Rozdział 7

110 6 0
                                    

Co jest ze mną nie tak!? Co innego mogłem jej napisać? Prawdę? Nie! Nie okażę słabości przed kobietą.

- Jason! - Odwracam się na dźwięk swojego imienia.

- Co?

- Zgarnąć ją tu?

- Nie. - Dziwne pytanie. Chcę zmienić zdanie i powiedzieć tak. - Dobranoc.

Rozdział 5

Przy bramce czeka Oliver, jak zawsze. Ciekawe czy tym razem również się odezwie.

- Courtney, jak leci?

- Oliver. Co skłoniło cię do wypowiadania kolejny raz słów w moją stronę - pokazuję na palcach. - To już drugi raz.

- Twoje zaangażowanie. Jasonowi żadna z was się nie oprze. - Puszcza mi oko.

- Serio, kurwa? - Jego oczy stają się spodkami. Bardzo dobrze. - Spierdalaj.

W biurze odnajduję Maxa siedzącego na honorowym miejscu.

- Cześć, szefie! - Salutuję.

- Courtney. - Nie zerka w moją stronę, sterta dokumentów jest ważniejsza. - Nie miałaś rozpocząć treningów w ten przeklęty deszczowy dzień. - Akcentuje to tak, jakby uznawał wyłącznie trening intelektualny za jedyny akceptowalny. - Uważajcie.

- Na co?

- Na siebie, oboje – wstaje. - Nie spuszczajcie się z oczu.

- Max, co jest?

- Nic... - Jego usta tworzą wąską linię.

- Ja pierdole! Oboje ciągle wszystko przede mną ukrywacie. Wczoraj on, dzisiaj ty. Wycofuje się z tego interesu, jeżeli ktoś mi zaraz nie powie co się tu dzieje. - Krzyżuje ręce.

- Nie możesz. - Dobiega mnie głos za plecami. - Podpisałaś umowę jak i klauzurę. Zbieramy się, wsiadaj do auta.

- Pierdole twoje treningi i jego gadanie. Max co się dzieje? Proszę powiedz - Domagam się odpowiedzi. Dobiega mnie głos Jasona.

- Max do chuja... Wiesz, co mnie napędza od wczorajszego popołudnia. - Pierwszy szef kiwa na znak zrozumienia.

- Wiem. Sprawa się komplikuje. Co poradzę, że wasz pastuszek nie chce narażać swoich przybłąkanych owieczek. - Wzrusza ramionami.

- Max! - Ręką roztrzaskuje szklankę. Zastanawiam się co takiego miało wczoraj miejsce. Jason nigdy nie był w takim stanie.

- Chcieli mnie. - Max pociąga łyk ze szklanego opakowania Jacka Danielsa.

- Co? - Jason staje twarzą w twarz w wymalowanym szokiem. - Szybko odwraca się na te słowa. Zauważam furię w jego wzroku. Coś się stało

Łzy... łzy pojawiają się w kąciku rogówek pierwszego szefa, po czym spływa pierwsza kropla. Wstaję z krzesła. Podchodzę i kładę dłoń na ramieniu Maxa nikt nie patrzy na to w jakim jest już wieku, ogarnia mnie złość.

- Jestem tu, ten kutas też. Kochamy cię. - Kątek oka widzę wykrzywioną twarz Jasona. Mam ochotę wydrzeć się mu do ucha! Nigdy nie miałeś kogoś kogo kochasz!? Nigdy o nikogo nie walczyłeś!? Wracaj skąd przyszedłeś, nienawidzę cię. Jesteś jedną wielką znieczulicą. Nie.... kręci mi się w głowie, z wysiłkiem łypię powietrza. Moje płuca nie mogą funkcjonować, gula w gardle nie pozwala przełknąć śliny, nie ma śliny. Szlag. Tylko nie to. Panika... Muszę wyjść. Wyjść! - Czuję oślizgłe macki na dłoniach, barkach, plecach, brzuchu. Nie! Wyrywam się z uścisku przeciwnika. Nie mogę się ruszyć.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz