Rozdział 4

3.8K 70 3
                                    

Minęło kilka chwil, gdy Kris wrócił wraz z Dianą.

Starałem się zachować spokój, ale mimowolnie myślałem, nad powodem jej takiej dziwnej reakcji.

Miałem nadzieję, że jej nie wystraszyłem. Czasem moja sekretarka w żartach kazała mi się więcej uśmiechać. Sądziła bowiem, że wyglądam dość posępnie, a nawet odstraszająco, zwłaszcza od kiedy zacząłem nosić brodę.

Nie reagowałem na tej jej głupie zbytki. Zwykle byłem zbyt zajęty pracą... w dodatku nie miałem powodów, żeby nawet udawać radosnego.

Moje życie było rozwalone. Żyłem w zasadzie tylko dzięki poświęceniu się pracy, ale powoli zajmowanie się tym całym bajzlem, przestawało mi dawać ukojenie i już nie zastępowało mojej pustki oraz bólu w życiu prywatnym.

Przeszłość ciągnęła się za mną, jak nitka sfetra, zaczepiona o wystający gwóźdź.

Okłamywałem się tylko, że to już nie miało znaczenia. Że pogodziłem się z tym wszystkim. Ale to nie było prawdą.

- Wybacz. Malutka się trochę zawstydziła - powiedział za nią Kris, po czym pchnął ją w moim kierunku.

Podeszła niechętnie, nieufnie zerkając w moje oczy.

- Dzień dobry - wymamrotała, ale tak jakby wcale nie chciała się z mną witać.

Czułem się trochę jak dziwna ciotka, podczas świąt, do której trzeba było się przytulić oraz choć chwilę porozmawiać, żeby dostać prezent i nie zdenerwować rodziców.

- Witaj. Wyspałaś się? - zagadałem, bo miałem wrażenie, że powinnienem coś powiedzieć.

- Yhym - mruknęła, uciekając wzrokiem. - Mogę iść do pokoju?

- Nie! - Uprzedził mnie Kris. - Dopiero przyjechał nasz gość, więc nie ma siedzenia samej. Sophie! Chodź skarbie. Zmienię ci pielusię i zrobisz sobie drzemeczkę, co? - Wziął na ręce swoją córeczkę, która natychmiast wtuliła się w jego ramiona.

Domyślałem się, że to wszystko zrobił specjalnie, żeby zostawić mnie samego z Dianą.

Nie mogłem uwierzyć, że czułem się niezręcznie, a najgorsze było to, że wyjątkowo nie wiedziałem jak się zachować.

- Zapomniałem, że mam coś dla ciebie. - Przypomniałem sobie po kilku chwilach milczenia, gdy dziewczyna od niechcenia, usiadła dwa krzesła ode mnie.

Podniosłem się i poszedłem na moment do samochodu, żeby wziąć paczkę. Wierzyłem po prostu, że drobny prezent, nieco rozluźni atmosferę, może poprawi jej humor, a przede wszystkim stworzy między nami, jakiś chociaż prowizoryczny most.

Kiedy wróciłem i położyłem go przed nia, dziewczyna podziękowała cicho, ale kiedy zajrzała do środka, zobaczyłem na jej twarzy rozczarowanie.

Ze zniesmaczeniem spojrzała na kolorowanki, a wręcz z obrzydzeniem  odrzuciła uroczego, pluszowego osła.

Może to faktycznie nie były prezenty, jakichś szalonych lotów, ale do cholery my się dopiero poznaliśmy. Czego zatem oczekiwała?

- Nie podoba ci się? - zapytałem, starając się brzmieć spokojnie, bez wyrzutu.

Normalnie wręcz mnie kusiła moja dusza nauczyciela idealnych little, że powinna być wdzięczna za każdy prezent i nigdy nie wymagać, pod groźbą jakichś fochów, jakichś innych, drogich rzeczy. Powstrzymałem się jednak. Z niemałym trudem.

- Są fajne - rzuciła, niedbale wrzucając wszystko z powrotem do torby.

Nie spodobało mi się to. I może ona wcale taka nie była. Przyszło mi do głowy, że może specjalnie się tak zachowywała, bo coś było nie tak.

- Jeśli chcesz, to idź do pokoju się pobawić - powiedziałem, co dziewczyna natychmiast wykorzystała, zostawiając całą torbę.

Skoro jej nie pasowało, to jak się mawia: ,,Nie miła księdzu ofiara, to cielątko do obory".

Nie zamierzałem bez względu na powód uszczęśliwiać jej na siłę.

W samotności piłem kawę, aż do kuchni wrócił Kris.

- Gdzie Diana?

- Pozwoliłem pójść jej się pobawić - rzuciłem obojętnie.

Mężczyzna spojrzał na mnie jak na dziwaka, ale zaraz usiadł naprzeciwko mnie i sam napił się swojej kawy.

- I jak? Ładna prawda?

- Skąd ją znasz? - Zacząłem ostrożnie.

Nie chciałem go od razu atakować podejrzeniami, ani go obrazić. W gruncie rzeczy, wierzyłem, że chciał dla mnie dobrze.

- A co? Coś nie tak? - zapytał, a jego wyraz twarzy stał się dziwnie nieprzyjemny.

- Nie. Tak pytam. - Skłamałem, widząc, że nie miałem z kim rozmawiać.

Mogłem tylko liczyć, że w jakiś sposób dogadam się z Dianą i ona wyjaśni mi co było grane. Miałem tylko nadzieję, że miała jakiś solidny powód, takiego zachowania.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz