Rozdział 22

217 12 2
                                    


- Aluś jesteś pewna, że chcesz tu zostać? Może wejdę z tobą? Pomogę ci posprzątać? – stałyśmy z siostrą na polnej drodze obok jej samochodu, przed domem na wsi.

Po dwóch tygodniach pobytu u niej chciałam, wrócić do siebie.

Tu było moje miejsce. I tu chciałam zacząć wszystko od nowa.

- Dziękuje za waszą gościnność, ale nie mogę wam dłużej siedzieć na głowie. Dzieciaki cię potrzebują. Poświęciłaś mi i tak dużo swojego czasu.

- Dobrze. – wyglądała jednak na zmartwioną i niezbyt przekonaną. - Jutro przyjadę sprawdzić, jak się masz.

- To nie jest konieczne. -  zapewniałam ją.

- Przyjadę. Nie ma dyskusji. Zdzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. - przytuliła mnie na przegnanie.

- Do jutra. - pomachałam jej na do widzenia.

Magda wsiadła, do samochodu i odjechała. Smuga kurzu uniosła się nad polną drogą, tuż za jej samochodem. Kiedy znikła z pola mojego widzenia. Podniosłam torbę z trawy.

- Witam, co się z panią działo? – wzdrygnęłam się słysząc, głos z sobą. Za mną stał Antek, tutejszy leśniczy. - Nie chciałem, pani przestraszyć. Przepraszam.

- Miałam mały wypadek. – odchrząknęłam.

- Co się stało?-  wyraz jego twarzy zmienił się z wesołej na zatroskaną. Od razu wziął ode mnie torbę, którą trzymałam kurczowo w dłoni.

- Miesiąc temu podczas burzy piorun trafił w drzewo obok domu. Gałąź wpadła do środka i uderzyła mnie w brzuch. Tym właśnie sposobem wylądowałam w szpitalu.

Resztę historii zostawiłam dla siebie. Nie czułam się na tyle silna, by opowiadać mu o tym ze szczegółami. Ledwo opowiedziałam mu o tym.

- To była straszna nawałnica. Powaliła kilka drzew w lesie. Mięliśmy, co robić. Mogę zobaczyć to drzewo?

- Oczywiście. -  gestem dłoni wskazał mi furtkę, bym weszła jako pierwsza na podwórek. Ruszyłam więc w stronę domu. Po drodze zerknęłam na krzak róży, na którym pojawiło się znacznie więcej pąków. Przyjemny zapach popieścił moje nozdrza. Na końcu ścieżki skręciłam w lewo. Moim oczom ukazał się winowajca, mojego wypadku.

- Przecież to samo próchno. Nie powinno go tu być, a ten konar w domu? - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.  - Czy to on cię uderzył?

-Tak .... - kiwnęłam głową. Antek chwycił za wystające drzewo i jednym płynnym ruchem wyciągnął go z domu. - Z tego okna już nic nie będzie. – pokręcił głową - Muszę na chwilę podjechać do domu, za niedługo powinienem wrócić.

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Jego już nie było. Z torbą w dłoni poszłam do domu. Pierwsze, co zobaczyłam to zaschniętą plamę krwi na drewnianej podłodze. Konar poprzewracał wszystko, co stało na stole. Usiadłam na łóżku, mój wzrok utkwił na plamie.             Zastanawiałam się jak moje życie, teraz będzie wyglądało. Czy ta pustka w moim sercu, będzie kiedyś wypełniona. Co powie Kevin, kiedy dowie się, że straciłam nasze dziecko. Gdybym nie uciekła od niego, nadal miałabym maluszka w sobie. Przyłożyłam dłonie do brzucha.

Przepraszam......

Otarłam łzy, słysząc dźwięk zbliżającego się samochód w oddali. Ktoś podjechał pod dom i się zatrzymał.

- Jestem. - Antek nagle pojawił się w środku. Popatrzył na podłogę następnie na mnie.

Nie pytając o nic, chwycił za metalowe puste wiadro. Po chwili wrócił z pełnym. W mgnieniu oka rozpalił ogień w kuchni. Następnie wlał wodę do wielkiego gara, by go podgrzać. Chciałam mu pomóc. Nie zgodził się. Tak jak ja nie zgodziłam się, by Magda pomogła mi w ogarnięciu domu. Leżałam więc na łóżku i patrzyłam w sufit.

Alicja w Krainie Mężczyzn. Tom I. Zakończone❤️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz