Rozdział 12

102 5 0
                                    

Zerkając na wyświetlacz komunikatora zauważam widniejącą wiadomość od Maxa. Przesuwam palcem ekran.

Max: W moim biurze.

Ja: Ok.

Nie mam ochoty wstawać dzisiejszego poranka z łóżka. Zaciskam dłońmi kołdrę i zakładam chowając pod nią głowę. Nie ma mnie. Chwilę później dobiega do moich uszu dźwięk nastawionego budzika. Kurwa. Jak ledwo żywy trup unoszę ciało do pozycji siedzącej, wsuwam stopy w miękkie kapcie, prawą dłonią nokautując pieprzony budzik. Po porannym prysznicu i śniadaniu kończę rozdygotaną dłonią malowanie kresek eyeliner'em. Polskie, rodzime ciężkie rapy, rozbrzmiewają w moim mieszkaniu, w celu przygotowania mnie na dzisiejsze niechciane spotkanie. Otwierając swoją garderobę, piosenka idealnie zmienia się na kawałek Margaret ft. Kara ,,Antipop''. Silne, feministyczne kobiety. Miód na moje uszy, a wena do dzisiejszego outfitu sama przychodzi. Jednym ruchem ręki wyciągam czarną spódnicę jak i w tym samym kolorze bluzeczkę na ramiączku. Z szafy wyciągam swoją prawdziwą kurtkę skórzaną, ćwieki pięknie opinają kołnierz. Buty natomiast idealnie dopasowane pod cały ubiór.

Zamykam frontowe drzwi. Zmierzam w stronę auta.

- Witaj, Courtney. - Posyła mi lekki uśmiech.

- Witaj, Jack. - Na mojej twarzy również wykwita uśmiech.

- Gotowa? - Zerka, gdy ruszamy z podjazdu, a brama automatycznie odgradza moją posesję.

- Nie widać? - Odsuwając włosy prezentuje w całej okazałości moją kurtkę.

- Mam go ostrzec? - Wypuszcza pojedynczy śmiech.

- Nie ma takiej potrzeby. - Bez pytania, otwieram elektroniczne okno. Odpalam i zaciągam się porządną dawką nikotyny.

Jakieś kilkanaście minut później zostaję wysadzona pod biurem.

- Powodzenia. - Słyszę.

- Przyda się. - Kwituje.

Zamiast ponieść swoje ciało w stronę biura Maxa, zmieniam kierunek, zachodząc do starego biura. Eugene nie kryje zaskoczenia. Potrzebuję chwili dla swojej głowy. Dużymi krokami przemierzam pokój, przystaję będąc już przy oknie, otwieram, siadam na jebanym marmurze, odpalając kolejnego już papierosa. Plecy opieram o murek, podbródek unoszę wysoko, a dym wypuszczam w stronę i tak już skażonego miasta.

- Nie masz w tym właśnie momencie, spotkania?

- Zgadza się. - Zaciągam kolejny buch.

- To co tu robisz? Uważałem z naszą wspólną przyjaciółką, że jako pierwsza pobiegniesz na spotkanie.

- Nie. - Zbywam go. - To nie takie proste, pstryknięciem palca posyłam niedopałek w stronę wewnętrznej strony parkingu.

- Wasze wzajemne napięcie seksualne nie jest czymś wstydliwym. - Kwituje.

- Co!? Co wiesz? Kto nas widział? - Podchodzę szybkim krokiem do jego biurka.

- Nikt. - Wzrusza ramionami. - Jeżeli inteligencja jest wysoka to samemu można się domyślić.

- Nie mam ochoty tam iść. - Nie potwierdzam jego przypuszczeń jak i nie zaprzeczam.

- Idź, a teraz zaprzestań marnować mój cenny czas. - Rusza dłonią w powietrzu.

Kilka minut później pukam do gabinetu szefa.

- Proszę.

Wchodzę. Jason oczywiście się spóźnia, a dobroć Maxa pozwala mi na mocnego drinka. Kolejne pukanie do drzwi, szef mojej agencji zezwala wejścia, wstając ze swojego fotela, natomiast moje ciało natychmiastowo się spina. Wbijam wzrok w trunek.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz