle szlochu, zadzwoniła do Tomlinsona, pytając, jak on się trzyma. Oczywiście oboje nie wytrzymali długo i wzajemnie wypłakiwali się sobie do słuchawek telefonów. Anne doskonale wiedziała, jak Louis mocno kochał i dbał o jej syna. Wierzyła, że to ten jedyny, w szczególności, że kilka tygodni temu szatyn przyjechał do niej z pewnym zapytaniem...

- Przywiozłem twoje rzeczy – powiedział Liam, wytrącając Louisa z smętnego picia kolejnego kubka gorzkiej kawy. Z reguły za nią nie przepadał, jednak teraz idealnie oddawała stan jego uczuć, więc ją pił. Był rozgoryczony, prawie jak jego napój. Kawa była czarna i pozostawiała kwaśny smak na jego języku, a on był zgryźliwy i całkiem blady, przez co wory pod jego oczami wyglądały, jak namalowane farbą. Tak, Louis mógłby być gorzką kawą. Którą ktoś wylał na chodnik, ale to szczegół.

- Dzięki – odparł krótko, nawet nie patrząc w stronę przyjaciela. Dziś rano poprosił go, żeby zabrał z mieszkania walizkę, z którą przyleciał do Londynu. Nie chciał już wracać do miejsca, gdzie umarł jego Harry. Na samą myśl robiło mu się niedobrze i chciało płakać. Znowu. – Wynajmę mieszkanie niedaleko, jeśli to w porządku. Wolałbym być blisko ciebie – powiedział szeptem, a pierwsza łza spłynęła po jego policzku.

- Lou, oczywiście. Dla mnie, to możesz nawet zostać. Przecież to nie tak, że mi tu przeszkadzasz – uśmiechnął się delikatnie, ściskając ramię przyjaciela. Liam też wciąż przeżywał śmierć Harrego, jednak znacznie łatwiej było mu się z niej otrząsnąć. W końcu nie spędził z nim najpiękniejszych lat swojego życia, kochając go na zabój. A Louis tak.

- Muszę chyba pobyć sam – mruknął, zerkając z dołu na ciemną walizkę. Nie pamiętał nawet, co w niej miał. Wydarzenia sprzed kilku dni przestawały istnieć, a jedynym wspomnieniem był Harry leżący w kałuży krwi.

- W porządku, rozumiem – odparł cicho, próbując wymyślić cokolwiek, żeby chociaż wesprzeć przyjaciela. Wiedział, że o poprawie humoru nie było nawet mowy, ale kiedy widział, jak Louis kolejny dzień prawie nic nie je, a jedyne, co robi, to cichy szloch, jego serce wręcz stawało. Czuł się niewystarczający w tych chwilach, a przecież nie mógł zrobić nic więcej. Tomlinson sam musi sobie to wszystko poukładać w głowie. Ale czy da radę?

Louis już się nie odezwał. Wstał z krzesła i otworzył swoją walizkę, rozrzucając ubrania po podłodze. Nie chciał robić przesadnego bałaganu, jednak gdzieś w tyle głowy miał myśl, że wewnątrz było coś, oprócz jego ubrań i teczki pełnej rysunków i kopii umów na kilka tysięcy funtów. Coś znacznie ważniejszego i więcej wartego.

Grzebał w walizce przez kilkanaście dobrych sekund, zaglądając do każdej mniejszej kieszonki i zakamarka wewnątrz materiałowej wyściółki. I znalazł. Jego palce doskonale poznały delikatną strukturę zamszu, który okalał niewielkie pudełeczko. Wyjął je drżącymi dłońmi, a po jego policzkach znów polały się strumienie bolesnych łez.

- Louis, co to je... - zaczął Liam, jednak kiedy przyjaciel delikatnie uchylił wieczko, jego oczy również zaszły łzawą mgłą. Louis trzymał w dłoniach piękne pudełeczko, w którym, na atłasowej poduszce, leżał srebrny sygnet. Nie był zwykły, ponieważ jego centralną cześć stanowił, jak zakładał Liam, szlachetny kamień, który w zależności od padania na niego światła, mienił się w błękicie i szmaragdzie. Był po prostu piękny.

- Ch-chciałem się... oświadczyć – wyłkał, wpatrując się w zaręczynowy pierścionek, który drżał w jego dłoniach. – Dlaczego tyle na to czekałem, Liam... dlaczego? – wyszeptał, pozwalając łzom spływać w dół i moczyć wszystko, co spotkają na swojej drodze. Bo tak, Louis już od dłuższego czasu planował oświadczyć się Harremu. Zaplanował wszystko do ostatniej chwili, nawet był z wizytą u Anne, żeby w staroświecki sposób poprosić o rękę jej syna. A teraz jedyne, co może zrobić, to wpatrywać się w pierścionek, w którym do końca życia będzie widział błyszczące oczy Harrego.

- Chodź tu – powiedział cicho, zgarniając przyjaciela do kolejnego, ciasnego uścisku. Liam nie miał pojęcia o planach Tomlinsona. Nikt, oprócz jego i rodziców ich obojga nie wiedział. Dlatego to było tym bardziej bolesne. Louis nigdy nie należał do osób, które były odważne w przekazywanych uczuciach. Potrafił bezbłędnie otoczyć miłością tylko Harrego, jednak i tak był zbyt mało pewny siebie, żeby spontanicznie klęknąć przed nim i zapytać, czy spędzą razem resztę życia. Cóż, teraz już nie spędzą.

- Ja go tak kocham – dodał jeszcze, zaciskając w pięści zamszowe pudełeczko. Louis chciał, żeby Harry był kiedyś jego mężem. Chciał założyć z nim rodzinę, mieć dzieci. Chciał móc, tak jak to robił codziennie, mówić mu, jak bardzo go kocha i że będzie kochał już zawsze. Chciał przeżyć z nim swoje najpiękniejsze chwile młodości, jak i te, kiedy będą już w podeszłym wieku, a siwe włosy będą błyszczały na ich głowach, komponując się z licznymi zmarszczkami na czole i policzkach. Ale byliby szczęśliwi. Razem. A nie będą. – Tak kurewsko bardzo go kocham...

Miss you || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz