Prolog cz.4

251 9 0
                                    

Finalnie dochodzę na miejsce, przeczesuje spojrzeniem zajęte krzesła w poszukiwaniu przyjaciółki, niestety nigdzie jej nie widzę. Próbuję zwrócić uwagę mężczyzny za blatem.

- Przepraszam. - Nic, zero reakcji... - EJ! - Podnoszę ton głosu do granic możliwości po paru godzinach i tak zdartego gardła. Efekt zadowalający... mężczyzna zmierza w moją stronę.

- Tak? Na co ma pani ochotę? - Pyta przecierając ściereczką dopiero co umytą lampkę po winie.

- W tym momencie chciałabym odnaleźć moją przyjaciółkę. - Opieram swój ciężar ciała o blat. - Nie widziałeś może dziewczyny, z którą tu byłam? Szatynka, szczupła, niemowa w małej czarnej?

- Ach, tak oczywiście - uśmiecha się leniwie.

Gdy tylko Marcy się znajdzie zestrofuje ją za brak umiejętnego podglądania męskich pośladków, a na koniec wygłoszę tyradę osobie stojącej przede mną, lecz w tym momencie potrzebuję informacji tego o to człowieka, o ironio...

- To pomożesz mi, czy nie? - Moja cierpliwość zaczyna być wystawiana na próbę.

- Może... - Unosi uprzednio wytartą lampkę wina pod światło, w celu sprawdzenia czy jest dostatecznie czysta. Chociaż na moje oko gra na czas.

- Jeżeli wiesz to wskaż mi cholernym palcem drogę... proszę - Tak, mam problem z cierpliwością.

- Spokojnie – odstawia szkło na blat. Prostuje się, a ciężar ciała przenosi na jedną nogę. - Nie potrafisz wyluzować. - Stwierdza, wskazuje palcem w stronę parkietu znajdującego się na parterze. - Miała składać zamówienie, ale nim zdążyłem się obrócić pędziła już w tamtą stronę. - Schyla się.

Czemu zaprzątam myśli o schowanej, przymocowanej broni pod blatem? Już sobie wyobrażam, że za mój delikatny wybuch agresji uszczuplił jego ego, a w geście wyrównania rachunków wyciąga jakiegoś gnata, po czym dostaję kulkę prosto w czoło, a świeżo wypolerowany Glock 17 lśni na tle mojej krwi jak i świateł w tym przeklętym klubie. Jednak barman kładzie kopertówkę... kopertówkę Marcy. Co jest do cholery!? Po chwili zaczyna mówić.

- Zostawiła ją. Niedługo kończę zmianę - mówi. - Chciałem znaleźć twoją przyjaciółkę i oddać jej zgubę. - Przenosi wzrok z torebki na moją twarz.

- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne – sile się na grzecznościowy ton. Co by nie było, mogłam przypuszczać, że jest uczciwą osobą. Przynajmniej w połowie.

Kiwa głową na znak zgody co do oddania własności przeze mnie.

- No cóż... - Patrząc w dal za mną, odzywa się po chwili. - Pozdrów ją, a gdybyście jeszcze tu gościły, zapraszam na kolejkę. - Zaraz jednak nerwowo zerka na mnie, przekrzywiam głowę pytająco w bok. - To znaczy... – nerwowym ruchem dłoni przeczesuje włosy. - Kończę zmianę, mogę postawić kolejkę, moglibyśmy... porozmawiać w trio.

Wzdycham przeciągle, naprawdę znalazł idealny moment na umówienie się z Marcy. Właśnie Marcy! Nie mam czasu teraz o tym dyskutować, chwytam torebkę.

- Jakbyś nie zauważył to mój czas jest w tym momencie ograniczony na pogawędki - rzucam naprędce.

Przystaje po paru krokach odwracam się w stronę barmana, czyżby był zawiedziony? Ech... Niech będzie...

- Barman! - Lada moment wszystkie struny głosowe mi wysiądą. - Jak ją znajdę to wpadniemy na parę minut!

Uśmiech tego nieszczęśnika jest, aż wzruszający. Po namyślę nawet mu współczuje. Marcy wzdycha do mężczyzn, lecz w rozmowie z dewiantem często potrafi stać się katem. Tanecznym ruchem obracam ciało w kierunku mojego celu poszukiwań.

Najpierw ocenię sytuację z góry, moje nogi kierują się w stronę barierek na pierwszym piętrze. Już mam oprzeć ręce, gdy ni stąd ni zowąd kolejny raz tej nocy zostaję obrócona w stronę rozmówcy czy też rozmówczyni...

- Marcy! Miałyśmy spotkać się przy barze, ale wiesz co? - Pytam sarkastycznie. - Ciebie tam nie było... Na domiar tego zostawiłaś swoją kopertówkę! - Macham jej własnością przed twarzą. - Dziewczyno! Gdzie ty masz głowę? Masz szczęście, że ten barman nie okazał się takim kutasem jak na początku myślałam. Szczerze mówiąc chciał Cię znaleźć i oddać zgubę, ale twoja wkurzona siostra go uprzedziła. A tak, poza tym zaoferował się w postawieniu nam jak i sobie kolejki ... chyba masz adoratora.

- Courtney, to nie tak jak myślisz... Czekaj, co!? Zostawiłam torebkę!? - Malujący się szok na jej twarzy, zaczyna mi rekompensować moje zmartwienie jej wcześniejszym przepadnięciem. - Naprawdę? To miło z jego strony, znajdę go przed naszym wyjściem i podziękuję za nie bycie kutasem - kącik jej ust podnosi się w górę. - Poproszę o numer telefonu, kiedyś moglibyśmy się zgadać na darmową kolejkę... - Mówiąc to nie patrzy mi w oczy.

- Czemu nie dzisiaj? - Pytam, bo to do niej kompletnie nie podobne.

- Dzisiaj już wracamy. Impreza zaraz i tak się kończy, a moje obolałe gardło i nogi w których mam coraz mniej czucia pragną jedynie miękkiego łóżka.

Nadal unika mojego wzroku, co się dzieje? Coś tu nie gra...

- W co Ty się znowu wpakowałaś?

- Ja? - Tym razem patrzy mi w oczy, a w tych oczach widzę buzujące emocje.

- Przypomnij mi... Ile się znamy? Dwa lata...Pięć? - Przygryza wargę co daje mi stuprocentową pewność. Moja przyjaciółka nie chce mi czegoś wyjawić. - Jedenaście! Jedenaście cudownych lat, więc znam Cię na wylot siostrzyczko. Proszę powiedz mi co się takiego stało. - Ponownie zawiesza głowę.

- On tu jest. - Jej głos zamienił się w cichy szept, przez ten cholerny klub musiałam patrzeć na ruchy jej warg.

- Kto? Jest... - Ogarnia mnie nagła fala emocji, czuję jakby aorty pompowały mi wielką dawkę krwi do mózgu, odczuwam również momentalne wytrzeźwienie, jakby cały alkohol opuścił mój organizm.

- On. – Powtarza.

- Nie, nie to nie możliwe. - mówię bardziej do siebie niż do niej. - To był zły pomysł, karma wróciła, jeszcze przed moim powrotem do domu. Szuka mnie. Wie, że tu jestem. - Wpadam w panikę.

Łzy wzbierają w moich oczach, gorączkowo przeczesuję włosy, zatrzymując dłoń na końcówkach i pociągając je z siłą, wolę skupić myśli na bólu. Nie mogę płakać, po prostu nie mogę. Znajdę go pierwsza. Wszystko spokojnie wytłumaczę, zrozumie mnie, prawda? Nie, nie zrozumie. Co mam zrobić? Nerwowo okręcam się wokół własnej osi szukając jakiegoś wyjścia z tego miejsca. Gdybym wróciła przed nim, jest cień szansy, że prawda nigdy nie ujrzy światła dziennego. Nie! Jest tu... musiał mnie śledzić, lecz gdyby mnie wyśledził już wcześniej by mnie odnalazł w całym tym tłumie ludzi. Wiem! Aplikacja śledząca, na pewno wszedł na telefon w celu sprawdzenia czy rzeczywiście jestem w mieszkaniu Marcy, a apka pokazała mój prawdziwy cel docelowy. Ktoś łapie i przytrzymuje moje ramiona, to on! Znalazł mnie, nigdy mi tego nie wybaczy. Powinnam siedzieć w domu. Słyszę przebijający głos dobiegający jakby z daleka, bicie serca powoli wraca do swojego rytmu, ryzykuję zerknięcie przez ramię.

- Courtney! Uspokój się. - Potrząsa mną. - Mówiłam ci wiele razy, że ten związek jest toksyczny.

- On ma aplikację śledzącą. - Rzucam.

- Nie, nie ma. On tu nawet nie jest z twojego powodu. – Słowa uciekają z jej ust, zanim je przemyśli.

- Słucham? - Krótkim ruchem podbródka wskazuje na parkiet.

- Nie ma na co patrzeć. Proszę Courtney, zakończ to.

Ruszam w stronę balustrady, finalnie zmuszam rozdygotane nogi do zatrzymania. Dłońmi kurczowo trzymam szklane wykończenie, jednocześnie przeczesując wzrokiem tłum pode mną w poszukiwaniu tej jednej konkretnej osoby. Po kilku uderzeniach serca, mój cel zostaje zlokalizowany.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz