Prolog cz.6

248 8 0
                                    

Niski pomruk sprowadza mnie na ziemię, a moja głowa w ekspresowym tempie odwraca się w stronę źródła głosu.

- Ty! - Pośpiesznie wstaję. Nerwowo przeszukuję torebkę. Gdzie do kurwy nędzy podział się dezodorant? Szlag. Musiałam go wyrzucić zaraz po akcji z tamtym durniem.

Odpycha się barkiem od ściany budynku, swobodnym ruchem pełnym gracji zmierza w moją stronę, w połowie dzielącej nas odległości przystaje i odrobinę przekrzywia głowę. Ocenia mnie jak drapieżnik swoją ofiarę. Po tym ledwo zauważalnym geście dwoma krokami skraca nasz dystans do minimum.

- Jednak nie jesteś niemową? - Jego ręce lądują zaciśnięte w kieszeniach spodni.

A to dupek!

- Ty natomiast masz bogatsze słownictwo niż uważałam. To musi być wielkie osiągnięcie. Winszuje. - Składam lekki ukłon dla podkreślenia mojego podziwu.

Brawo Courtney! Rozjuszyłaś ochroniarza. Jesteście tu sami, a twojego wołania o pomoc nikt nie usłyszy... Może gdybym zdążyła od niego odskoczyć, następnie podbiec do torebki i zadzwonić do Marcy by... no właśnie, co by miała zrobić? Powiadomić innego ochroniarza? Pewnie ten klub rządzi się własnymi zasadami. To znaczy, co się dzieje w klubie, zostaje w klubie. Mimowolnie cofam się o krok, dwa, przystaje.

- Boisz się mnie? - Pyta zbywając przy tym moje wcześniejsze słowa.

- Nie powinieneś przypadkiem być wewnątrz, a nie na zewnątrz? - Znów ledwo zauważalnym gestem leniwie przekrzywia głowę.

Nie odpowiadam mu na wcześniejsze zadane pytanie. Staram się panować nad swoją postawą i spokojnym głosem, by nie odczytał niemej odpowiedzi na własne pytanie z mojego zdradzieckiego ciała.

- W klubie? A dlaczegóż miałbym tam być? - Podbródkiem wskazuje budynek za sobą.

- Przecież jesteś ochroniarzem. - Zakładam ręce.

- Ochroniarzem. - Jego głęboki śmiech mrowi moją skórę. - Czy ja wyglądam na ochroniarza... klubu? - Pyta tak, jakby to były najbardziej absurdalne słowa jakich od dawna nie słyszał.

- Masz garnitur. - Rzucam bez przemyślenia.

- Mój ubiór, daje ci podstawy do stwierdzenia tego ów faktu? - W jego oczach tańczą wesołe płomyki.

- Potrafisz tylko zadawać pytania? Nic więcej? Nie wyglądasz mi na osobę, która ma cierpliwość do wywiadów środowiskowych - rzucam z przekąsem.

Przez dwa uderzenia serca jego oczy poważnieją by za moment powrócić do swojego poprzedniego stanu.

- Akurat moja cierpliwość ma cienką granicę, zgadza się, ale by rozwiać twoje wątpliwości to nie, nie jestem ochraniarzem.

- W takim razie zostaje opcja z Reptilianinem lub wysunięty pomysł Marcy a mianowicie... - ściszam głos do szeptu, złączone palce u dłoni przykładam obok ust, tworząc imitację muru, by nikt nie usłyszał ostatniego słowa. - Gangsterem. - Kończę po czym wybucham śmiechem, który tylko w połowie jest udawany.

- Ach, zapewne mówisz o osobie, z którą kręciłaś się po parkiecie... wpadając na mnie? - Brew szybuje w górę.

- Kto o zdrowych zmysłach skraca drogę przez wydzieloną strefę do tańca! - Brawo, w końcu mówię to co powinno paść w tamtym pechowym momencie.

- Ktoś o zdrowych zmysłach wiedziałby, że lepiej mnie unikać. - Cały jego dobry humor wyparował.

- To przestań za mną łazić! Nie życzę sobie być śledzoną. - Odgryzam się.

Demon ^ZAKOŃCZONE ^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz