Rozdział 7

294 24 1
                                    


Pewna siebie chwyciłam za klamkę, a ta bez problemu ustąpiła. Zdziwiona, spojrzałam na równie zaskoczoną Sophie. Drzwi zawsze były zemknięte. Spodziewałam się, że i tym razem tak będzie. Nie zastanawiałyśmy się nad tym zbyt długo. Wyszłyśmy na korytarza, który był pusty. Poszłyśmy znaną nam trasą do kuchni. Przyjaciółka, skierowała się od razu w stronę lodówki w poszukiwaniu jedzenia. Otwarte, drzwi na taras przyciągały mnie jak magnes.

Chyba uwielbiałam kłopoty.

Wyszłam, więc na zewnątrz.

  - Sophie chodź tu! - krzyknęłam.

Przy stole siedział Borys wraz z Markusem.

- Witamy śniadanie? - uśmiechnięty Marus gestem dłoni zaprosił nas do stołu.   Potulnie usiadłyśmy naprzeciwko nich. Spodziewałam się reprymendy za samowolne poruszanie się po domu. Nic takiego się jednak nie stało. Zamiast tego uśmiechnięty Borys zachęcił nas do poczęstunku. Nieśmiało, lecz ochoczo poczęstowałyśmy się przysmakami stojącymi na stole.

Skąd ta nagła zmiana?

Otwarte drzwi. Oni wydawali się być jacyś inni. Bardziej zrelaksowani, uśmiechnięci. Telefon Borysa wydał dźwięk. Spojrzał na niego. Obaj porozumieli się spojrzeniem, po czym weszli do domu.

Wstałam od stołu, by spojrzeć na widok z tarasu.  Nie chciałam uciekać. Wiedziała, że na nic, by się to zdało. Mogłoby, jedynie pogorszyć sprawę i zezłościć chłopaków. Wystarczająco dużo narozrabiałam, od kiedy się tu znalazłam. Skutecznie przypominał mi to mój siny policzek.

Dopiero teraz zwróciłam, uwagę jak tu jest pięknie. Dom stał na wzgórzu, skąd miałyśmy nieziemski widok na błękitną wodę. Przystań na przeciwko nas. Miasteczko, w którym byłam z Tomem. Gdybym była tu na wakacjach, byłabym zachwycona. Ale w tym momencie miałyśmy status zakładniczek, a nie wczasowiczek.

Kilkanaście dni temu prowadziłam, spokojne nawet bym powiedziała nudne życie. Teraz było, aż znadto kolorowe. Sophie dołączyła do mnie. Objęła mnie w pasie. Brodę oparła o moje ramię. Statek pełen turystów zacumował właśnie do portu.

            – Ja już chyba wiem, gdzie jesteśmy. - zapiszczała podekscytowana. -  Mówiłaś, że na wyspie tak?

- Tak powiedział mi Tom. Nie ma najmniejszego znaczenia, gdzie jesteśmy. Tak czy inaczej, nie uda nam się stąd uciec.

- W każdym razie w pobliżu Anglii. Nie wywieźli nas daleko, jesteśmy na Guernsey. Wyspie pomiędzy Anglią a Francją. Na wyspach Normandzkich.

- Naprawdę? Myślałam, że gdzieś dalej. W takim razie możliwe, że wymienią nas może już nie długo.

Wróciłyśmy do stołu, kiedy na tarasie pojawił się Thomas. Jak zawsze uśmiechnięty i zadowolony z siebie.  Ja na jego widok cała się spięłam. Bałam się go. Wolałam nie wchodzić mu więcej w drogę. Nie wiadomo, co mu tam chodziło po głowie.

- Dzień dobry ślicznotko, jak miło cię widzieć. Szkoda, że już ubraną. Porozumiewawczo uniósł brew do góry. Tylko nasz dwójka wiedziała dokładnie o czy mówi. Wstrzymałam oddech, gdy do mnie podszedł. Pochyliła się nade mną.

- Widzimy się później. - wyszeptał mi do ucha. Po czym zaśmiał się w głos.

Dobrze wiedział, jak bardzo się go boje, bo ewidentnie to wykorzystywał. Wypił szklankę mojego pomarańczowego soku. Po czym ruszył w stronę tych samych schodów, którymi chciałyśmy stąd uciec. Sophie zerwała się na równe nogi, by zobaczyć, dokąd pobiegł. Zaciekawiona również wstałam. Mężczyzna wsiadł do niewielkiej motorówki i odpłynął. Po kilku chwilach zniknął na horyzoncie.

Alicja w Krainie Mężczyzn. Tom I. Zakończone❤️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz