Rozdział 2 ( cz.3)

181 7 0
                                    

Po zakupie cukierniczych przysmaków Eugene odwozi mnie do domu. Zaparkowane nieuszkodzone auto stoi przed garażem, kluczyki pewnie znajdę pod wycieraczką do mieszkania. Osoba za kierownicą Opla kiwa mi głową na pożegnanie. To takie... formalne. Czy on potrafi chociaż trochę wyluzować? Nad czym ja się zastanawiam, zapewne nawet nie zna słowa ,,wyluzować''. Gdybym zadała mu takie pytanie, to jestem święcie przekonana, że zaraz zdefiniowałby to słowo wręcz podręcznikowo. No nic... Staję na palcach i wymachuje mu ręką na pożegnanie.

Dwie godziny później jestem już po zabawie z Samurajem i solidnym nakarmieniu zwierząt. Rodzice dzwonili, aby poinformować mnie o swoim dzisiejszym powrocie z gór, więc odbiorą ode mnie Putinka i Samuraja. Obiecuje sobie w duchu, że jak zjadę do swojego rodzinnego domu to przez większość dnia będę się z nimi bawić. Chciałabym, żeby zawsze tu były. Gdybym nie przebywała większości czasu w pracy to zapewne tak by było.

O godzinie dwudziestej jestem już po spotkaniu z rodzicami, którzy nie dopili swojej kawy, ale za to wypytywali mnie o pracę i moje życie prywatne. Ciężko im zrozumieć, że w wieku dwudziestu pięciu lat nie chcę być z nikim w związku. Gorąca kąpiel w wannie, lekko zrekompensowana mi ten kiepski początek tygodnia.

W satynowej piżamie opadam ciężko na fotel. Zawsze pod tyłek kładę futrzaną poduszkę, niestety zalety skórzanego fotela. Jak przykleisz się pośladkami, to ból przy wstawaniu jest murowany. Wyciągam się w stronę stołu, na którym czeka na mnie ówcześnie zamówione sushi. Kładę tempure futomaki wraz z sosami i pałeczkami na kolanach. Pilotem uruchamiam DVD, włączam film, który jest na ścisłej czołówce moich ulubionych, a mianowicie ,,Fast & Fourious: Hobbs & Shaw''.

Film dobiega końca, gaszę światła w całym domu udając się w stronę sypialni. Mój telefon zaczyna wariować na nocnym stoliku, zamiast całkowicie wyciszyć to przypadkiem ustawiłam wibrację. Dzwoniącym okazała się Marcy. Ech... tylko pięć minut, nie mogę jutro znowu zaspać do pracy. Ląduje w miękkim łóżku i przesuwam zieloną słuchawkę na ekranie telefonu.

- Courtney!

- Marcy! Jak leci?

- Jeżeli nie liczyć tego ilu klientów mnie dzisiaj zdenerwowało, a moje nogi zapominają, jak to jest chodzić to... wszystko dobrze.

- Nie może być tak źle. - Śmieję się.

- Nie masz pojęcia o czym prawisz, moja droga przyjaciółko. - Wyobrażam sobie, że wywija teraz palcem wskazującym w geście zaprzeczenia moich słów. - Przez osiem jebanych godzin non stop siedzę na dupie. Brakuje jeszcze tego, żebym niedługo dostała jakiś owsików.

- Wiesz są specjalne leki na...

- Courtney! To nie jest zabawne. - Moje uszy czują jakby uderzyło w nie 120dB.

- Haha... Przepraszam.

- A jak tam te wasze sprawy detektywistyczne? Ktoś kogoś w końcu zabił?

Opowiadam Marcy w skrócie mój dzisiejszy dzień. Zapowiedziała, że w ciągu miesiąca musimy pójść do kasyna i spróbować swoich sił. Przez piętnaście minut rozprawiałyśmy nad tym, na co wydałybyśmy całą zgromadzoną sumę. W pierwszej kolejności oczywiście zwolnienie się z pracy. Marcy już zapowiedziała, że nogi od fotela obrotowego wsadzi szefowi tam, gdzie słońce nie dochodzi. Ach, jak pięknie jest pomarzyć.

Po około godzinie kończymy naszą małą pogawędkę.

- Jeżeli się uda to ten weekend ewentualnie następny należy do nas, czas się wyrwać i napić.

- O niczym innym nie marzę. Dobranoc Marcy.

- Dobranoc Courtney. Daj znać jaki jest ten nowy facet i czy jest wolny. - Słyszę jej chichot po drugiej stronie.

- Skąd wiesz, że to facet. - przewracam oczami.

- I N W E S T O R, nie inwestorka.

- Chyba tak czy siak mówi się inwestor, nie zależnie od płci.

- Jesteś pewna?

- Nie - śmieje się. - Nie ważne. Dobranoc

- Dobranoc, śpij dobrze.

Odpływam zaraz po zakończeniu nocnego plotkowania.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz