Rozdział 2 ( cz.2)

210 11 0
                                    

Czarny dość szybko przyciągnie promienie słońca, włączam klimatyzację. Z boku słyszę dźwięk telefonu.

- Co jest!

Energicznym ruchem wciskam hamulec do końca. Dla upewnienia sprawdzam, czy bieg jest na luzie, pociągam za ręczny. W tylnym lusterku widzę auto. Wiem, że zatarasowałam wyjazd, ale mało mnie to w tym momencie interesuje. Osoba za kierownicą omija bestie. Dla podkreślenia swojego niezadowolenia trąbiąc przy tym przeciągle. Przyciskam jedną dłonią klakson w celu zagłuszenia tego głupka i żegnam go środkowym palcem, rzucając przy tym salwę przekleństw. Podnoszę komórkę. W skrzynce znajduje się wiadomość od partnera. Nerwowo rozglądam się dookoła.

- Miałeś go zatrzymać...

Pośpiesznie sprawdzam co tam wystukał.

Eugene: Przez swój pośpiech zapomniałaś adresu, o to i on Malinowa32. Powodzenia kompanko.

Szlag. Dzisiejszego dnia naprawdę jestem niekompetentna.

Ja: Dziękuję.

Jednym płynnym ruchem rzucam telefon na siedzenie obok. Jak na złość dostaję jeszcze jedną wiadomość. Zgrzytam zębami.

- Co znowu!?

Eugene: Korzystając z nadarzającej się okazji, czuje się zobowiązany przypomnieć ci o trzech obiecanych pączkach.

Pączki? Za co? Zaczynam uważać, że rano celowo nie wspomniał o nieobecności szefa dzisiejszego dnia. Dla darmowych pączków.

Ja: Niech ci będzie.

Eugene: Pamiętaj o wyborze tych z największą objętością i ilością lukru.

Ja: Dobrze, wezmę te cholerne pączki, ale teraz muszę jechać!

Eugene: Przyjąłem.

Odkładam telefon, auto robi zryw z placu. Ruszam.

Po godzinie dojeżdżam na miejsce. Parkuję kilkadziesiąt metrów przed miejscem zamieszkania mojego celu. Sąsiednie domy są wypełnione przepychem. Równo podcięte trawniki, automatycznie otwierające się bramy, wjazdy do garaży wyłożone kostką, gdzie każdy z sąsiednich domów ma inny wzór. Posesje odgrodzone płotem boazeryjnym z zasadzonymi wzdłuż tujami. Hamaki, leżaki, róże lub tulipany zajmujące małą powierzchnię terenu. Za to tylko mój klient posiada basen wbudowany w ziemię.

Zakładam moje okulary korekcyjne z wbudowaną kamerką. Rozkładam odrobinę siedzenie kierowcy, sięgając po kawę i sandwatcha kupione po drodze. Zerkam na zegarek wbudowany w kokpit samochodu.

- Nie ma to jak zacząć swój pierwszy posiłek o godzinie dwunastej. - Odburkuję.

Po około piętnastu minutach zauważam mój cel. Okulary odkładam na kokpit auta, ustawione w jej stronę, natomiast do oczu przykładam lornetkę. Kobieta; świeżo wyprostowane włosy, sięgające do pośladków. Krótka sukienka, podkreślająca jej sporych rozmiarów biust. Złoty, delikatny wisiorek oraz szpilki kolorystycznie pasujące do jej outfitu. Odblokowuje Mustanga, uchyla lekko drzwi rozglądając się dyskretnie dookoła, po czym osoba przede mną, która będąca po wielu wizytach w solarium wsiada pośpiesznie do auta. Ruszam za nią utrzymując dystans, który nie przykuje jej uwagi. Czterdzieści pięć minut później znajdujemy się pod kasynem. Dziękuję w duchu za przyciemniane szyby w moim pojeździe. Wskakuje na tył, ściągam górę a z wieszaka chwytam idealnie wyprasowaną, śnieżnobiałą bluzkę. Zapinam guziki, jeden koniec koszuli wkładam w spódniczkę, a przez głowę przekładam krawacik. Wychodzę i podążam w kierunku mojego celu.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz