Vi
Obudziłam się koło południa, cała zalana potem. Mój stan wcale nie poprawiał się, a picie alkoholu wczoraj by zagłuszyć emocje to był jeden z moich gorszych pomysłów. Udało mi się podciągnąć do pozycji półsiedzącej, by sięgnąć po leżący na blacie obok komunikator.
- Powder, czy możesz do mnie przyjść? - Zapytałam wiedząc że nie dam dzisiaj rady sama funkcjonować.
Długo czekać nie musiałam gdyż kilka minut później siostra zjawiła się u mnie z nowym kompletem względnie świeżych ubrań. Pomogła mi się ubrać i też z jej pomocą udałam się w stronę naszego baru, gdzie o tej porze dnia podawaliśmy też śniadania i kawę. Usiadłam przy stole, zamówiłam jajecznicę z kawą.
Moje zamówienie zostało przygotowane w trybie wręcz ekspresowym, co mnie pozytywnie zaskoczyło, ponieważ mimo tego iż nie miałam apetytu wiedziałam, że muszę coś w siebie wcisnąć.
Po zakończonym posiłku chciałam udać się do Vandera by porozmawiać o ostatnich wydarzeniach i przeprosić, gdyż rozróba w barze była po części moją winą. Z trudem wstałam i skierowałam się w stronę jego gabinetu, który znajdował się na tyłach baru.
- Jesteś może? - zapytałam niepewnie uchylając drzwi.
- Zapraszam do środka. - Rzucił pewnym głosem.
Wtoczyłam się do gabinetu ciężkim krokiem po czym usiadłam na miejscu wskazanym przez starszego.
- Nie masz mi przypadkiem czegoś do powiedzenia? - Spojrzał na mnie surowym wzrokiem, aż mnie ciarki przeszły.
Mój wzrok automatycznie zawędrował na moje stopy, które w tym momencie okazały być się niesamowicie interesujące.
- Przepraszam za ostatnią akcję w barze, więcej się to nie powtórzy. - Zaczęłam nadal unikając spojrzenia mężczyzny.
- Vi, mogłaś zginąć. - Odpowiedział, po czym podszedł do mnie, kucając obok.
- Naprawdę napędziłaś mi tym razem stracha, gdyby nie ta strażniczka, nie byłbym w stanie Ci pomóc ani znaleźć lekarza. - Dodał poważnym głosem.
- Dużo jej zawdzięczam, ale nie znam jej zamiarów Vander. - Powiedziałam cicho.
Starszy wstał, po czym wrócił na swoje miejsce. Rozsiadł się w fotelu i ponownie spojrzał na mnie.
- Musisz ją wybadać, ponieważ czuję że ona może nam pomóc wyrwać się Silco. - Powiedział, a mnie zamurowało.Wybadać!?
- Co masz na myśli? - Spojrzałam na niego niepewnie, bojąc się jego pomysłu.
- Zbliż się do niej. - Rzucił krótko, a ja przeklinałam siebie w myślach.
Nie mogę się wycofać, nie teraz.- Spróbuję ale nie obiecuję, że uda mi się coś osiągnąć. - Odpowiedziałam mając nadzieję, że Vander nie wymyśli jeszcze bardziej absurdalnego planu.
- To wszystko już wiesz, dasz radę z tą raną? - Zapytał, spoglądając na mój zabandażowany brzuch.- Poradzę sobie, a nawet zacznę realizować twój plan w międzyczasie. - Odpowiedziałam, mając już w głowie plan działania.Nie czekając na jego odpowiedź, wstałam i wyszłam kierując się do swojego pokoju. Zgarnęłam najpotrzebniejsze rzeczy, po czym poprosiłam Powder o dodanie jeszcze jednej warstwy bandaża, by mieć pewność że dotrę do celu w jednym kawałku.
Z wielkim trudem udało mi się dotrzeć na ten sam dach z którego kilkanaście godzin wcześniej tak zawzięcie próbowałam uciec. Obserwowałam ruch w mieszkaniu dziewczyny, lecz najwyraźniej jeszcze jej tu nie ma.
Moje oczekiwanie trwało około godziny, udało mi się dostrzec strumień światła wypadający z luksusowego apartamentu. Wykonałam jeszcze jeden skok, by dostać się na balkon strażniczki, już miałam pukać do środka kiedy to drzwi nagle otworzyły się, a ja o mały włos nie dostałam nimi w twarz.
CatPo tym zaskakująco szokującym wieczorze, udało mi się dotrzeć do swojego apartamentu znajdującego się w górnym mieście. Funkcjonowałam dosłownie na oparach, ponieważ ta przechadzka do Zaun wiele mnie kosztowała, co więcej muszę dowiedzieć się co się dzieje i w co zamieszany jest Grayson. Przekroczyłam próg mieszkania, po czym od razu rzuciłam z siebie ciężką kamizelkę, która chroniła moje ciało od obrażeń. Zostałam w samym topie, po czym dostrzegłam ruch na balkonie. Niewiele myśląc rzuciłam się w stronę drzwi, otwierając je z impetem. To co zobaczyłam po drugiej stronie wprawiło mnie w osłupienie.
- Co Ty wyprawiasz?! - Zaczęłam zdezorientowana, nawet nie zdając sobie sprawy, że znów stoję przed nią praktycznie nieubrana.
- Podziwiam. - Odpowiedziała praktycznie niewzruszona, lecz dostrzegłam oznakę bólu pojawiającą się na jej twarzy.
Raz jeszcze spojrzałam na dziewczynę znajdującą się na moim balkonie. Gołym okiem mogłam stwierdzić, że nie jest z nią najlepiej.
- Cholera Vi, miałaś odpoczywać a nie skakać po dachach. - Rzuciłam zdenerwowana w jej stronę.
- Nie mogłam Cię nie odwiedzić. - Dodała wymuszając uśmiech.
- Wchodź do środka nim ktoś Cię zobaczy. - Odpowiedziałam otwierając drzwi szerzej.Różowowłosa przekroczyła próg mojego mieszkania, ja podążyłam za nią. Mogłam dostrzec, że była w kiepskim stanie i stanowczo nie powinna była tu przychodzić, po ostatnich wydarzeniach z Jaycem.
- Usiądź. - Powiedziałam, kierując się do łazienki po apteczkę.
Po chwili wróciłam do salonu z apteczką w ręku, po czym niewiele myśląc zaczęłam zdejmować opatrunek, który w tym momencie miała na sobie Vi.
- Nie po to tu przyszłam. - Zaczęła, lecz nie dałam jej skończyć uciszając ją groźnym spojrzeniem.
- Ledwo się trzymasz, więc nawet mnie nie drażnij. - Odpowiedziałam wracając do poprzedniej czynności.
Odwinęłam powoli całość bandaża, który w tym momencie bardziej przypominał skorupę niż opatrunek.
- Kto Ci to zakładał? - Skierowałam wzrok odrobinę wyżej by widzieć jej twarz.
- Pewna bliska mi osoba. - Odpowiedziała wymijająco.
- Bo spaprała robotę. - Zaczęłam.
- Za dużo tego i za mocno Cię to ściska. - Dodałam dotykając jej brzucha.
Vi jednak tego nie skomentowała, co lekko mnie zdziwiło. Została mi ostatnia warstwa, której nie chciałam ściągać tutaj ze względu na ból jaki mogłabym wywołać.
- Chodź ze mną. - Powiedziałam, łapiąc ją pod rękę i prowadząc do łazienki.
- Co ty planujesz zrobić Caitlyn? - Zapytała zaskoczona dziewczyna, niepewnie podążając za mną,
- Próbuje zdjąć ten cholerny opatrunek. - Odpowiedziałam, wskazując by usiadła w wannie.
No hej ;)
CZYTASZ
MY PArADiSe
FanfictionMój świat się zawalił, moje życie pogrążyło się w ciemności z której samodzielnie nie mogłabym się wydostać. Na drodze nienawiści i nieufności do każdego napotkanego stworzenia natknęłam się na mój mały cud, który zapalił tę od dawna nieaktywną iski...