15. dziesiąta rocznica śmierci

211 35 35
                                    


25.03.2031



Minęło kolejne kilka lat i dziś przypadał dzień dziesiątej rocznicy śmierci Harrego. Czas pędził jak oszalały, a Louis nawet tego nie rejestrował. Harriet za miesiąc skończy dziesięć lat, chodzi już do trzeciej klasy i ma mnóstwo przyjaciół, którzy często odwiedzają mieszkanie państwa Tomlinson. A Louis już dziesięć lat płacze za swoim zmarłym ukochanym, za którym wciąż cholernie tęskni.

Nie zmieniło się wiele, jeśli chodzi o szatyna. Doszło mu jedynie kilka obowiązków, jako ojca ruchliwej dziesięciolatki. Dzielnie przygotowywał śniadania do szkoły i nawet podszkolił się w kwestii gotowania, więc ich obiady nie były jedynie odgrzaną w piekarniku pizzą. Miał już swoje doświadczenie w kupowaniu pięknych sukienek dla swojej córki, która kochała robić mu pokazy mody, nierzadko kradnąc jego buty albo kolorowe marynarki. Uwielbiał to tak samo bardzo, jak to, że na każdym kroku przypominała mu Harrego.

Bo tak, Harriet była prawdziwą kopią jego chłopaka. Miała gęste loki, które sięgały jej do połowy ramion. Jej ciemnozielone oczy świeciły tymi samymi iskierkami, które migotały w oczach Harrego, kiedy wpatrywał się w chłód błękitu bijący z oczu Tomlinsona. Była niesamowicie kreatywna i większość wieczorów spędzała przy stoliku w swoim pokoju, gdzie kreśliła szlaczki kolorowymi kredkami lub farbkami. A Louis po prostu był z niej dumny.

- Tato, słuchaj! – zawołała, podbiegając do szatyna o skacząc w jego uścisk. Mężczyzna zaśmiał się donośnie i przytulił do siebie córkę, okręcając ich wokół własnej osi. Właśnie przyjechał po nią do szkoły, jak codziennie. Stał niedaleko swojego samochodu i czekał, aż Harriet skocznym krokiem wyjdzie ze szkoły od razu się do niego przytulając.

- Słucham – uśmiechnął się i cmoknął ją w czoło, zanim nie wsiedli do samochodu. Akurat był piątek, więc jak co tydzień, jechali prosto do cukierni, żeby zjeść ich ulubione ciasto. I cóż, Louisa nie dziwiło, że Harriet zawsze wybierała ukochane czekoladowe ciasto Harrego.

- Rysowałam drzewo genealogiczne – pochwaliła się i dumnie odrzuciła włosy na bok. – Wiedziałam prawie wszystko, oprócz tego, jak wygląda tatuś – skrzywiła się nieco i sięgnęła do plecaka, który leżał na jej kolanach. Tomlinson patrzył na nią kątem oka i z uśmiechem wybijał rytm na kierownicy. Pluł sobie trochę w brodę, że tak rzadko mówi o Harrym, kiedy córka jest obok. To nie tak, że nie mówił o nim wcale. Wręcz przeciwnie. Często wspomina jego imię i mówi jej, co na ich miejscu zrobiłby Styles, jednak nigdy nie opowiedział jej nic szczególnego. Tylko raz oglądali ich wspólne zdjęcia, więc Harriet miała prawo nie pamiętać, jak wyglądał ukochany Louisa. I cóż, czas najwyższy to zmienić.

- Jak wrócimy do domu, to pokażę ci zdjęcia, co ty na to? – zapytał z uśmiechem, a dziewczynka klasnęła w dłonie.

- Tak! Ale patrz – powiedziała podekscytowana, kiedy stanęli na czerwonym świetle – w serduszku jesteś ty i tatuś Harry – oznajmiła, pokazując dwie uśmiechnięte buźki, które zamknięte były w czerwonym sercu. To cholernie rozczuliło Louisa, ale nic nie mówił. – Tatuś ma takie oczy jak ja, to wiem – zaśmiała się i wskazała na zielone oczy jednej z postaci.

- I takie same włosy – dodał Tomlinson, a Harriet zasłoniła usta dłonią i wybałuszyła oczy.

- Naprawdę?! – pisnęła w zaskoczeniu, niemal skacząc w swoim foteliku. Louis zaśmiał się w głos i pokiwał głową, a dziewczynka zaczęła klaskać w swoje małe dłonie, cholernie ekscytując się tym faktem. To, że szatyn był rozczulony zachowaniem córki, to spore niedomówienie. – Musisz mi go pokazać! Musisz, tato – zażądała, wlepiając w ojca spojrzenie, którym umiała zyskać wszystko, czego chciała. Louis był świadom tego, że daje się wykorzystywać i czasem zbyt szybko ulega Harriet, ale średnio się z tym liczył. Ona była jego oczkiem w głowie.

Miss you || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz