Prolog cz.3

306 9 0
                                    

 Na moim prawym ramieniu czuję nacisk, gdy w końcu nawiązują kontakt wzrokowy z osobą za moimi plecami, nagle szybkim acz stanowczym ruchem zostaję obrócona twarzą w twarz.

Muzyka nie ucichła, światła nie zwolniły swojego szaleńczego wyścigu dobra ze złem. Ledwo zdążyłam zlustrować jego umięśnioną posturę, czarny dopasowany garnitur z elegancką imitacją złotego krawatu, pośpiesznie spojrzałam na twarz. Jego wzrok sprawił, iż poczułam się jak skarcone dziecko, które narozrabiało. Mężczyzna patrzy na mnie z irytacją, brew wędruje w górę, jeden z jego kącików ust podąża również tą samą trajektorią.

- Czy my się znamy? - Pyta ironicznie, choć nadal nie zwolnił swego uścisku.

- Nie, odpowiadam. Pan wybaczy. - Zalewa mnie nagła fala wstydu, lecz widok, który musiał widzieć przed tym, gdy wpadłam na niego z impetem nie obliguje go do tworzenia mi nowych siniaków.

Próbuję strącić jego dłoń z mojego barku... bezskutecznie. Moja irytacja rośnie z każdą mijaną sekundą, alkohol dodaje mi sił by stawić czoła ochroniarzowi, bo kto inny ubiera się do klubu w czarny, dopasowany, opięty na barkach i bicepsach garnitur. Ogolona głowa i ostre rysy twarzy również dają mi do myślenia. Czyżby nasze kręcenie się wokół własnej osi zostało odebrane jako ,,ciężki przypadek napitych imprezowiczek?''

Uścisk zwalnia, a jego dłonie wycofują się, by finalnie znieruchomieć w kieszeniach spodni. Zadziera wysoko podbródek, teraz już przymrużone oczy spoglądają w moje.

- Uważaj. - Rzuca oschle, a na brak mojej natychmiastowej reakcji cmoka przy tym z dezaprobatą.

Już otwieram usta by rzucić mu ciętą ripostą w stylu. Sam uważaj! Ewentualnie stwierdzenie faktu w fakcie, a mianowicie... chcesz przejść przez parkiet to przygotuj się na obijających nietrzeźwych ludzi o twój bok.

Zerkając na mnie ostatni raz, robi obrót na półpięcie i tak po prostu rusza w znanym tylko mu kierunku. Stoję w miejscu jeszcze przez parę uderzeń serca, nagle ktoś mnie do siebie przyciąga. To już przesada, nie jestem workiem ziemniaków, który można przenosić z miejsca na miejsce! Otwieram usta by dać upust swoim gotującym się emocją w mojej głowie, ale to tylko Marcy.

- Uważaj! Courtney. - Wydziera mi się bełkotem w stronę mojego ucha, psia krew czy w tym klubie wszyscy znają jedynie tylko to słowo. Obok mnie przechodzi trzech mężczyzn, posturą przypominającą mniejszą wersję Godzilli.

- Co jest do cholery, Marcy!?

- Powinnaś mi podziękować uchronienia cię przed kolejnymi irytującymi typkami – macha mi palcem przed twarzą. - Przed chwilą byłam naocznym świadkiem, kiedy ten łysy dupek jednym słowem zrobił z ciebie niemowę.

Światła klubu zwalniają, moje oczy przyzwyczajają się do nowego obrazu całego otoczenia, dziękuję za to w duchu. Teraz z głośników leci Hip-Hop na przemian z rapem. Działa to na mnie o wiele bardziej kojąco. Liczę do trzech, biorę głęboki wdech po czym wypuszczam nagromadzone powietrze ustami. Ze spokojem zwracam się do mojej towarzyszki.

- Przepraszam, przyznaję trochę mnie poniosło. - Słaby uśmiech wędruje mi do kącików ust.

- Przeprosiny przyjęte, a na podziękowania i ułożenie wierszu na cześć twojej obrończyni nadal czekam, hm... powiedzmy, że daję ci tydzień. Jestem aż nazbyt łaskawa. - Nagle przygląda się swoim paznokciom, obracając swoją dłoń w powietrzu – Chociaż muszę przyznać, iż twoja niema riposta skierowana w ów tamtego mężczyznę była dość, powiedzmy... oryginalna.

Patrzy na rozgrywaną scenę za moimi plecami, z wielką niechęcią odwracam wzrok i dostrzegam owego mężczyznę. Loża VIP? Teraz tłumaczy to jego arogancję. Wita trzy mniejsze wersje Godzilli, które o włos mnie przed chwilą nie stratowały.

- Denerwujący z niego ochroniarz. - Zwracam się do koleżanki.

- Jaki kurna ochroniarz? Tak ci wygląda ochroniarz? W domu na filmy i seriale też masz szlaban?

Wiem o kogo jej chodzi, nie podoba mi się tak krytyczne ocenianie jego troski, że rzucony żart o filmach czy serialach robi z mojego związku ,,więzienie''. Zostawiam ten temat na inny dzień

- A kto twoim skromnym zdaniem zasiada tą prywatną, fascynującą i zakazaną lożę? Reptilianie? - Pytająco unoszę brew, czekając na jej błyskotliwą odpowiedź.

Patrzy na mnie, lecz się nie odzywa. O nie! Mam nadzieję, że nie rozważa opcji, iż siedzący przy stole ludzie są Reptilianami omawiającymi podbój ziemi.

- Żadne jaszczury, głuptasie - pacnęła mnie delikatnie w głowę. - To są gangsterzy. - Ostatnie słowa sprowadza do szeptu, który ciężko usłyszeć przy akompaniamencie dobiegającej nas muzyki.

- Gangsterzy... – prycham.

- Istnieją takie grupy... - nie daję jej dokończyć, podnoszę rękę w niemym znaku by przestała.

- Wiem. Tylko powiedz mi jakie szajki załatwiają sprawy w klubie. – Zataczam koło ręką dookoła nas. – Ta muzyka uniemożliwia rozmowy, a gdyby podnosili ton głosu omawiając, bo ja wiem - przeciągam ciszę. - Napad na bank czy przewozy narkotykowe to zwykła kelnerka podająca im alkohol mogłaby dowiedzieć się o całym tym misternym planie.

- Wierz w swoją wersję typowych ochroniarzy, a mi pozostaw moją wersję gangsterów. - Przeczesuje dłonią kasztanowe włosy. Końcówki ma posklejane, prawdopodobnie zamoczyła je w drinku patrząc na tego niesłychanie upierdliwego barmana.

- Dobrze, niech tak będzie.

- To co, jeszcze po drinku? - Oczywiście wiem, że moja odpowiedz jest jej nie potrzebna, wszak gdy podejdę do baru boski trunek i tak będzie już tam na mnie czekać.

- Pewnie. - Uśmiecham się.

Marcy udaje się do baru. Ja natomiast zerkam raz jeszcze w kierunku tego dziwnego mężczyzny. Całkowicie mnie olał, nie dając mi nawet dojść do słowa. Gdyby wiedział, że jego skromna osoba stała się chwilowym tematem dyskusji, który miał na celu rozgryzienie jego obecności w Demonie, zapewne zabrakłoby mu brwi do podnoszenia z irytacji. Jakby wyczuwał mój wzrok na sobie, siadając w fotelu odnajduje mnie w tłumie, a jego oczy napotykają moje. Czy ten człowiek jedynie co potrafi zmieniać w mimice twarzy to unoszenie brwi do góry? Tym razem idę w ślad za nim i go naśladuje.

Stój prosto karcę siebie w myślach, teraz podnieś wysoko podbródek, załóż ręce. Bardzo dobrze.

Ochroniarz nie wykonuje żadnych ruchów, czekając aż sama opuszczę grzecznie wzrok i wrócę skąd przyszłam. Oczywiście opuszczę miejsce, z którego mam teraz dobry widok na jego loże, ale opuszczę je na moich warunkach. Wyciągam rękę do góry by mój przekaz był jasny i zrozumiały. Trzymając dłoń w górze pokazuję mu środkowy palec, strzelając przy tym najsłodszą wersję mojego uśmiechu. Trwam tak jeszcze przez kilka uderzeń serca.Jego reakcja zirytowała mnie piekielnie. Czekałam na konfrontacje z nim, nie nagest pozdrowienia szklanką i wychylenia zawartości do dna. Poirytowana odwracam ciało o sto osiemdziesiąt stopni, zarzucając długimi do pasa włosami.Poruszając przy tym biodrami podążam w stronę baru, wciąż trzymając w górze wulgarny gest skierowany personalnie w jego osobę

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz