7. 8.04.2021

249 39 24
                                    

Louis szybko opuścił teren szpitala, nie kłopocząc się nawet z podpisywaniem zbyt wielu papierków i zgód. Nie zważał na słowa matki, która prosiła go, by został na chociaż jeden dzień, ponieważ widziała, że z jego zdrowiem nie jest najlepiej. Jego poszarzała twarz, wyblakłe spojrzenie i zapadnięte policzki, to sam czubek góry lodowej. I to nie tak, że chciała go kontrolować i być pewną, że nie zrobi nic głupiego. Owszem, chciała, by był bezpieczny, ale nie chciała go też przytłaczać. Louis od zawsze wolał pewne rzeczy przemyśleć i przeżyć sam, w całkowitym spokoju, gdy nikt nic od niego nie chce. Dlatego z wielką niechęcią, ale pozwoliła mu wrócić samemu do małego mieszkania, mając wielką nadzieję, że szatyn nie zrobi nic głupiego. Miała stały kontakt z Liamem i Niallem, więc była naprawdę na bieżąco. Cóż, Jay oddałaby wszystko, żeby któregoś dnia nie przyszli za późno.

Gdy wrócił i padł twarzą na łóżko, w jego głowie znów zaczęło wirować, a jego ucisk w brzuchu powrócił. Chciało mu się wymiotować, ale jednocześnie nie był się w stanie zmusić, żeby chociażby ruszyć palcem lub mrugnąć powieką, więc o wstaniu nie było mowy. Dlatego zacisnął wargi w cienką linię i modlił się, żeby to uczucie za chwilę minęło. Jeśli to się nie stanie, to prawdopodobnie zwróci resztki jedzenia gdzieś w poduszki. I to nie tak, że będzie miał siłę zmienić pościel czy cokolwiek tu prać. Wtedy przeniósłby się do wanny i tam wypłakiwał swoje oczy w któryś z ręczników.

- Wyszedłeś ze szpitala, żeby tu czuć się źle? Sam w tym syfie? - westchnął Niall, który nagle pojawił się zbyt blisko i Louis mógł wyraźnie słyszeć, jak ciężko sapał. Tak, przybiegł tu po telefonie od Jay, która z bólem w głosie przekazała mu, że wkurzony Tomlinson niemal wybiegł ze szpitala. Kwestią czasu było, kiedy pojawiłby się tu Liam. Nie, żeby mama Louisa prosiła ich, żeby odwiedzili jej syna. To oni poczuli tę odpowiedzialność.

- Spierdalaj - jęknął w poduszki, skopując ze stóp buty. Nawet nie podniósł głowy, bo wciąż się bał, że ucisk w żołądku powróci, a on naprawdę zwymiotuje na spodnie Nialla albo jego białe skarpetki. Nie wiedział, czy takie były, ale właśnie to zakładał. Dobrze pasowało to kolorystycznie, więc tak, były białe.

- Dopóki nic nie zjesz i się nie ogarniesz, to nie ma szans, że postawię stopę poza tym mieszkaniem. Zamieszkam tu, jeśli będzie trzeba. Nawet, jeśli miałbym spać na krześle - powiedział surowo i Louis mógł przysiąc, że krzyżuje ręce na piersi. Niall miał cholernie dobre serce i szatyn to wiedział. Martwił się o niego i nie raz poświęcał się w imię jego poprawnego posiłku czy przyzwoitego prysznica. I tak, był mu za to wdzięczny. Liamowi i całej swojej rodzinie też. Ale czy oni nie mogli pojąć tego, że zwyczajnie chciałby zapaść się pod ziemię i tam zgnić? Nawet, jeśli leżałby tam całe miesiące, nie mogąc drgnąć choćby palcem u stopy.

- Wanna jest wolna - prychnął, przekręcając się trochę na bok, żeby zobaczyć naburmuszoną twarz przyjaciela. Horan zazwyczaj był tym, który nawet w najgorsze dni miał uśmiech na ustach i iskierkę szczęścia w oczach. Żył w pewnego rodzaju bańce wiecznego zadowolenia, do którego właściwie wystarczyli mu przyjaciele i paczka dobrych żelek lub frytki. Jednak od śmierci Harrego już tak nie było. Jego uśmiech na dobre stracił kształt i, mimo że Niall próbował, to nie potrafił wygiąć kącików ust do góry. Nie załamał się tak, jak Louis, ale był nieźle przybity. I cóż, zwyczajnie zatracił to swoje Niallowe coś.

- Serio, stary, rusz dupę do kuchni - westchnął kolejny raz, kiwając w stronę pomieszczenia. - Trzeba tu wywietrzyć i posprzątać, bo to wygląda, jak jaskinia. Wiesz chociaż, jak wygląda świat za oknem? - dodał z lekką złością, co tym bardziej nie pasowało do jego sposobu bycia. I jeśli Louis miałby być szczery, to nawet trochę bał się tej przemiany. Rozumiał dzień czy dwa ciągłego smutku, jednak złość? To nie był ten Niall, którego znał.

- Dobrze mi tak, jak jest - wymruczał zbolało, jednak podniósł się do siadu, przysłaniając dłońmi oczy. W pokoju i tak było ciemno, jednak jakiś odruch nakazał mu tak zrobić. Może chciał zakryć swoje poczucie winy, które malowało się na nim całym? Tak, jakby obwiniał się o całe zło, jakie ich spotkało. Ale to przecież nie jego wina, tak?

- Louis, ja nie mam już pomysłów, jak ci pomóc - powiedział cicho, opadając na miejsce na łóżku. Niall był tym typem przyjaciela, który potrafił stanąć na rzęsach, jeśli chodziło o dobro jego najbliższych. Jednak teraz nie mógł zrobić prawie nic. Żałoba, w którą popadł Louis, jest jak najbardziej zrozumiała, choć może trochę zbyt niszczycielska dla samego Tomlinsona. Jakby nie patrzeć, świat idzie dalej. Nikt nie będzie czekał na faceta, który wypłakuje oczy za martwym ukochanym. Życie toczy się dalej i nieważne jest to, czy Louis do niego powróci pełen sił i raną na sercu, czy też nie.

- Oni oskarżyli mnie w sądzie, Niall - powiedział w końcu, zerkając na swojego przyjaciela przez ramię. A on skamieniał, zaprzestając nerwowego podrygiwania nogą. Rozumiał, że prokuratorzy, policja i cały ten organ śledczy ma za zadanie wyeliminowanie wszystkie ewentualności. Jednak na Louisa wystarczyło rzucić okiem, żeby wiedzieć, że to nie on. Nie był aż tak dobrym aktorem. - Jak ja się nie potrafiłem na niego gniewać...

- Wiem to - skinął delikatnie głową, kładąc ciepłą dłoń na drżącym ramieniu Louisa. - I oni na pewno też. To nie tak, że nie mają jakichś podejrzanych, nie?

- Nie znajdą ich - szepnął, a łza potoczyła się po jego policzku. Już nawet jej nie poczuł, przez to, jak przytłaczającą rutyną stał się dla niego płacz. Pogrążał sam siebie. - Jeśli sam się za to nie wezmę, to mój Harry... - głos mu się załamał, a dalsze słowa po prostu nie potrafiły przejść przez gardło. Louis chciałby umieć nie myśleć. Tak totalnie się wyłączyć, zapomnieć i przeżyć kilka miesięcy poza swoim ciałem lub w innej rzeczywistości. W takiej, w której wciąż byłby z Harrym.

- Myślisz o czymś konkretnym? - Niall zmarszczył brwi, kiedy Louis sięgnął po laptopa po raz pierwszy, odkąd mu go tu przynieśli. Liam stwierdził, że może trochę oderwie się od rzeczywistości, kiedy zajmie się pracą lub oglądaniem ulubionego serialu, jednak Tomlinson ani myślał o czymkolwiek zbliżonym do tego. Wolał wspominać w pamięci obrazy ukazujące mu piękno jego ukochanego chłopaka.

- Jebać ich wszystkich. Sam dotrę do prawdy - warknął przez zaciśnięte zęby, ścierając rękawem kilka łez. Bez wahania zalogował się na pocztę Harrego, bo tak, znał wszystkie hasła i kody - ufali sobie tak, jak nikomu innemu. Zaczął przeglądać idealnie uporządkowane wiadomości i zagłębiać się w maile, które chłopak wysłał do nieznanych mu adresów. Jednak oprócz miłych i poprawnie gramatycznie napisanych zdań, nie znalazł nic, o czym by nie wiedział. Harry był typem człowieka, który nie lubił trwać w ciszy, więc dość często mówili o rzeczach całkowicie nieistotnych. Nie, żeby któryś narzekał. Kochali to tak samo bardzo, jak leniwe niedziele w łóżku lub gorące sesje obściskiwania, które notabene nie zawsze ograniczały się do sypialni czy samego w sobie łóżka.

- Chcesz zrobić własne śledztwo? - zapytał Niall, zaglądając mu przez ramię. Nie wiedział, czy to był dobry pomysł, jednak to mogło być w pewnym sensie czymś przełomowym. Może Louis wreszcie by się czymś zajął i ogarnął na tyle, żeby raz na jakiś czas coś zjeść i wpuścić do zatęchłego pomieszczenia trochę świeżego powietrza? Właściwie bardzo na to liczył, bo nie chciał oglądać, jak jego przyjaciel stacza się i niemal sunie po dnie. Bał się tylko tego, że Louis nie znajdzie złotego środka i zajęcie to pochłonie go tak bardzo, że zaniedba wszystko inne. Na czele ze swoim własnym zdrowiem.

- Tak - pokiwał głową, wciąż patrząc w dół na listę nazwisk, z jakimi korespondował Harry. - Nie będę bezczynnie siedział, kiedy policja oskarża mnie o... kiedy policja ma nas w dupie. I przysięgam, że nie spocznę, dopóki nie dowiem się, co wydarzyło się tamtego dnia - powiedział już dużo bardziej stanowczo i hardo, więc szanse, że się podda, prawie nie istniały.

A Niall bał się, że będzie chujową opiekunką dla tego tragicznie zakochanego idioty.

Miss you || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz