3. 27.03.2021

296 39 31
                                    

- Jak to nie żyje?! – wrzasnął Liam, kiedy w osłupieniu stał przed zapłakanym przyjacielem. Louis powiedział tylko te trzy słowa: ,,Harry nie żyje", po czym zalał się łzami, trzęsąc się na ławce. Payne nie miał pojęcia, co powinien w tej sytuacji zrobić. Harry był też i jego przyjacielem i chciało mu się płakać na wizję jego śmierci, w którą wciąż nie dowierzał. Ale widząc Louisa w takim stanie, serce ściskało mu się jeszcze bardziej i po prostu stał tam w szoku, nic nie rozumiejąc.

A Tomlinson płakał. Wręcz wył, zalewając się potokami łez, które bez opamiętania płynęły po jego twarzy i dłoniach, którymi przysłaniał oczy. Trząsł się, nie mógł złapać poprawnego oddechu i po prostu czuł się, jakby miał zapłakać się na śmierć. W tamtej chwili niczego nie pragnął bardziej, jak właśnie jej nadejścia.

- Skąd wiesz, że Harry... - zaczął cicho Liam, ścierając dłonią kilka łez z policzków. Przysiadł koło przyjaciela i zwyczajnie go do siebie przytulił, chcąc dać mu chociaż odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Wiedział, że to prawie niemożliwe, ponieważ Louis kochał i wciąż kocha Harrego ponad życie.

- Leżał w domu – wycedził, krztusząc się płaczem. Znów chciało mu się pić, a gula w gardle utrudniała mu wypowiedzenie pojedynczego słowa. – Sam. We krwi – dodał chaotycznie, uderzając czołem o pierś przyjaciela. Szatyn by oddał wszystko, żeby móc wrócić Harremu życie. Oddałby nawet to swoje.

- Już spokojnie, Lou. Zabiorę cię do siebie, w porządku? – zapytał cicho, powstrzymując kolejną falę łez, która gnieździła się pod jego powiekami. Był przerażony i załamany, to oczywiste, ale nie chciał, żeby Tomlinson musiał jeszcze radzić sobie z oglądaniem jego smutku. On prawdopodobnie i tak jest już na skraju.

Louis jedynie skinął głową i dał się zaprowadzić do samochodu Liama, gdzie przykleił czoło do chłodnej szyby i pozwolił niemym łzom płynąc po jego policzkach. Nie miał już nawet siły na szloch, a cała ta sytuacja przytłaczała go na tyle, że w jego głowie zaczęły wirować bolesne i tragiczne w skutkach myśli.

W ułamkach sekund jego cały świat legł w gruzach. Może był egoistą, ponieważ miał rodzinę i przyjaciół, którzy wciąż wiele dla niego znaczyli. Jednak Harry, nie żyjący już Harry, znaczył dla Louisa więcej, niż wszystko inne razem wzięte. Był dla niego przyjacielem, oparciem w gorszych chwilach, pocieszycielem, iskierką nadziei, ukochanym chłopakiem i miłością jego życia. Harry dla Louisa był dosłownie wszystkim. A teraz, gdy jego zabrakło, to wszystko runęło, jak domek z kart.

Gdy dojechali na miejsce, Tomlinson zakopał się w kocu na kanapie i zmęczony kilkugodzinnym płaczem i bolesnym natłokiem emocji, zasnął. Jednak i tam nie mógł odpocząć nawet przez chwilę. Umysł ciągle kreował w jego wyobraźni twarz Harrego. Tak białą, poszarzałą i niemal przezroczystą twarz, którą Louis zwykł cholernie adorować. Albo widział jego piękne ciało, po którym nie raz sunął rozgrzanymi dłońmi lub wyznaczał ścieżkę swoimi wilgotnymi wargami. Jednak w jego wyobraźni to ciało było zbyt sztywne, zbyt martwe. Krew była wręcz wszędzie, na Louisowych dłoniach, na przerażonych twarzach ich obojga, na mlecznej skórze loczka. I ta scena wyglądałaby mniej boleśnie, gdyby nie blade, wyschnięte wargi Harrego, szepczące bolesne ,,pomocy'', gdy wyblakłe, dotąd błyszczące szmaragdami, oczy wbijały setki sztyletów w krwawiące serce Louisa.

Dlatego Tomlinson poderwał się z oparcia, dysząc szybko i gwałtownie, jakby właśnie przebiegł maraton. Nie spał nawet godziny i chociaż bardzo potrzebował teraz chwili odpoczynku, to nie był w stanie już zmrużyć oka.

- Ja mam dosyć – szepnął do siebie, przecierając twarz chłodną dłonią. Był potwornie zmęczony, zniszczony i wyprany z jakichkolwiek emocji, oprócz smutku. Znów miał ochotę płakać i płakać, aż całkowicie się nie odwodni i nie zemdleje albo padnie z wyczerpania.

- Tak bardzo mi przykro, Lou – powiedział Liam, który, jak się okazało, siedział niedaleko. W dłoni ściskał wymiętą chusteczkę, a jego oczy były całkiem czerwone. Nie tak, jak te Louisa, ale wyglądały równie strasznie. Nawet nie drgnął, wpatrując się w jakiś nieokreślony punkt na ścianie. Wiedział, że Louis przeżywa to dwa razy bardziej. I to łamało mu serce.

- Potrzebuję Harrego – wyszlochał, zaciskając palce na oparciu kanapy. Knykcie całkowicie mu już pobielały, a dłonie zdążyły zdrętwieć, ale w ogóle się tym nie przejmował. Potrzebował czymkolwiek odwrócić swoje myśli od swojego chłopaka. Martwego chłopaka. – Tak bardzo chcę, żeby tu był – wyszeptał, zalewając się kolejnymi kaskadami łez.

Liam już nic nie odpowiedział, przytulając przyjaciela do piersi i pozwalając mu moczyć swoją koszulkę łzami. On sam płakał, próbując nie wypuścić z ust najdrobniejszego szlochu, jakby to miało jeszcze bardziej zniszczyć Louisa. Liam też kochał Harrego, tak, jak kochają się bracia lub najlepsi przyjaciele, więc serce kłuło go i szarpało pod wpływem emocji. Jednak to serce Louisa zdawało się już nie chcieć bić.

Nagle Tomlinson wyrwał się z uścisku przyjaciela i pognał do płaszcza, który niedbale rzucił na krzesło w kuchni. Drżącymi dłońmi przetrzepywał wszystkie kieszenie, szukając w nich telefonu. Gdy tylko go odnalazł, klęcząc na zimnej podłodze w kuchni, starł zły z policzków i z nadzieją wpatrywał się w tapetę na urządzeniu, które ledwo udało mu się odblokować, ponieważ był tak zestresowany.

- Co robisz? – zapytał lekko przerażony zachowaniem przyjaciela Liam, wpatrując się w jego niezrozumiałe ruchy. Nie miał pojęcia, na co wpadł Tomlinson, jednak czuł, że to nie było nic dobrego. Szatyn zachowywał się, jakby był w transie, nic do niego nie docierało.

- Odbierz, odbierz, odbierz – mamrotał pod nosem, patrząc w dzwoniący telefon. Cały wciąż dygotał i ciężko oddychał, jednak w jego spojrzeniu pojawiła się iskierka nadziei, zatrzymując litry wylewających się łez. I cóż, Liam bał się, że za chwilę znów wpadnie w histerię, nie dając sobie nic wytłumaczyć. A najbardziej bolesne było to, że Payne to całkowicie rozumiał.

- Z tej strony Harry! Przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać. Postaram się oddzwonić tak szybko, jak mogę! Miłego dnia! – po kuchni rozległ się głos Stylesa, zniekształcony lekko przez telefon. A po nim, jak po każdym tekście nagranym na pocztę głosową, telefon zapikał długim, monotonnym dźwiękiem, oczekując na słowa, które nagra do skrzynki.

- Nie odebrał – powiedział tępo Louis, ściskając silnie telefon w dłoni. – Harry ode mnie nie odebrał – powtórzył, a jego ton chwiał się na granicy płaczy i gniewu. – Spróbuję jeszcze raz – potrząsnął głową i znów wybrał numer swojego chłopaka, który zapisany miał pod kilkoma emotikonami serduszek i zdrobnionej wersji jego imienia.

- Louis – szepnął Payne, kładąc przyjacielowi dłoń na ramieniu, aby ten na niego spojrzał. – On już nie odbierze. Harry nie żyje. 

Miss you || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz