Rozdział 24

92 4 0
                                    

- W swoim życiu miewałem cieplejsze powitania. - Sztucznie się śmieje wycierając zabłocone pantofle o chodniczek wejściowy.

- Powiedz mi, dlaczego nie miałbym kazać swoim ludziom teraz cię odjebać? - Pyta Farris, opierając ciało o framugę drzwi.

- Mogę być przydatny. No, młodzieńcze każesz starcowi marznąć na dworze?

- Nie pierdol... Mamy prawie lato. - Whitmore zasłania mnie swoim umięśnionym, napiętym ciałem.

- Mój sędziwy wiek nie wybiera samopoczucia. - Unosi trzymany w dłoni tablet.

- Mów, dopóki jeszcze żyjesz. - Jason krzyżuje ręce.

- Wiecie wszystko? - Wykrzywia kącik ust.

- Wszystko. - Stwierdza Emma.

- Zdolny młodzieniec. - Słowa kieruje do Eugena.

- Dziękuję. - Odpowiada.

- Ej! - Fukam na niego.

- No co? - Brwi zjeżdżają mu niebezpiecznie nisko.

Przewracam oczami, a inni idą w ślad za mną.

- Nie mamy czasu. - Ponownie skupia naszą uwagę. - Za pięć minut muszę zadzwonić do Liama, który chce z wami porozmawiać i złożyć propozycję.

- Taką nie do odrzucenia? - Wychyla się Jason.

- Oczywiście, że do odrzucenia. Chociaż to co odpowiecie i tak nie będzie mieć żadnego znaczenia, ponieważ...

- I tak nas rozjebie? - Parka Farris.

- To co, mogę wejść?

- Wchodź. - Odpowiadam, odsuwając dłonią mężczyznę stojącego przede mną.

Wszyscy znajdujemy sobie własny kąt w salonie, jedyną osobą zajmującą miejsce przy stole jest Max. Moim oczom nie umyka zaciśnięta żuchwa Jasona i pulsująca żyła u skroni. Natomiast Christiana opuściło poczucie humoru, które towarzyszy mu przez całe życie, nawet w sytuacjach podbramkowych. Jest spokojny acz skupiony. Emma próbuje okazać niechęć do tego co chce nam przekazać staruszek, dlatego więc wzięła sobie za punkt honoru przeczytania wszystkich etykietek na tyłach ustawionych w szklanych butelkach alkoholu. Marcy rozłożyła się obok Eugena na skórzanej kanapie. Jedynie mój przyjaciel nie kryje zainteresowania nowymi, niewypowiedzianymi jeszcze informacjami. Ja natomiast robię to co koi moje nerwy, odpalam papierosa zauważając wypełnioną popielniczkę do granic możliwości.

- Bez niepotrzebnego wstępu. Wiecie o wszystkim. Podziwiam waszego przyjaciela, ale coś ci umknęło Eugene.

- Mianowicie? - Pyta.

- Akcja sprzed kilkudziesięciu lat. Za młodu zniszczyłem dowód, który przypominałby mi za każdym razem, że mój kochany braciszek o mało mnie nie zabił...

- Czy to była kara za niesubordynację? - Muszę wiedzieć. Spoglądam mu głęboko w oczy. Mój szef. Podpinałam go pod rodzinę...

- Tak. O tym może innym razem i w milszych okolicznościach. Teraz posłuchajcie. Chcę pomóc.

- Może dożyjesz rana. - Jason posyła gniewny uśmieszek.

- Mam plan. Jeżeli się zgodzicie, wygramy z nim.

- Szybko zmieniasz front. - Kwituje Farris.

- Nigdy nie było mi dane wybranie go. - Odszczekuje Max. - Jeżeli się zgodzicie będziecie musieli cholernie dobrze odegrać swoje role. - Spogląda na każdego z nas. - Zaufajcie mi. Jako dowód moich dobrych zamiarów przyślę tu jutro żonę.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz