Rozdział 27🖤

18.7K 624 1K
                                    

Witam Was w kolejnym rozdziale! Mam nadzieje, że wam się spodoba ❤️

Grudzień nadszedł naprawdę szybko. Od mojego powrotu do willi wszystko było w jak najlepszym porządku. Coraz większymi krokami zbliżał się wielki dzień Ad'a i Tiny, a także święta. Mimo, iż w dalszym ciągu nie udało się odnaleźć Sophii, starałam się nie zawracać sobie tym głowy. Było spokojnie, aż za spokojnie. Lekkie obawy o to, że ten spokój w końcu runie, były moim nieodpartym towarzyszem. Rafael i jego ludzie w dalszym ciągu starali się cokolwiek znaleźć, jednak bezskutecznie.

Po mojej rozmowie z szatynem w jego biurze, dość mocno się pokłóciliśmy. Mężczyzna nie chciał zgodzić się na mój plan co do likwidacji kobiety, ale ostatecznie po tygodniu bez rozmów, dopięłam swego. Po kłótni nadszedł czas godzenia się i Raf w ramach przeprosin stwierdził, że najwyższy czas, żebym przeniosła swoje rzeczy do jego sypialni. Skoro i tak spędzałam tam każdą noc, nie widziałam w tym żadnego problemu.

Jak codzień rano obudziłam się w ramionach mężczyzny leżącego obok mnie. Chwilę wpatrywałam się w jego spokojną twarz, która pogrążona była we śnie. Delikatnie, uważając by go nie obudzić, uniosłam dłoń i musnęłam opuszkami palców jego pokryty zarostem policzek. Prześledziłam palcem jego idealnie zaostrzoną szczękę i zatrzymałam się tuż przy malinowych ustach. Uwielbiałam patrzeć na niego, gdy śpi. Był wtedy taki spokojny i beztroski, jakby dookoła nas nie było żadnego chaosu.

— Długo jeszcze będziesz mi się tak przyglądać? — wychrypiał Rafael, wybudzając mnie tym samym z chwilowego letargu. Spojrzałam w jego zaspane, czarne oczy, które dokładnie skanowały moją twarz. Posyłając mu uśmiech, odparłam:

— Po prostu lubię na ciebie patrzeć, gdy jesteś taki spokojny. — Mężczyzna także się uśmiechnął i delikatnie nachylił w moją stronę. Gdy nasze usta dzieliły milimetry, a ja myślałam, że mnie pocałuje, ten wyszeptał mi w wargi:

— Tylko przy tobie potrafię taki być.

Następnie odbierając mi szansę na odpowiedź, połączył nasze wargi w delikatny pocałunek. Boże, jak ja kochałam, gdy mnie całował...

Duża, szorstka i wytatuowana dłoń znalazła swoje miejsce na moim policzku i lekko gładziła skórę. Jego dotyk był czymś... Czymś co kochałam, tak jak jego całego. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć w to, że to właśnie jemu oddałam swoje serce i duszę. Zatraciłam się w nim po uszy, nie rejestrując nawet momentu, w którym to się stało.
Smakował jak najpięknieszy grzech, a ja z każdym kolejnym pocałunkiem chciałam grzeszyć coraz bardziej.

Gdy w końcu oderwałam się od jego cudownych ust, ponownie spojrzałam w te hipnotyzujące, czarne tęczówki. Za każdym razem, gdy w nie patrzyłam, uświadamiałam sobie jak bardzo pochłaniają mnie w swojej głębi...

— Która godzina? — spytałam, pozbywając się ciszy panującej pomiędzy nami. Mężczyzna odwrócił głowę w stronę nocnej szafki stojącej przy łóżku, by zerknąć na zegarek znajdujący się na niej.

— Prawie dziesiąta — odparł, ponownie powracając do mnie wzrokiem. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia, bo cholera...

— Kurwa, przecież dzisiaj jest panieński Tiny! — krzyknęłam i zerwałam się na równe nogi, co nie było najlepszym pomysłem, gdyż poczułam mocne zawroty głowy. Szybko złapałam fason, a zza pleców dobiegł mnie śmiech Rafaela, przez co zwróciłam się w jego stronę.

— Kochanie, masz wiele czasu... Przecież wychodzicie dopiero wieczorem — powiedział w dalszym ciągu rozbawiony szatyn. Spiorunowałam go wzrokiem i odwracając do niego plecami ruszyłam w kierunku łazienki, która przyłączona była do sypialni.

Tempo di pagare Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz