5. 8.04.2021

269 38 27
                                    

Minęło kolejnych kilka dni, w ciągu których Louis zdążył wynająć niewielkie mieszkanie niedaleko od tego, gdzie mieszkał Liam. Nie chciał tam zostawać na długo. W ogóle nie chciał tam być, ale nie był w stanie wrócić do miejsca, gdzie mieszkał jeszcze z Harrym. Przynajmniej nie teraz.

Dlatego żył w małym pokoju, który właściwie mieścił jedynie łóżko i szafę. Miał też do dyspozycji kuchnię, czyli klitkę z lodówką i kuchenką, ale właściwie z niej nie korzystał. Czasem podgrzewał starą pizzę w mikrofali albo wstawiał wodę na kawę. Nie chciało mu się robić nic więcej.

Całe dnie spędzał właściwie na leżeniu na niewygodnym materacu i wpatrywaniu się w żółtą plamę na suficie. Sporadycznie wstawał, żeby się wysikać albo odebrać kolejną porcję taniej chińszczyzny lub pizzy. Jedynie dwa razy zmusił się, żeby wejść pod prysznic, ponieważ śmierdziało od niego alkoholem, który wylał na swoją znoszoną koszulkę. Jego włosy niemal cały czas były tłuste i nieuczesane, przez co wpadały mu do podpuchniętych od płaczu oczu. Tkwił w takim bolesnym marazmie, płacząc i zmuszając się do przełknięcia chociażby kawałka czegoś na ciepło.

Liam przychodził do niego na zmianę z Niallem, więc przynajmniej dwa razy dziennie miał gości. Ale nawet nie wstawał z łóżka, żeby otworzyć im drzwi. Mieli swój komplet kluczy, chociaż Louis i tak nie zamykał się w mieszkaniu.

Kiedy przychodzili, starali się rozmawiać z Tomlinsonem, wspierając go uściskiem lub ciepłym słowem. Ale on rzadko kiedy na nich spojrzał, o rozmowie już nie wspominając. Rzucał czasem jakimś słowem, które prowokowało jedynie większą falę łez na jego policzkach i poczucie zawodu u jego przyjaciół. I to nie tak, że mieli mu to za złe. Rozumieli, co może czuć i jedyne, czego chcieli, to jakkolwiek mu pomóc. Niemożliwe jednak nie zawsze staje się możliwe.

Niestety w końcu przyszedł dzień, w którym Louis musiał wstać z łóżka i doprowadzić się do porządku. Po jedenastu dniach od jego pierwszego przesłuchania, został wezwany do sądu na, jak to nazwał ktoś z administracji, wstępną rozprawę. Całkowicie nie wiedział, na czym to ma polegać i jakim cudem odbywa się to tak szybko. Pamiętał, że kiedyś, kiedy miał sprawę w sądzie o podatki od gruntu, na którym firma, w której pracował, chciała postawić jego projekt, musiał czekać kilka miesięcy pierwszą wizytę w sądzie. A tu nie minęło nawet czternaście dni roboczych, w których organy prawa zazwyczaj rozpatrują zlecone im spawy. Pytanie tylko, czy miało stać się to dla niego symbolem szczęścia, czy kolejnego bólu i litrów wylanych łez.

Będąc szczerym, to Louis nie był gotowy na to, by stawić się w sądzie i odpowiadać na pytania prokuratorów. Wiedział, jak to wszystko działa i jak męczący to proces. On porządnie nie spał od tych jedenastu dni, nie mówiąc już o tym, że miał jakiekolwiek siły. Dramatycznie schudł, przez co jego i tak już ostre kości policzkowe, jeszcze bardziej odznaczały się na bladej twarzy. Oczy miał otoczone ciemnymi worami, które wzbogacone były o kilka pękniętych naczynek, których nabawił się przez zbyt agresywne pocieranie delikatnej skóry na powiekach. Tęczówki już nie błyszczały błękitem, a wyblakły i stały się całkiem szare i matowe. Wargi miał spękane i poprzegryzane, kiedy wciąż zaciskał je w wąską linię. Wyglądał po prostu źle i był tego całkowicie świadomy, kiedy zerknął w małe lustro nad umywalką w łazience. Nawet koszula, która była skrojona idealnie na niego, wisiała mu na barkach i w nadgarstkach. Czuł się jeszcze gorzej, niż wyglądało jego lustrzane odbicie.

Jednak musiał się stawić na miejscu, chociażby dla Harrego. Bał się tam spotkać Anne i Desmonda, którzy na pewno będą siedzieć na drewnianej ławie, ścierając swoje łzy chusteczkami. A jego serce prawdopodobnie pęknie ponownie, gdy usłyszy imię swojego ukochanego wypowiadane przez sędziego.

Miss you || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz