Rozdział 27

3.2K 99 5
                                    

Nina

Tuliłam się do Vincenta i oglądałam bajki, a on w tym czasie delikatnie masował moją pupę.

- Tak się ciągle zastanawiam... - zaczął, na co od razu cała się spięłam.

Spojrzałam na niego niepewnie, bojąc się, że doszedł do wniosku, że jednak da mi znów karę za gadanie na zajęciach.

- Może powinienem zrobić jakąś ankietę dla was.

- Ankietę?

- Tak. Wciąż chodzi mi po głowie myśl, że może nie jesteś jedyną ofiarą mojego personelu, a ja nawet nic o tym nie wiem. Może, gdybym zrobił jakąś anonimową ankietę, nie bałyby się tego wyznać? - Spojrzał na mnie, jakby liczył na jakąś wskazówkę.

- Ankieta to ciekawy pomysł, ale jeśli little zaznaczy, że dzieje jej się krzywda, jak ją zidentyfikujesz, skoro ma być anonimowa. - Zauważyłam, na co Vincent westchnął, pocierając twarz.

- No tak...

- Ankiety nie muszą być anonimowe, jeżeli chcesz jedynie zapytać o to, czy żadnej little nie dzieje się krzywda. Myślę, że wystarczyłoby, gdyby miały pewność, że ich oprawca się nie dowie. Zatem mógłbyś po prostu kazać wypełnić ankiety i osobiście je zebrać, żebyś tylko ty miał w nie wgląd. O ile wiedzą, że potrzebują pomocy... - dodałam smutno.

- O ile wiedzą, że potrzebują pomocy?

- Wiesz... czasami można trafić na dobrego manipulanta. Wewnętrznie można czuć, że coś jest nie tak, ale partner obraca to w taki sposób, że zaczynasz czuć się winna, że czegoś mu bronisz. Ja też tak miałam. Po kilku nieudanych próbach zastanawiałam się, czy naprawdę było o co robić aferę?

- Oczywiście, że tak! Nikt nie ma prawa dotykać cię bez twojej zgody. Zwłaszcza w strefach intymnych - powiedział, na co od razu się uśmiechnęłam.

Wtuliłam policzek w jego pierś i zaczęłam jeździć palcem po jego ręce.

- Teraz wiem, bo powtarzasz mi to bez przerwy - oznajmiłam, ciesząc się, że właśnie taki był. - Ale wtedy taka pewna tego nie byłam. Poza tym wiele little chce być wystarczająca i dobra dla swojego partnera, więc starają się znosić to, co im robi z nadzieją, że partner to doceni, a potem wynagrodzi, ale często bywa tak, że little nie może liczyć na coś przyjemnego, bo na to trzeba zasłużyć.

- Alan tak robił?

- Zdarzało się. Mówił, że na aftercare trzeba zasłużyć ładnie znosząc karę.

- Bzdura. W ogóle nie cierpię jak opiekunowie oczekują, że little po karze wstanie, podziękuję, a w jej oczach nie będzie śladu po łzach, czy po prostu nie będzie po niej widać, że dostała karę. Najbardziej wkurza mnie to, gdy wybierają na dokładkę do karania coś niezwykle bolesnego i robią to mocno. Na przykład pasem, albo jakąś trzycinką, albo drewnianym paddle. Little też jest człowiekiem. Ma różny charakter i może reagować w rózny sposób. Też każda little ma inny limit wytrzymałości, który może zależeć od jej obecnego samopoczucia. Po prostu nie rozumiem, jak można być aż takim ignorantem pozbawionym empatii. Denerwuje cię, że little płacze i nie może się uspokoić? To do cholery zadbaj, żeby poczuła się lepiej i uspokoiła. Od tego jest aftercare, które powinno przysługiwać zawsze! Zawsze! Bez względu na to jak little zniosła karę. Nawet jeśli przerwała ją hasłem bezpieczeństwa.

- Fajnie byłoby, gdyby myślał tak każdy opiekun - mruknęłam cicho.

- Powinien. Swoją drogą... Dawno nie robiłem żadnego szkolenia, może powinienem zrobić jakiś apel dla was i opiekunów?

- O karach?

- O aftercare, o haśle bezpieczeństwa, o tym, że można wszystko dopóki obie strony się na to świadomie godzą. Swoją drogą myślę, że też cenne byłoby wspomnieć, że Tata nie musi dawać córeczce za karę klapsów. Mam wrażenie, że sporo osób o tym zapomina. - Zamyślił się. - Znaczy... to jedna z kar i jeśli jest stosowana zgodnie z ustaleniami, a potem przewidziane jest aftercare to wszystko dobrze. Sam z resztą je stosuje, a dla niektórych to też forma erotycznej zabawy, gdy uległa lubi ból. Co nie zmienia faktu, że są przewinienia, za które możnaby zastosować coś innego, a mam wrażenie, że często bezrefleksyjnie wybierane są od razu klapsy.

- Lubię, gdy tak opowiadasz o karach - mruknęłam ze śmiechem, patrząc w jego oczy, na co sam też się uśmiechnął.

- Lubisz jak opowiadam? - Odgarnął mi włosy z czoła.

- Jakoś nie napełnia mnie to niepokojem, tak jak, gdy mieliśmy lekcje o karach i profesor mówił tylko: ,,Córeczka ma obowiązem przyjąć pozycję wypiętą zgodnie z poleceniem Taty i pozwolić mu zsunąć wszystko, co blokowałoby dostęp do skóry na pośladkach, na które ma trafić uderzenie." - Vincent uniósł brew, jakby myślał, że się zgrywałam. - ,,Następnie..." - Dalej przedrzeźniałam niski głos starego profesora, starając się w ten sposób nadać temu żartobliwego brzmienia, żeby nie przypominać sobie tego wszystkiego i nie bać się. - ,,ma posłusznie i dzielnie znieść karę, unikając zasłaniania pośladków, które mają otrzymać tyle uderzeń, ile zadecydował Tata, przykładając dużo uwagi do odpowiedniego głośnego, wyraźnego, poprawnego liczenia, wraz z słowami przeprosin za złe zachowanie" - dokończyłam.

- Naprawdę w taki sposób rozmawia z wami o karze? Że aż wam nieprzyjemnie o tym słuchać? Znaczy... rozumiem, że kary nie są zwykle przyjemne i słuchanie o tym też takie nie jest, ale jeśli naprawdę w takim tonie prowadzi te zajęcia to muszę z nim pogadać.

- To chyba przez ten surowy głos i używane sformułowania.

- Zrobię jakiś apel i pomyślę nad ankietami. Nawet jeśli miałoby to pomóc jednej little, to gra jest warta świeczki - mruknął, na co zaśmiałam się pod nosem.

- Jesteś naszym obrońcą - powiedziałam z dumą i widziałam, że sam poczuł się wyróżniony dzięki temu określeniu. W oczach tańczyły mu iskierki radości.

Uśmiechał się, a to był naprawdę piękny uśmiech, który mnie również napawał radością i spokojem.

Po kilku chwilach pokręcił głową i czule pocałował mnie w nos.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz