Prolog cz.1

648 15 0
                                    

Przed samym wyjściem nabrałam większych wątpliwości niż jeszcze dwie godziny temu.

- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł Marcy ! - Trzymam kurczowo drzwi, które ona próbuje otworzyć, by siłą wywlec mnie na zewnątrz.

- Courtney! Jak w tej chwili nie puścisz tej cholernej klamki to obiecuję jak tu stoję, zamorduje Cię gołymi rękami.

Robię, jak mi każe. Marcy z hukiem upada na tyłek, marszcząc przy tym komicznie brwi, które miały wyglądać na wściekłą wersję mojej przyjaciółki, niestety odniosły skutek odwrotny do zamierzonego.

- Oszalałaś!? - Wstaje. Kosmyki włosów wsuwa za ucho, krzyżując przy tym ręce i patrząc na mnie wyzywająco.

- No co? - Nie mogę powstrzymać śmiechu z parodii agresywnego wyrazu jej twarzy, która nosiłaby tytuł ,,chcesz ponieść śmierć na miejscu?" - Przecież sama kazałaś mi puścić te cholerne drzwi i kto tu jest osobą niezdecydowaną? - mówię po czym wychodzę z auta

- Bynajmniej ja... - Akcentuje to tak poważnie, że moja marna próba utrzymania powagi spala na panewce. - Mogę wyjść z przyjaciółką do klubu.

- Nie zapominaj, że ja jestem w związku. - Od razu czuje przypływ wyrzutów sumienia. Nie z powodu skierowania tych słów w jej stronę, ba! Czasami jej zazdrościłam. Czuć tą wolność z możliwością poznawania ludzi, bez strachu przed skierowaną agresją w swoją stronę i snucia wyimaginowanych historii na temat ,,zdrady''. Tak, przykładem wprost idealnym może być, gdy będąc w księgarni muszę podejść do kasy by sfinalizować zakup... może stać się niezłą rozwiniętą historią zdrady na miarę książki, chociaż ja, tylko kupiłam cholerne książki. Oczywiście wiem, że sama wybrałam takie życie, kocham go, chociaż czuje się kontrolowana na każdym kroku, a każda najmniejsza rzecz może skutkować jego wybuchem zazdrości. Praktycznie rzecz biorąc jestem w toksycznym związku, mój geniusz mnie przewyższa. Wzdycham.

- Co jest? - Pyta. - Courtney przypomnij mi, ile razy to ,,on'' poszedł do cholernego klubu - zrobiła zamyśloną minę, tak jakby szukała odpowiednich słów. - Ach, oczywiście dwie godziny wcześniej z tobą zrywając.

- To nie to samo. - Odparłam.

- Nie? Mam ci przypomnieć wszystko czy w końcu zaczniesz wieść chociaż odrobine szalone życie? - Podparła się rękoma pod boki czekając na moją decyzję.

- Czekaj! To nie jest takie proste. - Wyciągam paczkę papierosów po czym odpalam jednego, gorączkowo zastanawiając się czy mój związek nie ulegnie destrukcji po wejściu tam.

- Czas się skończył - rzuca. - A zabijanie płuc w tym momencie na nic się nie zda. - Milczy przez chwilę, po czym mówi słabym głosem. - Trzy... - patrzy mi wyzywająco w oczy.

- Ej! - Krzyknęłam.

- Dwa... - przeciąga z coraz to większym uśmiechem na twarzy. - Jeden. Decyzja. - Popędza mnie ręką, co w cale mi nie pomaga.

- Dobra idziemy - Mówię ze ściśniętym gardłem. Mając dwadzieścia dwa lata zachowuję się jakbym była ośmioletnią dziewczynką, która boi się okłamać mamę ze słabszą oceną z matematyki, na dodatek z dodawania, obawiając się skutku następującego i najstraszniejszego, a mianowicie, że Mikołaj zobaczy we mnie nie grzeczne dziecko i do widzenia nowy domku dla lalek. Pieprzyć to wszystko.

- Wywieranie presji ma na ciebie pozytywny wpływ, jak widać - jej prawa brew sunie lekko w górę. - Osiem lat tresowania, więc cóż się dziwić. - Akcentuje końcówkę zdania sarkastycznie, posyłając mi wymuszony uśmiech.

Pacnęłam ją delikatnie w głowę, w następstwie obie się roześmiałyśmy chodź wiedziałyśmy, że jest w tym ziarno prawdy. Dlatego znalazłam się pod klubem Demon. Zwalniam kroku zaciągając papierosa ostatni raz, następnie rzucam na ziemię i przygaszam ciężkim obcasem niedopałek. Spróbuje się dobrze bawić przecież to tylko wypad na dwie góra trzy godzinki z przyjaciółką, tylko mały drink. Uśmiecham się pod nosem przyśpieszając kroku by zrównać się z Marcy, szturcham ją łokciem, po czym obie wchodzimy do klubu.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz