Rozdział 6

1.5K 42 5
                                    

Odebrałam swoje świadectwo, a następnie skierowałam się do wyjścia ze szkoły razem z Chrisem i Ivy. Dzisiaj zakończyłam już przedostatni rok w tej szkole, a za rok będę już po zakończeniu całej edukacji. Nie mogłam uwierzyć jak ten czas szybko leci dopiero szlam do przedszkola, a za rok będę już kończyła Liceum.

— Idziemy na kawę? — zapytała blondynka, a ja przytaknełam głową.

Dotarliśmy już do sturbacksa. Zamówiłam  swoją ulubiona kawę, a po chwili ją odebrałam i wróciłam do stolika gdzie siedziała Ivy i Chris. Nie wiedziałam o czym moi przyjaciele rozmawiają, bo moje myśli zaprzątał ktoś inny.  Ktoś o kim nigdy nie powinnam myśleć.

— Ziemia do Cindy. — odezwała się blondyna, wyrywając mnie z mojego letargu.

— Tak? — odpowiedziałam, przekierowując wzrok na moich przyjaciół.

— Idziesz dzisiaj na walkę? - zapytała Ivy, popijając swoją matche.

— Nie wiem.

Nie wiedziałam czy pójdę czy nie, bo nigdy w takim czymś nie brałam udziału tym bardziej, gdy miał być tam Carter. Po naszym ostatnim spotkaniu nie minęło za dużo, a ja przypominając sobie tą chwile, gdy staliśmy i Carter mnie całował uderzyło we mnie dziwne uczucie w brzuchu.

„ — Zostaw mnie w spokoju, przylepiłeś się do mnie jak jakiś pryszcz, który każdego irytuje. — parsknęłam kpiącym głosem, a gdy brunet chciał już wygłosić swój monolog pod kamienice Mii podjechało z piskiem opon czarne BMW. Wysiadł z niego mężczyzna w czarnym garniturze mocno nam się przyglądając.

Brunet drastycznie pociągnął mnie za rękę, a następnie mocno wpił się w moje usta.
Nie odepchnęłam go. Nie zrobiłam totalnie nic. Poprostu stałam.

Po kilkunastu sekundach, brunet się ode mnie oderwał, a ja poczułam fale gorąca rozlewająca się po moim ciele. Odwracając wzrok, mężczyzna w czarnym garniturze szedł w nasza stronę nie spuszczając nas z wzroku.

— Kopę lat, Jones. — odezwał się zachrypniętym głosem mężczyzna.

Co tu robisz? Miałeś się już nie pojawiać w mieście, chyba słyszałeś mojego ojca co będzie jeżeli wrócisz. — warknął brunet.

Och, umowa już nie ważna. Teraz ja rządze tym miastem, a ty możesz spierdalać.

— Jak nie ważna? —zapytał zdezorientowanym głosem Carter.

— Twój ojczulek się z niej wywiązał, bo stało się coś ważniejszego, więc radzę Ci się nie wtrącać, bo ta piękna buźka twojej dziewczyny już nie zostanie piękną.- powiedział dotykając mnie po twarzy na co brunet mocno się spiął.

—  Zostaw ją. – warknął chwytając mężczyzna za marynarkę. — Nie zbliżysz się do niej i jej nie dotkniesz rozumiesz?"

I nie wiem co miał oznaczać ten pocałunek i słowa mężczyzny, który do nas podszedł. Nie rozmawiałam ani nie pisałam z Carterem od pamiętnej nocy, bo wsumie i tak nic to nie zmieniło. Nie lubimy się i to się nigdy nie zmieni.

— Jak się jednak zdecydujesz to napisz to wpadne po ciebie, a teraz muszę lecieć. Cześć. — mruknęła Ivy, a następnie wzięła swoją beżową torebkę i wyszła z kawiarni.

Po paru minutach również wyszłam ze sturbacksa i skierowałam się w stronę mojego domu. Dzisiaj o 23 miała odbyć się walką. Walka Cartera. Jednak nie wiedziałam czy na nią iść. Po co miałam tam być?

We Destroy Yourself || pierwsza część trylogii niszczyć Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz