Rozdział 10

108 6 0
                                    

Wymijam wszystkie odbijające się od siebie spocone ciała. Przed wyjściem odnajduję pewną osobę. Zdezorientowany stoi naprzeciwko barierki szukając... mnie. Posyłam mu lekki uśmiech, a moje stopy niosą mnie za klub.

Dopalając już drugiego papierosa, po który miałam dać za wygraną i wrócić do przyjaciół, słyszę otwieranie drzwi ewakuacyjnych. Nie odwracam się, wiem kto stoi za moimi plecami. Z tryumfem wypuszczam ostatni raz dym, a wzrok wbijając w domy jednorodzinne umiejscowione przede mną. Słyszę dźwięk odpalanej zapalniczki. Znany mi zapach perfum, dolatujący do moich nozdrzy tylko potwierdza moje przypuszczenia. Zwalam winę na wypity przez ostatni czas alkohol jak i mój brak racjonalnego myślenia. Cieszę się, że przyszedł. Wkurwia mnie, bardzo.... jak nikt. A w tym momencie mam ochotę dosiąść go na tych zimnych schodach, wbić swoje usta w jego i powiedzieć, żeby spierdalał.

- To twoje ulubione miejsce w tym klubie? - Patrzy na wprost.

- Z tego co... - przelotnie chwytam jego papieros, wkładając sobie do ust. - Wiem... to również twoje ulubione miejsce. - Wypuszczam duszący mnie dym. - To twój klub?

- Tak. - Odbiera swoją fajkę.

- Zawsze tu jesteś? - Przesuwam wzrok po jego posturze. - Nie wiedziałam, że tacy mężczyźni jak ty, szukają kobiet w klubie. - Wypuszczam z ust ironiczny śmiech.

- Nie szukam. A w klubie pojawiam się rzadko. - Przedłuża pauzę. - Najczęściej, gdy mam poważniejsze rozmowy. Jest zbyt głośnio by cokolwiek podsłuchać.

- Dzisiaj miałeś spotkanie?

- Dzisiaj miałem spotkanie, ale sama wyjawiłaś mi swoją sobotnią podróż, więc przełożyłem rozmowę w to o to miejsce.

- Po co? - Czuję oblewający moje oblicze rumieniec.

- Sam nie wiem. - Wzrusza ramionami. - Powinnaś na siebie uważać, a twoja dwójka kompanów nie bardzo ogarnia własną rzeczywistość. - Spogląda na mnie. - Nic do nich nie mam, to od razu zaznaczam. Nie chcę dostać potężnymi kopnięciami w moją męskość. On musi działać bez zarzutów. - Wskazuje dłonią w intymne miejsce, nie zerkam, ponieważ moja twarz nadal przypomina dojrzałego buraka.

- Po co tu jesteś, zamiast być ze swoimi przydupasami. - Spoglądam w jego brązowe oczy.

- Szefowie innych grup w tym mieście obraziliby się za nazwanie ich ,,przydupasami'', lecz nie ukrywam, że to prawda.

Jego głęboki śmiech dociera do moich kobiecych, zakazanych zakamarków, ton głosu wywołuje u mnie ciarki. Próbuję to zlekceważyć, upominając się, że to wina alkoholu. Wyciągam z torebki 0,7 Soplicy orzechowej.

- Częstuj się. Smakowa, lepiej przełkniesz.

- Skąd to masz? - Trzymając butelkę unosi ze zdziwienia brwi.

- Zmień bramkarzy przed klubem. - Odpalam fajkę. - Ewentualnie, płać im więcej. - Pociąga łyk.

- Jason, co jest?

- Ujdzie. - Kwituje trunek. - Z czym ,,Co jest''?

- Z tobą. Od kilku dni traktujesz mnie jak wroga. Chyba, że tak rajcują cię treningi. - Podaję mu papierosa.

- Nie ważne. Czeka nas ważna akcja. Musisz wiedzieć wszystko. Chcę ci przekazać wszystko... co sam wiem.

- Nie mów tego co już wiem! Co do kurwy nędzy stało się wtedy, gdy wyparowałeś z biura. Kurwa, Jason... pisałam z tobą. Wtedy. W nocy. Nie dałeś cholernego znaku życia! - Wstaję ze schodków, góruję nad nim, oczekując wyjaśnień. - Co się do cholery stało.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz