Rozdział 13

108 7 0
                                    

Równo o szesnastej dobiega mnie odgłos klaksonu. Staję w korytarzu przed lustrem spoglądając na siebie. Mała czarna, z pomarszczonymi brzegami przy udach, bluzka na ramiączku, więc mogłam nałożyć złoty, skromnie zrobiony naszyjnik. Torebkę pożyczyłam od mamy. Valentino... nie jarają mnie drogie metki, ale na tą okazję będzie idealnie pasować. Dłoń zamiera mi nad klamką drzwi wyjściowych.

- Dasz radę, wdech i wydech. - Wyczuwam wybrzuszenie w torebce, mój mały przyjaciel w stresującej chwili jest nadal na dnie i czeka na moją ingerencję.

Podążając w stronę mężczyzny prowadzącego Gordon 'a Murray 'a, czuję swoje dygoczące nogi. Błagam się w myślach, bym nie złamała kostki przed naszą wielce romantyczną kolacją. A odwagi nie dodaje osoba za kierownicą. Nie poruszaliśmy tamtego wieczoru, może nie ma do czego wracać? On był pijany, ja byłam pijana. Ludzie po alkoholu robią głupie rzeczy, nawet nie rozmyślałam o naszym pocałunku i tej elektryzującej energii między nami... Chociaż ten atak agresji w stronę Jacka był dość... przerażający. Kim był Dex? Nadal nie wiem. Jedynie, że był kimś bliskim dla nich wszystkich. Na domiar tego moja poranna wtopa z kobietą o imieniu Gwen. Wdową ich zmarłego brata, nadal stwarza w mojej głowie wyrzuty sumienia. Sądziłam, iż jest to wybranka Jasona... Teraz przemyślę kilka razy to co chcę powiedzieć. Drzwi pojazdu unoszą się do góry.

- Zapraszam. - Dobiega mnie niski, męski głos.

Może powinnam obrócić to wszystko w żart? Nie znam szczegółów, a moja dedukcja posuwa mnie jedynie do stwierdzenia... ten facet przechodzi żałobę, nie mając nawet na nią czasu, ponieważ mamy ważną misje do wykonania... Oni mają, gdyż ja, kobieta spragniona innego życia z lekką nutką adrenaliny w szarym, bezsensownym życiu, nadal nie zna każdego planu; A, B, C rozłożonych na czynniki pierwsze z zapasowymi ewentualnościami w razie nie powodzenia którejś z misji czy ich podpunktów tego jakże cholernego, pięknego i idealnego planu...

- A kwiaty na powitanie? - Zerkam przelotnie sadowiąc pośladki na miejscu pasażera.

- Drogie auto nie wystarczy? - Unosi brew.

- Nadal wolę kwiaty. - Parskam urażona. Do uszu nie dociera żadne brzmienie najmniejszego odgłosu.

Spoglądam na mojego nowego chłopaka. Uniesione kąciki ust w górę świadczą o jego rozbawieniu, sama uśmiecham się na ten mały znak. Zsuwam okulary na nos, prawym łokciem podpierając szybę, palcem natomiast ruszam w rytm muzyki. Gdy rozbrzmiewa Lansdowne ,, One shot''.

- Pamiętaj, swoje zachowanie podporządkuj pod naszą animację romantycznej scenki.

- Ach, oczywiście.

- Mówię poważnie. - Wiem, ponieważ jego dłonie miażdżą kierownicę. Jeżeli przypadkiem wciśnie klakson to będą patrzeć na nas jak na przygłupów.

- Zmieniając temat... Ta piosenka ma mnie zmotywować? - Palcem zsuwam okulary, zatrzymując w połowie zadziornego nosa.

- Mianowicie?

- A mianowicie - przedrzeźniam go. -,, Jeden shot i ona czuje się lepiej. Dwa shoty i gra swoją rolę. Trzy shoty i błaga mnie żebym z nią poszedł''?

- Widzę, że znasz angielski. - Posyła mi uśmiech, nadal nie odwracając głowy w prawą stronę.

- Nie. Po prostu lubię tą piosenkę, a przetłumaczony tekst znam na pamięć.

- Ładnie wyglądasz. - Gałką zmienia bieg na wyższy.

- Wiem, nie zmieniaj tematu.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz